Co prawda cztery godziny trwało, nim HMS Fearless znieruchomiał (relatywnie, względem gwiazdy systemu), ale ten czas został dobrze wykorzystany. Ekipy kierowane przez McKeona i Rierson (i naturalnie przez Harknessa) przywracały do działania coraz więcej urządzeń, a porucznik Montoya i jego ludzie pracowali jak w transie, ściągając rannych i łatając ich zmasakrowane ciała. Zmarło zbyt wielu pacjentów, by Montoya kiedykolwiek mógł o nich zapomnieć, ale inni, tacy jak Samuel Webster czy Sally Mac Bride przeżyli wyłącznie dzięki niemu. Honor wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby nie pozbyła się z okrętu Suchon i nie ściągnęła z planety Montoyi.
A potem zaczął się długi, powolny powrót przypominający pełzanie paralityka. Do tego jeszcze niemowy i głuchego, jako że cały system zewnętrznej łączności został zniszczony. Nie miała żadnej możliwości zawiadomienia kogokolwiek, co się stało i czego należy oczekiwać. Dopiero gdy Fearless dowlókł się na orbitę (w trzynaście godzin po jej opuszczeniu) i blady jak śmierć Scotty Tremaine przyleciał swoją pinasą, odzyskała przynajmniej kontakt z Estelle Matsuko.
Dwa miesiące zajęło okrętom warsztatowym floty naprawienie krążownika na tyle, by mógł o własnych siłach dokonać tranzytu i dolecieć do Hephaestusa. Dwa miesiące, w trakcie których ponad połowa Home Fleet ściągnięta Przypadkiem Zulu odbywała „niezapowiedziane manewry” w systemie Basilisk. Powitała także trzy eskadry krążowników liniowych Ludowej Marynarki Haven, które przyleciały do układu planetarnego sześć dni po tym, jak Marines wystrzelali do ostatniego tubylców uzbrojonych w karabiny skałkowe.
Honor wiedziała, że nigdy nie zapomni swoich poległych, ale ogrom śmierci i zniszczenia, harówka, wątpliwości i determinacja nie poszły na marne. Warto było przez to wszystko przejść, by usłyszeć totalne zaskoczenie w głosie dowodzącego nimi admirała, gdy admirał D’Orville zaprosił go kurtuazyjnie na pokład. By móc obserwować miny oficerów Ludowej Marynarki nieustannie zapraszanych na rozmaite okręty RMN przez sztab D’Orville’a w celu wbicia im w pamięć, że system Basilisk jest częścią Gwiezdnego Królestwa Manticore i nią pozostanie, co oznaczało, że będzie broniony z równą determinacją co układ macierzysty. Dopiero po kilku dniach takiej edukacyjnej działalności pozwolono im odlecieć jak niepysznym.
I w końcu nastąpiła podróż do domu. Cała eskadra superdreadnaughtów odprowadziła krążownik do terminalu jako straż honorowa przy dźwiękach hymnu transmitowanego przez wszystkie nadajniki floty w systemie. Gdy Fearless miał rozpocząć tranzyt, King Roger, flagowy okręt D’Orville’a, oddal mu formalny salut światłami. Pod dumą i radością Honor skrywała jednak obawę, do której wolała się nie przyznawać nawet sama przed sobą. Miała nadzieję, że okręt da się naprawić i powróci do służby. Pierwszy przegląd w stoczni dowiódł, że obawy były uzasadnione — krążownik był za stary, za mały i za bardzo uszkodzony. Trzeba by go odbudowywać od podstaw, co kosztowałoby tyle samo co budowa nowego, większego okrętu tej klasy, toteż zdecydowano się go złomować. Za tydzień pozbawiony uzbrojenia i wyposażenia, które dało się zdemontować, zostanie odholowany do orbitalnej stoczni złomowej, gdzie potną go na kawałki i przetopią na surowce do budowy innych okrętów.
HMS Fearless według Honor zasługiwał na lepszy los, choć prawdą było, że zginął śmiercią wojownika, a nie dogorywał odstawiony do rezerwy. I dowiózł swoją załogę do domu — obiektywnie był to dobry koniec dobrego okrętu, po którym pozostanie coś więcej niż wspomnienie. Admiralicja zdecydowała bowiem dołączyć HMS Fearless do Listy Honorowej Royal Manticoran Navy. Czyli do listy okrętów, które wyróżniły się na tyle, by zawsze w służbie była jednostka o tej nazwie, kontynuująca tradycje poprzednika.
