– Pamiętasz, Kuba?
Udał, że nie słyszy, trzymając jednak kciuki za skuteczność Długolaty.
O dziewiątej Stern przekroczył próg redakcji z nadzieją, że Wilga zmieniła zdanie. Kiedy minął sekretariat i zmierzał do swego pokoju na piętrze, na korytarzu niespodziewanie pojawiła się boska, długonoga Andrea. Zagrodziła mu drogę, a potem bez słowa złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
– Kuba, z nieba mi spadasz. Całą noc balowałam z radiowcami i mam dziś w głowie zaćmienieksiężyca. Piszę ogłoszenie o... – spojrzała na pokreśloną kartkę – o jakiejś pieprzonej stenopistce dla „Elinu”, a ja się nie wyznaję w tym trefnym temacie. Zrób to za mnie, błagam.
Stern wyjął z jej delikatnych, wypieszczonych palców ołówek, przeczytał ogłoszenie i jednym pociągnięciem napisał:
„Poszukujemy zdolnej stenotypistki polsko-niemieckiej. Warunek: biegłość w korespondencji niemieckiej.
Reflektujemy tylko na siłę z praktyką. Własnoręczne oferty prosimy kierować do firmy »Elin«. Osobiste przybycie bezcelowe”.
Andrea patrzyła z niedowierzaniem, potem pocałowała go w policzek wilgotnymi ustami i zdradziła, że była w „Bagateli”, że wciąż szumi jej w głowie szampan i że Manio absolutnie nie może się dowiedzieć, iż radiowcy chętnie widzieliby ją u siebie.
– Podobasz mi się, ale jesteś jakiś dziwny – powiedziała, gdy wychodził już z pokoju. – Czasemto się nawet ciebie boję. Gdybyś nie był takim ponurakiem, to kto wie?
Idąc do siebie, rozpamiętywał delikatny zapach perfum Andrei. Nagle zobaczył Wilgę, a raczej jej brązowe klasyczne czółenka i eleganckie pończochy. Szła wolno po schodach, jakby dźwigała jakiś ciężar. Pozwolił jej wejść na górę i przekręcić klucz. Poczekał jeszcze chwilę, potem znacząco chrząknął i nacisnął klamkę.
Na jego „dzień dobry” odpowiedziała mruknięciem. Nie podejmowała też rozmowy, gdy zahaczył o pogodę i o jej perską kotkę, która podobno na dniach spodziewała się potomstwa.
Siedziała za biurkiem z podkrążonymi oczami, przygaszona i nie do życia.
Widział, jak machinalnie słodzi herbatę, sypiąc bez opamiętania cztery łyżeczki do porcelanowej filiżanki, jak ucieka spojrzeniem po ścianach. W jej głowie wyraźnie przetaczała się burza za burzą i w końcu powiedziała coś, co zmroziło Sterna:
– On chce się ze mną skontaktować.
– Kto? Kto chce się z tobą skontaktować?
– On – powtórzyła z przejęciem.
– Jaki on?
– Doskonale wiesz, proszę cię, nie udawaj. Szukamy go od kilku miesięcy.
Stern zaniemówił.
– Skąd wiesz?
– Dostałam zaproszenie, przyszło na moją redakcyjną skrzynkę, spójrz. – Podała mu kopertę. –Tu jest dzisiejsza data i adnotacja, że dzisiaj się odezwie. Może powinnam zadzwonić do Zięby?
– Nie bądź śmieszna, to jeszcze nic nie oznacza – powiedział, jak mógł najspokojniej. – Kilkatakich zaproszeń trafiło ostatnio do magistratu. Manio pokazał mi jeden jego malunek.
– Ale dlaczego ja?
– Bo twoje teksty wzbudziły jego ciekawość. Sama wiesz, że nasza praca jest obarczonaryzykiem. Nie chwaląc się, ja też raz dostałem od niego taki bohomaz.
Wilga nie słuchała, zatopiona w myślach.
– Zastanawiam się jeszcze.
– Nad czym?
– Jeśli się odezwie, czy to zaproszenie przyjąć.
– Oszalałaś? Chcesz tego naprawdę? – Nie dowierzał.
– Doskonale wiem, czego chcę. Muszę tylko czekać.
– Na co? Aż cię znajdzie?
– Właśnie, może do mnie zadzwoni lub przyśle telegram. Może ma mi coś ważnegodo powiedzenia.
– To jakieś szaleństwo. Jesteśmy razem, razem działamy i dopóki tak jest, wierz mi, nic ci niegrozi.
– Już za późno!
– Na co?
– Na takie rozmowy!
