Szybko się zorientował, że łowca kieruje się w stronę większej gęstwiny i ciągnących się za nią wzgórz. Kiedy Brion upewnił się co do tego, wrócił na równinę i ruszył co tchu skrajem zagajnika, aby go wyprzedzić. Poruszanie się było tu znacznie łatwiejsze i mimo iż był objuczony mięsem, bez trudu udało mu się to osiągnąć. Wbiegł między drzewa i zatrzymał się w miejscu, w którym przebiegała przewidywana trasa ucieczki łowcy. Brion czuł, jak tamten zbliża się do niego. To było dobre miejsce, aby na niego zaczekać. Dysząc ciężko położył na ziemi swój bagaż i uspokajając lekko przyspieszony oddech zamarł w oczekiwaniu, patrząc w kierunku, z którego spodziewał się nadejścia łowcy. Wyczuwał coraz wyraźniej jego strach i rosnące zmęczenie.
Dostrzegli się w tym samym momencie i nowy strumień strachu wyrzucił gwałtownie rękę łowcy do przodu. Brion zobaczył jedynie błysk ostrza dzidy mknącej prosto na niego. Odskoczył w bok, a dzida wbiła się w pień drzewa. Łowca kucnął i wyciągnął nóż. Brion powoli stawał na nogi. Nie spuszczając go z oczu, wyciągnął dzidę z drzewa i rzucił ją na ziemię. Potem równie wolno wyciągnął swój nóż i rzucił go obok dzidy. Fale strachu wciąż emanowały od łowcy. Brion czekał w milczeniu, aż ten strach osłabnie, po czym przemówił spokojnym głosem.
— Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Oto mój nóż, a tu jest mięso. Zostańmy przyjaciółmi.
Łowca nie rozumiał go, ale łagodność jego głosu najwyraźniej wywarła na nim pewne wrażenie. Brion wskazał na mięso i broń mówiąc nieprzerwanie tym samym spokojnym tonem, po czym odszedł na bok, starając się być cały czas w polu widzenia łowcy. Kiedy znalazł się w odległości kilku metrów, zatrzymał się i usiadł na ziemi, opierając się plecami o drzewo. Czekał teraz na krok tamtego. Koncentrując się na emanujących od niego emocjach, czuł wyraźnie stopniowe tłumienie strachu przez ciekawość. Łowca zrobił niepewny krok do przodu, potem jeszcze jeden, aż w końcu wyszedł na światło słoneczne. Spoglądali na siebie ze wzajemną ciekawością. Łowca był bez wątpienia człowiekiem, był kościsty i niskiego wzrostu, sięgał Brionowi zaledwie do ramion. Miał długie, zmierzwione włosy. Zlepione brudem kosmyki opadały mu prosto na twarz. Odziany był w jaszczurczą skórę, taką samą skórą owinięte miał niezdarnie stopy. Kiedy podszedł bliżej, popatrzył ze strachem, szeroko rozdziawiając przy tym usta, na ubranie i buty Briona, który uśmiechnął się do niego, gdy ten pochylił się nad bronią. Starał się zachować spokój, widząc swój nóż w jego rękach. Łowca obracał go na wszystkie strony przyglądając mu się z podziwem. Poczuł nagły strach, gdy rozciął sobie palec. o ostre jak brzytwa ostrze. Włożył palec do ust i zaczął go ssać niczym dziecko. Kiedy po chwili przezwyciężył ból i strach, pochylił się i odkroił nożem kawałek mięsa z jednego z udźców. Brion poczuł dreszcz zadowolenia, gdy łowca wyciągnął powoli w jego kierunku kawałek surowego mięsa. Skinął głową i uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym ruszył wolno do przodu z wyciągniętymi rękoma. Kiedy przeszedł kilka kroków, łowca znowu zareagował strachem i rzuciwszy mięso, cofnął się o parę metrów. Brion zatrzymał się i poczekał cierpliwie, aż tamten się uspokoi, dopiero potem ostrożnie ruszył dalej. Kiedy doszedł do porzuconego kawałka mięsa, pochylił się i podniósł go. Włożył do ust i żuł przez chwilę. Mięso było wstrętne, mimo to uśmiechnął się i potarł brzuch mlaskając z zadowoleniem. Strach łowcy zmalał wyraźnie. On również się uśmiechnął, najpierw niepewnie, potem szeroko i potarł brzuch tak samo jak Brion, naśladując przy tym wydawane przez niego dźwięki. Kontakt został nawiązany.
