Zamarł w bezruchu. To rozcięcie było zbyt równe. Z boku zwierzęcia znajdowała się jeszcze jedna rana. Właściwie nie rana, ale nacięcie. Brakowało jednej łapy. Była równo odcięta w stawie. Żadne zwierzę nie mogło tego zrobić zębami lub pazurami. To mogło być wykonane tylko przez takie stworzenie, które było wyposażone w bardzo ostry nóż. Brion spojrzał w kierunku pogrążonego w mroku zagajnika. Czy z tej kryjówki spoglądały na niego czyjeś oczy? Czyżby na tej planecie była jakaś inteligentna forma życia? Czy to możliwe, aby to były oczy ludzkie?
6. Spotkanie z obcym
Teraz należało się zastanowić, a nie działać. Brion wiedział o tym od chwili, w której zobaczył te równe nacięcia. Powoli wsunął nóż do pochwy przytwierdzonej do pasa i równie wolno usiadł na ziemi. Spojrzał w kierunku jeziora, udając, że nie patrzy na drzewa — widział je jednak wyraźnie kątem oka. Jedyny ruch, jaki dostrzegł, pochodził od falującej na wietrze trawy.
To leżące u jego boku zwierzę zabiły inteligentne stworzenia. Wyposażeni w noże ludzie lub Obcy, którzy okaleczyli te zwłoki i zbiegli z odciętym mięsem. Kimkolwiek byli, musieli dostrzec go i uciec w pośpiechu między drzewa. Najprawdopodobniej byli tam teraz i obserwowali go. Rozluźnił mięśnie i skoncentrował się, aby nawiązać z nimi kontakt, ale jego zdolności empatyczne były niewiele warte na taką odległość. Wyczuwał stany emocjonalne ludzi tylko wtedy, kiedy znajdowali się blisko niego. Gdy oddalali się, szybko przestawał je odbierać. Skoncentrował się jeszcze raz, próbując wyłapać jakiś impuls. Jest — chyba jakieś stworzenie. Tyle tylko mógł o nim powiedzieć. Impuls był tak słaby, że mógł pochodzić od jakiejkolwiek żywej istoty — człowieka, może nawet Obcego, mógł też być prostym strumieniem świadomości takiego zwierzęcia jak to, które leżało martwe przed nim. Cokolwiek oznaczał, był słabo wyczuwalny. Byłoby mu łatwiej zidentyfikować go, gdyby był wyraźniejszy i silniejszy.
Brion zdecydował się błyskawicznie: wyskoczył wysoko w powietrze, wydając przy tym dziki okrzyk. Opadłszy na ziemię, zaczął okrążać ciało zwierzęcia, nadal głośno pokrzykując. Zatoczywszy koło, usiadł z powrotem uśmiechając się z zadowoleniem. A jakże, był tam ktoś! I nie był to żaden Obcy ani żaden tutejszy gad. Ta emocjonalna reakcja, którą wyczuł, pochodziła od człowieka, który przestraszył się nie na żarty, kiedy Brion niespodziewanie podskoczył z krzykiem. Był to mężczyzna. Obserwował go, ukryty za zasłoną drzew. Opanowany był przez strach. To był ten stan emocjonalny, który wyemanował z siebie w odpowiedzi na niespodziewany krzyk Briona. Bał się go. Brion musiał się z nim skontaktować, mimo jego panicznego strachu. Ale jak to zrobić? Popatrzył jeszcze raz na leżące obok niego martwe zwierzę. Mimo nieapetycznego wyglądu ciała oraz zielonej krwi, jego mięso musiało być jadalne dla ludzi. Ukrywająca się istota była bowiem człowiekiem — ten fakt był tak oczywisty, jak jego emocje. Człowiek ten odciął kawał mięsa, aby je zjeść, ale zobaczywszy Briona zdążył zabrać ze sobą tylko jedną łapę. Należało zatem wykonać jakiś przyjazny gest. Brion oddzielił drugą tylną łapę, odcinając ją równo od reszty ciała. — Podniósł ją do góry i wyciągnął przed siebie, aby była wyraźnie widoczna, po czym ruszył w stronę drzew, uważając, aby nie iść prosto w kierunku ukrytego obserwatora. Kiedy dotarł do pierwszego drzewa, jednym ruchem ściął grubą gałąź i zrobiwszy nacięcie pod ścięgnem łapy, nadział ją na gałąź i zostawił.