Ze stłumionym westchnieniem odwróciła się od okna i melancholia ustąpiła miejsca radości, gdy spojrzała na stojących obok trzech oficerów. McKeon wyglądał zupełnie inaczej, a równocześnie właściwie w białym berecie kapitana okrętu i z trzema złotymi galonami pełnego komandora na rękawach. Jego niszczyciel Troubadour miał przydział do systemu Basilisk — teraz już nie placówki, ale regularnej stacji, którą rozpoczęto właśnie budować wraz z systemem fortyfikacji. Zamiast jednego starego krążownika stacjonował już tam liczny zespół wydzielony Królewskiej Marynarki. Uśmiechnęła się do niego, nim przeniosła wzrok na pozostałych, i odpowiedział jej tym samym. Komandor porucznik Andreas Venizelos był jak zwykle przystojny, a stojący obok Rafael Cardones wcale nie wyglądał na tak młodego jak parę miesięcy temu. Obaj mieli przydziały na nowy okręt, ale nie był nim niszczyciel McKeona.
Honor także miała przydział na nową jednostkę, choć musi minąć jeszcze parę miesięcy, nim będzie mogła ponownie założyć biały beret. Venizelos był jej zastępcą, a Cardones oficerem taktycznym — na to ostatnie uparła się, mimo że nie miał stosownego starszeństwa, i nikt w dziale personalnym nie odważył się jej sprzeciwić.
— Będzie mi cię brakowało, Alistair — wyciągnęła dłoń ku McKeonowi. — Troubadour ma szczęście i dostał doskonałego kapitana, a flota potrzebuje weterana placówki Basilisk, żeby historia się nie powtórzyła. Dopilnuj, żeby admirał Stag o czymś nie zapomniał.
— Dopilnuję. — McKeon uścisnął jej dłoni zmarszczył brwi, słysząc bipnięcie komunikatora. — Na moim promie się niecierpliwią, muszę lecieć.
— Wiem. Powodzenia, kapitanie McKeon.
— Tego samego, kapitan Harrington. — McKeon zasalutował, odwrócił się i pospieszył korytarzem ku windzie.
Honor obserwowała go z uśmiechem, dopóki nie zniknął za zakrętem, po czym spojrzała na Venizelosa.
— Wyjaśniłeś problemy związane z listą załogi, Andreas?
— Wyjaśniłem, skipper. Miała pani rację: namieszał dział personalny. Obiecali, że do jutra dostaniemy poprawioną.
— Doskonale. — Przekrzywiła głową, myśląc nad czymś, po czym wzruszyła ramionami. — Chyba będzie lepiej, jak wrócicie obaj na okręt; stoczniowcy znacznie dokładniej pracują, kiedy stoi nad nimi prawdziwy oficer albo dwóch.
— Tak jest, ma’am — odparli chórem i pospieszyli ku przeciwległemu krańcowi stacji, gdzie kończono budowę nowego okrętu Honor — ciężkiego krążownika klasy Star Knight o nazwie HMS Fearless.
Spoglądała przez chwilę w ślad za nimi, a potem odwróciła się do okna i ponownie westchnęła. W sumie wszystko skończyło się lepiej, niż się spodziewała, ale zbyt wielu dobrych ludzi zginęło przez pomyłki i błędy innych, wynikające z chciwości i głupoty. W końcu jednak sporo spraw wyjaśniło się pozytywnie. Co prawda Hauptman Cartel został oczyszczony przez Trybunał Królewski z zarzutu zdrady i świadomego sabotażu. Oficjalnie też nie uznano firmy za winną przemytu, natomiast sędziowie zgodnie doszli do wniosku, że władze kartelu winny wiedzieć, czym zajmują się jego pracownicy, i ukarał firmę kilkunastoma milionami grzywny. Sąd Admiralicji uznał frachtowiec Mondragon za pryz legalnie zajęty w trakcie przemytu, dzięki czemu kapitan Honor Harrington stała się milionerką. Najważniejszym jednak skutkiem nieudanej próby zagarnięcia układu Basilisk przez Ludową Republikę Haven było zmuszenie polityków do podjęcia szybkich działań. Strach przed kolejną próbą zwrócił konserwatystów przeciw polityce Janaceka i zmusił do odwrotu liberałów i postępowców. Poprawki, jakie uchwalono do Aktu Przyłączenia, omal nie doprowadziły do apopleksji barona High Ridge i do spazmów hrabiny Marisy — były bowiem gorsze od ich najczarniejszych oczekiwań.