Выбрать главу

— Brrn — powiedział, chichocząc. — Brrn, Brrn! Następnie odwrócił się i chciał odejść.

— Zaczekaj — zawołał Brion. — Pójdę z tobą! Zaczął iść za nim, ale szybko zatrzymał się, kiedy poczuł nagły impuls strachu. Vjer wpadł w taki popłoch, że cały się trząsł i wymachiwał agresywnie dzidą. Próbował wycofać się tyłem, lecz zatrzymał się, kiedy zobaczył, że Brion ruszył za nim. Emanowało z niego uczucie nieszczęścia, z oczu kapały rzęsiste łzy.

— Cóż, widzę, że nie chcesz, abym szedł z tobą powiedział Brion łagodnym, jak mu się zdawało, tonem. Spotkamy się jeszcze. Będziesz pewnie gdzieś tam na tych wzgórzach i nie powinno być problemu z odszukaniem ciebie.

Strach Vjera zmalał, kiedy zobaczył, że Brion nie ruszył za nim tym razem. Wycofał się między drzewa, po czym odwrócił się do tyłu i co sił w nogach pobiegł przed siebie, objuczony mięsem. Kiedy zniknął z pola widzenia, Brion zawrócił i poszedł w przeciwnym kierunku, z powrotem na równinę. Zboczył nieco z trasy, aby napełnić butelkę wodą, po czym zaczął biec powoli tą samą trasą, którą szedł poprzedniego dnia. Miał teraz ważne zadanie do wykonania. Pole bitwy mogło poczekać. Im bardziej opóźniał się kontakt ze śmiertelnym wrogiem, tym lepiej. Będzie na to dużo czasu, kiedy uda mu się porozumieć z Vjerem. Prawdopodobnie będzie to możliwe, niemniej z pewnością upłynie sporo czasu, zanim Vjer będzie mógł opowiedzieć mu o tej wojnie, dzięki czemu da się może uniknąć konieczności podejmowania tej niebezpiecznej wyprawy.

Krater był wyraźnie widoczny na otwartej równinie i Brion skierował się w jego stronę, zatrzymując się w odległości około stu metrów od niego. Następnie wydeptał koło w trawie, żeby zapewnić lepszą widoczność wstęgom sygnalizacyjnym. Zajęło mu to zaledwie kilka minut. Do przytrzymania wstęg użył kawałków gruntu wyrzuconych z krateru. Po ułożeniu znaku z policzył do stu. To powinno wystarczyć komputerowi pokładowemu lądownika znajdującego się wysoko na orbicie do odszukania go i wycelowania skanera na to miejsce. Kiedy, jak sądził, był już obserwowany, ułożył znak v, później znowu z, po nim dwa I. Potem usiadł z boku, wypił kilka łyków wody i czekał.

Wiadomość, którą nadał, była prosta: Ląduj. W tym miejscu. Jak najszybciej. Teraz komputer dokonuje pewnie niezbędnych obliczeń. Biorąc pod uwagę obecną orbitę lądownika, powinien wylądować za godzinę, najpóźniej dwie. Brion odczekał jeszcze kilka minut, po czym zebrał wszystkie wstęgi, z wyjątkiem tych, które tworzyły znak z i schował je. Następnie oddalił się na odległość niespełna pół kilometra i usiadłszy na ziemi, zamarł w oczekiwaniu. Komputery są dosłowne i statek wyląduje na pewno dokładnie we wskazanym miejscu. Nie miał zamiaru tkwić tam, kiedy to nastąpi. Im dłużej jednak myślał o zaistniałej sytuacji, tym bardziej się niepokoił. Cała akcja stawała się nagle znowu bardzo niebezpieczna. Lądowanie zajmie trochę czasu i tego nie da się uniknąć w żaden sposób. Miejsce, które wybrał, sprawiało wrażenie najbezpieczniejszego — było położone z dala od wszystkich miejsc walk. Było podwójnie bezpieczne, gdyż ewentualne detektory metalu mogą zostać wprowadzone w błąd przez sterczące w ziemi skrzydło zestrzelonego samolotu. Jeśli komputery rejestrują takie rzeczy, to miejsce to może być oznaczone jako niegroźne. Wszystko to było jednak czystą spekulacją. Musiał liczyć także na odrobinę szczęścia. Potrzebował pewnego urządzenia. Jeśli będzie działał odpowiednio szybko, zdąży wejść na pokład, odszukać, co mu trzeba, wyjść na zewnątrz i umożliwić Lei start w ciągu dwóch minut. Miał nadzieję, że to wystarczy. Po bezpiecznym odlocie lądownika schowa sprzęt pod skrzydłem samolotu i szybko się oddali. Jeśli do rana nic się nie stanie z ukrytym sprzętem, zabierze go ze sobą i pójdzie szukać Vjera.