– Nie wiesz, co mówisz! Facet jest niebezpieczny, ma setki sposobów, jak wielki wygłodniałypająk.
– Czemu porównałeś go do pająka? Co chciałeś przez to powiedzieć? Na moim miejscu...
– Ale ja nie jestem na twoim miejscu! – przerwał jej sztywno Jakub. – I dla porządku powiem ci, że ja...
– Widzę po twojej minie, że pierwszy byś stchórzył! – odparowała.
– Nigdy nie działam pod wpływem emocji, wszystko dogłębnie analizuję. – Po chwili żałowałjuż tych słów, bo Wilga zabrała torebkę i wybiegła z pokoju. Siedział jak odrętwiały, a potem ruszył za nią w pogoń. Zajrzał do wszystkich pokoi, pytając, czy jej nie było. Na końcu wszedł do sekretariatu, lecz Kazia na jego pytanie pokręciła przecząco głową.
Dostrzegł z daleka jej beżowy żakiet. Stała przy witrynie antykwariatu przy Hetmańskiej, udając, że czyta tytuły wyłożonych książek.
Stern stanął za nią i milczał, nie wiedząc, jak zacząć. Wilga zauważyła go w szybie i ruszyła przed siebie, lecz szybko ją dogonił.
– Uspokój się!
– To ty się, cholera, uspokój!
– Nie powiedziałem ci wszystkiego.
– Nie jestem ciekawa!
– Musisz mnie wysłuchać! – Jakub szarpnął ją za łokieć, zwracając na siebie uwagę dwóchwojskowych idących sprężystym krokiem w stronę Sykstuskiej.
– Puść mnie! – krzyknęła, wyrywając się.
Dwaj oficerowie z 14. Pułku Ułanów, z żółtymi otokami na czapkach, zatrzymali się, gotowi w każdej chwili zaprowadzić porządek. Wilga wykorzystała ich obecność i zaczęła biec. Stern szedł za nią wolnym krokiem, a kiedy oddalił się od wojskowych, ostro ruszył w pogoń, roztrącając przechodniów, lecz znowu stracił ją z oczu.
Dostrzegł ją w ostatniej chwili na przystanku między Furmańską i Kazimierza Wielkiego, gdy wsiadała do pierwszego wagonu tramwaju. Wskoczył na tylny pomost, niemal skręcając sobie kark.
– Ali kindurs! Zy świata chcy zyjść? – rzuciła w jego stronę jakaś kobieta z pretensją. – Dla jakijśdziuni?
– To moja sprawa – powiedział bezczelnie.
– Ta, pana, pana, a czy ja mówi, ży ni pana?! – komentowała na głos niewiasta, gdy zacząłprzepychać się do przodu.
Nie spuszczał Wilgi z oczu, a kiedy wysiadła, odczekał moment i znowu wyskoczył, by przeciąć jej drogę na Wałach Hetmańskich.
– Nie musisz się mnie bać! – zawołał, podnosząc ręce.
– Kuba! Jeśli jeszcze raz do mnie podejdziesz, będę krzyczeć! – zagroziła.
– Wszystko będzie dobrze – starał się ją uspokoić.
– Chcę tylko z tobą porozmawiać, jest umowa, tak?
– Przecież ty nie dotrzymujesz umów! – krzyknęła wściekle, omijając go i kierując się w stronęulicy Kopernika.
– Ustaliliśmy kiedyś zasady: pracujemy razem. Nie zaprzeczysz, że wczoraj udał nam sięwywiad z panią Stelze!
– I co z tego! Cholernie przejąłeś się moją rolą – powiedziała już łagodniej, zwalniając nieco.
– Możemy usiąść? – zapytał przebiegle, wskazując ławkę pod okazałym klonem, niedalekożeliwnej pompy.
– Coś słabo u pana redaktora z kondycją – zakpiła, rozglądając się czujnie na boki. Usiadłana skraju ławki, gotowa natychmiast się poderwać.
– Nie musiałaś uciekać – powiedział, zajmując miejsce obok.
– A ty nie musiałeś...
Zamilkli, dysząc ciężko.
– Masz rację – spróbował uśpić jej czujność. – Oboje popełniliśmy błąd. Najwyraźniej bawi gonasza sytuacja. To nie jest przyjemniaczek, to nie jest zwykły przeciwnik, tylko niebezpieczny czubek. Facet potrzebuje widzów, by kreować przed nimi swój absurdalny świat! Z taką wiedzą nie masz prawa nawet myśleć o tym spotkaniu.
Wilga przełknęła uwagę.
– On chce, żebym była jego widzem.
– To wykluczone.
– Wybrał mnie, bo chce mnie do czegoś przekonać. Zrozum, to nasza jedyna szansa!