Pierwszy krok. Jeśli obserwator weźmie mięso, będzie to oznaczało, że kontakt został nawiązany. Teraz jest właściwy moment, aby pójść napełnić butelkę wodą. Wydeptaną przez zwierzęta ścieżką doszedł do jeziora, po czym przedzierając się przez trzciny wszedł po pas do wody. Była czysta i nie zamulona. Spróbowawszy, napełnił nią butelkę. Kiedy ruszył w drogę powrotną, słońce zbliżało się do horyzontu. Kilka padlinożernych latających jaszczurek siedziało na zwłokach zabitego zwierzęcia i rozszarpywało je po kawałku ostrymi jak igły zębami. Zatrzepotały leniwie skrzydłami, skrzecząc piskliwie, kiedy przechodził obok. Słońce dotykało już horyzontu. Patrząc na nie musiał jednak przysłonić ręką oczy. Łapy nie było na gałęzi, lecz zorientował się, że ukryty obserwator nadal czaił się w pobliżu. Jedyne, co Brion mógł teraz zrobić, to czekać. Ale nie tak blisko tego martwego zwierzęcia. To byłoby nierozsądne: ścierwojady wciąż nad nim krążyły, skrzecząc bez przemy i mogły zwabić jeszcze innych, większych amatorów padliny. Bezpieczne schronienie mogły mu zapewnić drzewa. Wykonując łatwe do rozszyfrowania, spokojne ruchy w zapadającym mroku, obszedł zabite zwierzę i wszedł do zagajnika.
W miarę jak zapadała noc, nieznany mężczyzna oddalał się, wchodząc coraz głębiej między drzewa, aż w końcu poczucie jego obecności stało się ledwie wyczuwalnym impulsem balansującym na skraju zdolności empatycznych Briona. Najwyraźniej nie chciał być zaskoczony w nocy. Brion zresztą również. Wymościł sobie posłanie z opadłych liści obok największego drzewa i ułożył się do snu z nożem mocno zaciśniętym w ręku. Spał czujnym snem, podczas którego nie tracił świadomości tego, co się działo wokół niego. Obudził się tylko raz, kiedy w pobliżu przepełzło jakieś nocne stworzenie. Wyczuło jego obecność i nie zbliżało się do niego. Nic więcej nie niepokoiło go tej nocy. Obudził się wypoczęty wraz z pierwszymi promieniami słonecznymi.
Myśliwy wciąż był w pobliżu… i wciąż go obserwował. Brion czuł napływający od niego strumień energii, kiedy wyszedł spomiędzy drzew na równinę. Byt w nim już nie tylko strach, ale również ciekawość. Brion wiedział, że musi panować nad swoją niecierpliwością. Następny krok należał do niewidocznego obserwatora.
Czekanie nie należało do łatwych zajęć. Po południu miał już dosyć siedzenia i oczekiwania, że coś się stanie. Stada roślinożernych zwierząt pasły się w oddali przechodząc z miejsca na miejsce. Słońce wznosiło się wysoko na bezchmurnym niebie i nic się nie działo. Brion zjadł swoją rację żywnościową zwilżając ją wodą z jeziora. Aby poskromić niecierpliwość zaczął układać wiersz o otaczającym go krajobrazie, ale szybko stwierdził, że jest to zajęcie jeszcze bardziej nużące niż samo czekanie. Potem spróbował zagrać ze sobą w szachy w pamięci, ale po dwudziestym ruchu czarnych pogubił się i również z tego zrezygnował. W środku popołudnia miał już dosyć. Tamtemu człowiekowi najwyraźniej wystarczało leżenie w ukryciu i obserwowanie go. Postanowił zadziałać. Wstał i przeciągnął się, po czym ruszył powoli w kierunku nieznanego mężczyzny. Odebrał tak silny i wyraźny impuls strachu, że mógł z łatwością ustalić miejsce jego kryjówki. Znajdowała się za pniem dużego, powalonego drzewa. Przystanął i uniósł nad głową otwarte dłonie. Uczucie paniki zniknęło, lecz strach pozostał, całkowicie tłumiąc ciekawość, która trzymała myśliwego w ukryciu przez cały dzień i skłaniała go do prowadzenia obserwacji. Teraz Brion odbierał mieszaninę emocji, w której pojawiła się żądza, wciąż jednak tłumiona przez strach. Zrobił krok do przodu i wówczas strach całkowicie ją zagłuszył. Łowca rzucił się do ucieczki. Kiedy Brion podszedł do jego kryjówki, zrozumiał, skąd wzięły się w nim te dwa sprzeczne stany emocjonalne. Leżały tam oba udźce. Porzucone w panice, za ciężkie do niesienia w biegu. Brion pochylił się i podniósł je, po czym zarzucił je sobie bez wysiłku na barki, po jednym z każdej strony, i ruszył śladem łowcy.