Zanim usłyszał odległy pomruk silników rakietowych nad sobą, słońce zniżyło się nad horyzont, skąd świeciło czerwonawym blaskiem przenikającym przez cienką warstwę chmur. Podniósł głowę i dostrzegł maleńki punkt światła opadający w dół. Był znacznie jaśniejszy od zachodzącego słońca i bardzo szybko rósł w oczach, przechodząc w słup ognia, który sprowadzał lądownik bezpiecznie na ziemię. Pojazd osiadł na ziemi dokładnie w miejscu, w którym był rozłożony znak z, obracając go natychmiast w popiół. Brion ruszył co sił w nogach w jego kierunku, nie czekając, aż zgasną silniki. Nim do niego dobiegł, otworzyła się klapa śluzy powietrznej i w dół zsunęła się ze szczękiem elastyczna drabina. Brion złapał rękoma za jej szczeble i zaczął podciągać się w górę, ręka za ręką, nie chcąc tracić czasu na szukanie ich stopami, gdyż kołysała się na całej długości. Jego dłonie pracowały sprawnie niczym tłoki silnika, wznosząc go wzdłuż kadłuba statku do śluzy powietrznej. Lea odwracała się właśnie od pulpitu sterowniczego, kiedy pojawił się za jej plecami. Objął ją mocno ramionami, przytulając do siebie, pocałował ją z głośnym cmoknięciem i puścił.

— Wspaniale znowu cię widzieć — powiedział, odwracając się i przystępując do grzebania w szafce. — Tu jest interesująco, ale samotnie. Potrzebuję… o jest Do zobaczenia! Startuj, jak tylko znajdę się w bezpiecznej odległości.

Przystanął gwałtownie, ponieważ zablokowała swoim ciałem wejście do śluzy, patrząc na niego ze złością.

— Dość tego, mój błyskawiczny kochanku! Najwyższy czas, abyśmy sobie trochę pogadali…

— Nie teraz. Musisz się stąd wynieść, wrócić na orbitę. Lada chwila możemy zostać zaatakowani…

— Zamknij się. Włącz zdalne sterowanie. Zaczekam na ciebie na ziemi.

Lea podniosła ciężki plecak, odwróciła się i zaczęła schodzić po drabinie, podczas gdy zaskoczony Brion zastanawiał się, co jej odpowiedzieć. Miał jej kazać wrócić, wsadzić ją siłą do środka, mimo iż tego nie chciała, próbować ją przekonać, wytłumaczyć, że to, co robi, jest niebezpieczne? Wszystkie te myśli kłębiły mu się w głowie, aż w końcu stwierdził, że żadne z tych wyjść nie jest dobre. Muszą ich chyba na Ziemi uczyć jak być konsekwentnym, ponieważ kiedy podejmowała jakąś decyzję, nie było sposobu, aby ją zmienić. Pogodził się z jej postanowieniem, przyznając w duchu, że jej obecność przy nim była zdecydowanie lepsza od dotychczasowej samotności.

To wszystko trwa za długo! Podbiegł do pulpitu sterowniczego i wyciągnął z gniazda przyrząd do zdalnego sterowania. W tym samym momencie zapaliło się na nim światełko sygnalizacyjne oznajmiające, że przyrząd jest gotowy do działania. Przypiął go do pasa obok HPJ, kiedy wbiegał do śluzy powietrznej. Następnie spuścił się po drabinie. Znalazłszy się na wysokości kilku metrów nad ziemią, zeskoczył z ostatnich szczebli i wcisnął kilka przycisków na sterowniku. Biegnąc, słyszał trzask zamykanych wewnętrznych drzwi śluzy oraz szczęk wciąganej do góry drabiny.

Lea nie czekała na niego, wiedząc, że Brion biega dwa razy szybciej od niej. Toteż, mimo iż biegła najszybciej jak mogła, momentalnie ją dogonił. Złapał ją w biegu i nie zwalniając ani na chwilę, pobiegł z nią dalej. Kiedy usłyszał odgłos zapłonu silników, pociągnął ją na ziemię i zasłonił swoim ciałem. Objął ją ramieniem, gdy zadrżała ziemia i omiótł ich gorący obłok pyłu. Kiedy się nieco uspokoiło, usiadła krztusząc się i pocierając oczy.