Выбрать главу

– To delikatna sprawa. Pytałem kogoś. Ma oddzwonić. Potem spotkałem dziwnego człowieka,który przewidział, że wieczorem...

– Rozumiem. Poszedłeś gdzieś i z kimś porozmawiałeś – zadrwiła – a teraz będziemy grzecznieczekać, aż nadejdzie wieczór? Czy ty wiesz, co się teraz dzieje w redakcji?

– Jak to co?

– Kocioł! Do sekretariatu zgłaszają się coraz to nowi świadkowie. Andrea chodzi jak gwiazdafilmowa i wszystkich bajeruje – Wilga pierwszy raz użyła przy Sternie tego słowa – że to jej zasługa.

– Jaki kocioł, o czym ty mówisz?

– Zacznę od początku. Wczoraj Manio wpadł na pomysł, że wyśle Andreę do radia i nadakomunikat. Dziś rano nasza gwiazda odczytała swoim niebiańskim głosikiem, by w sprawie zabójstw na Rynku zgłaszać się do naszej redakcji, do redaktora Sterna. Rozumiesz, na czym polegał szatański dowcip? Manio wyznaczył nagrodę – tysiąc złotych! Andrea pyszni się jak paw, a ty będziesz miał za chwilę huk roboty.

Jakub nie wierzył własnym uszom.

– Pójdę do niego i powiem, co o tym myślę – oświadczył wreszcie.

Nie zdążył nawet wstać, a już do pokoju wszedł naczelny, tak uradowany, jakby wygrał los na loterii.

– Powitać senne towarzystwo! – rzucił i nie czekając na reakcję, siadł na krawędzi biurkaSterna. Zanim jego właściciel zdążył zareagować, Manio wyłożył mu założenia genialnego planu, który zrealizował wraz z Andreą.

– Były już trzy komunikaty: po porannym dzienniku, po wiadomościach z giełdy i godzinę temupo gawędzie regionalnej. Obiecana nagroda pieniężna działa jak lep! Kazia odebrała już dziewięć telefonów i nie nadąża z notowaniem. Na dole czeka dwóch świadków. Ktoś obiecał przyjść jutro, po nich będą następni i następni. Wyobrażacie sobie, jak jutro skoczy nakład?

– Byłoby więcej chętnych, gdyby odczytała komunikat po testamencie naszego wielkiego wodza– mruknął Stern.

– Kuba, czyś ty oszalał? Zazdrościsz, bo to ja wpadłem na ten pomysł, a nie ty? Podejdź do tegobez emocji. Za kilka minut podeślę tu faceta, którego...

– Którego cierpliwie wysłuchamy – dopowiedziała przytomnie Wilga, by zapobiec szykującej sięawanturze.

– Jasne! Wyciągnijcie z niego wszystko. Co jadł na śniadanie i jaki ma numer buta. O nagrodziedecyduję ja. Gotowi? A więc do roboty! – zakończył Manio i na odchodne klepnął Jakuba po plecach.

– Boże, co za wariacki dzień! – rzucił po jego wyjściu dziennikarz. – Ten stary grzyb miał rację.

– Mówisz o naczelnym?

– Mówię o... Nie będę ci wszystkiego tłumaczył. – Machnął ręką, przypominając sobieubranego na biało ślepca.

Energiczne pukanie do drzwi przerwało gwałtowną wymianę zdań. Wilga poderwała się pierwsza i wpuściła gościa do środka. Patrzyli na niego zdumieni, z trudem hamując śmiech.

Na progu stał wąsaty facet ubrany w tramwajarski mundur, z teczką w jednej ręce i z jakimś żelastwem w drugiej.

– Niech bendzi pochwalony! – zaczął motorniczy.

– Przyszłem.

– Na wieki wieków – powiedział Stern i wskazał krzesło.

– Widzimy, że pan przyszedł – włączyła się Wilga. – To pan redaktor Jakub Stern, o którymmówili w radio, a ja nazywam się Wilga de Brie.

– A to pewnie narzędzie zbrodni? – zapytał dziennikarz, wskazując na żelastwo.

– To korba. Bez nij tramwaj nie pojidzi.

Przez blisko pół godziny wyciągali z motorniczego informacje. Ustalili i zapisali, że tego feralnego dnia, w którym znaleziono Szymona Lacha, za piętnaście piąta nad ranem motorniczy wjechał na Rynek z placu Kapitulnego i zatrzymał się niedaleko fontanny Neptuna. Wtedy też zauważył dorożkę jadącą w stronę Krakowskiej, do Amfitryty. Na jej siedzeniu było coś, co wyglądało na przykryte derką ciało, i motorniczy nie miał już teraz wątpliwości, że były pod nią ukryte zwłoki tego biednego chłopaka.

– Czy zapamiętał pan fiakra? – zapytała Wilga.