7. Pierwszy kontakt
Kiedy wreszcie pokojowy kontakt został nawiązany, łowca wyglądał, jakby cały strach go opuścił. Brion czuł to empatycznie, chociaż z początku trudno mu było to zrozumieć. Był to dorosły mężczyzna, który objawiał jednocześnie dziwnie infantylne reakcje. Początkowy strach na widok obcego został stłumiony przez późniejszą ciekawość i zamiast uciekać, pozostał, aby przyjrzeć się Brionowi, a nawet zanocował w jego pobliżu. Najpierw żądza, potem znowu strach — wyglądało to, jak gdyby potrafił przeżywać tylko jeden stan emocjonalny naraz. Jak dziecko. Teraz mówił coś wesoło do siebie oglądając ubranie i buty Briona, pił hałaśliwie wodę z jego butelki. W końcu posmakował suchego prowiantu, wkrótce jednak odrzucił go z niesmakiem. Wszystko to robił nie zadając żadnych pytań, z iście dziecinną akceptacją nowej sytuacji.
Nie zareagował nawet wtedy, gdy Brion, pokazując mu zawartość swojej torby, spokojnie podniósł swój nóż i schował go do pochwy. Co więcej, nawet tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty oglądaniem posiadanych przez Briona przedmiotów, aby zachować minimalne chociaż środki ostrożności.
Brion nie potrzebował wiele czasu, aby dojść do wniosku, że kultura tego człowieka była tak prymitywna, jak prosta i pozbawiona refleksji była akceptacja nowej znajomości. Posiadane przez niego przedmioty były wytworami typowymi dla epoki kamiennej. Ostrze dzidy było ostrym odłamkiem szklistej skały wulkanicznej, niezdarnie przywiązanym do końca drzewca. Nóż był również wyłupany z kamienia. Jaszczurcze skóry, które nosił, były zupełnie nie wyprawione, na co jednoznacznie wskazywał ich zapach. Jedyną ozdobą, czyli nieużytkowym przedmiotem, jaki posiadał, była jaszczurcza czaszka. Nosił ten odrażający przedmiot z gnijącą z wierzchu skórą jak hełm.
Kiedy łowca zaspokoił pierwszą ciekawość, Brion spróbował porozumieć się z nim. Zakończyło się to niemal całkowitym fiaskiem. Po nie kończącym się wskazywaniu na siebie i wymawianiu swojego imienia, a następnie wskazywaniu na niego i zadawaniu pytania, Brionowi udało się w końcu ustalić, że nazywał się Vjer lub Vjr — pojedynczy dźwięk, chyba jednak całkowicie pozbawiony samogłosek, Imię Briona wypowiadał jako Bran lub, również całkowicie pozbawione samogłosek, Brn. Na tym kończyła się ich rozmowa. Vjer szybko stracił zainteresowanie dla słów i nie chciał uczyć, się żadnych innych wyrazów wypowiadanych przez Briona, nie miał też ochoty nauczyć Briona swoich. Zakres jego zainteresowań był bardzo ograniczony. Kiedy poczuł pragnienie, opróżnił całą butelkę wody, więcej jej przy tym wylewając niż wypijając. Później, kiedy poczuł głód, odciął kawałek zielonego, jaszczurczego mięsa, rojącego się już od owadów, przeżuł je i zjadł na surowo z wyraźnym zadowoleniem. Brion z trudem akceptował wszystko co było związane z tym człowiekiem.
Vjer (lub Vjr) był po prostu człowiekiem pierwotnym. Korzystając ze swoich zdolności empatycznych, Brion mógł z całą pewnością stwierdzić, że Vjer niczego nie udawał. Był dokładnie taki, na jakiego wyglądał. Był pozbawionym wyobraźni, prostym człowiekiem z epoki kamiennej. A jednocześnie jego planeta była zdominowana przez dwie siły toczące ze sobą nieustanną wojnę, używające najbardziej nowoczesnych broni… Gdzie w tym wszystkim było miejsce Vjera? Czyżby był swego rodzaju wyrzutkiem? Uciekinierem z pola walki? Nie było możliwości rozstrzygnięcia tej kwestii bez znalezienia sposobu na porozumiewanie się. Był sam czy też był członkiem jakiejś większej grupy? Jaki następny krok należało teraz zrobić? Rozmyślania jego przerwał sam Vjer. Skończywszy jeść mięso, nie zważając na nic uciął sobie drzemkę. Usiadł na skrzyżowanych nogach i w jednej chwili zapadł w głęboki sen — jego odruchy były bardziej zwierzęce niż ludzkie. Potem równie nagle obudził się, wyskakując w powietrze i mamrocząc jakieś niezrozumiałe słowa. Musiał coś postanowić, gdyż odciął długie, grube pnącza od jednego z drzew swoim kamiennym nożem. Związał nim oba udźce i postękując zarzucił je sobie na plecy. Trzymając nóż w jednej ręce, a dzidę w drugiej ruszył ścieżką przed siebie, po chwili jednak przystanął, jak gdyby sobie coś przypomniał.