– Coś, co pozwoliłoby nam go rozpoznać – wyjaśnił Stern.

Motorniczy zastanawiał się chwilę.

– Był chudy i miał na głowi czapke.

– Jaką czapkę?

– Z barana, uszankę, a jaką niby miał mieć? – Mężczyzna przyglądał się Sternowize zdziwieniem.

Kiedy motorniczy wyszedł, Wilga zanuciła Jakubowi łyczakowskie tango: „Tramwaj za tramwajim, za tramwajim tramwaj, a za tym tramwajim jeszcze jedyn tramwaj...” i dorzuciła, że takiego korbiastego faceta dawno już nie widziała. Sternowi jednak nie było do śmiechu, tym bardziej że do pokoju weszła właśnie jego niedawna studentka Róża Winkler.

Na widok Jakuba dziewczyna poczerwieniała, szybko się jednak zreflektowała i by skryć zmieszanie, wyćwiczonym ruchem poprawiła spadającą na czoło grzywkę. Wyglądała dokładnie tak, jak opisała ją Wilga. Była niewysoką, szczupłą brunetką w okularach, z mysimi warkoczykami. Podkreśliła, że była najlepszą przyjaciółką Sary, że przyjaźniły się od gimnazjum i że Sara zmieniła się bardzo, gdy zaczęła się z kimś spotykać.

– Z kim? – zainteresował się Stern.

– Tego nie chciała mi powiedzieć. Domyślałam się, że kochanek jest od niej starszy. Proszęmnie źle nie zrozumieć, nie przychodzę po nagrodę, to mój obowiązek. Nie wypada mówić źle o zmarłej, lecz Sara nie była taka święta, za jaką ją brali koledzy i... – Spojrzała zza okularów na redaktora. – Panie Jakubie, teraz, gdy poinformowano w radiu o poszukiwaniu tego drania, czuję się zagrożona.

– I nie domyśla się pani, kto się z nią spotykał? – zapytała Wilga, patrząc dziewczynie prostow oczy.

– Ktoś spoza uniwersytetu, to pewne. Ktoś, kto ją perfidnie wykorzystał i może mieć jeszczena sumieniu dwóch moich kolegów.

– To bardzo ważne, co pani powiedziała. – Wilga spojrzała na Jakuba. – Prawda, że to wszystkozmienia?

– Tak, pani Różo, postępowanie dopiero się zaczyna – potwierdził dziennikarz – i sama paninie wie, jak bardzo nam pani pomogła.

Potem były już tylko grzeczności, a także żal, że „pan Jakub” musiał odejść, bo reszta grupy, a zwłaszcza dziewczęta, tęskni za nim i wierzy, że gdy zakończy się ta ohydna sprawa, wróci na uniwersytet.

– Jakie dziewczyny? – rzuciła dla porządku Wilga.

– No, Ruta, Joanna, Amelia i Zyta – wymieniła jednym tchem. – One wszystkie... i ja też –dodała szybko, spuszczając wzrok.

– Czy zechciałaby pani opowiedzieć kilka słów o każdej z nich? Bardzo panią proszę. – Wilga

kuła żelazo, póki gorące.

Zadowolona panna Winkler siadła na krześle i zaczęła opisywać nieznane fakty z życia studentek Sterna.

Trwało to dobre pół godziny. Po wyjściu gadatliwej Róży oboje odetchnęli z ulgą. Nowe imiona, nowe postacie, cztery podobne do siebie życiorysy, bezbarwne i prowadzące w ślepy zaułek dziennikarskiego śledztwa. Wilga, tak jak Jakub, widziała w nich raczej materiał na żony i matki, a nie na rozemocjonowane, żądne krwi walkirie.

Ledwie za panną Winkler zamknęły się drzwi, gdy w pokoju pojawił się kolejny gość – wysoki i przeraźliwie chudy kolejarz, od którego zalatywało gorzałą i czosnkiem. Mężczyzna był nieogolony, a jego grdyka wystawała zza brudnej, rozchełstanej koszuli jak połknięta pingpongowa piłka. Gość trzymał pod pachą skórzaną teczkę związaną sznurkiem. Jego chaotyczna relacja była związana ze śmiercią Pawła Zimmera. Stern zapisał dane świadka i zanotował, że w piątek 22 kwietnia o godzinie czwartej pięć nad ranem, na Rynku, przy fontannie Neptuna, zatrzymało się czarne auto. Na pytanie Wilgi o szczegóły kolejarz długo się zastanawiał. Nie znał się na markach samochodów, nie pamiętał też numeru rejestracyjnego, lecz obstawał, że obecność tego auta miała związek z makabrycznym znaleziskiem, o którym plotkowano potem w mieście. Zaznaczył, że spieszył się na służbę, na górkę rozrządową, i dlatego nie widział, co działo się później, miał jednak nadzieję, iż dzięki tej informacji zasłużył na główną nagrodę.