— Jeżeli jeszcze straciliśmy sterownik radiowy, który schowałeś w kraterze, to już teraz możemy pomyśleć o samobójstwie. Nie mam ochoty znaleźć się w rękach tych typów po raz drugi… — Pochyliła się nad jeńcem, aby przyjrzeć mu się z bliska, po czym zmarszczyła nos z niesmakiem. — Okropny. A jeśli już mówimy o rękach… to czy ten naszyjnik na jego szyi nie jest przypadkiem zrobiony z kości ludzkich palców?
Brion przytaknął.
— To właśnie wydało mi się najbardziej interesujące. Właśnie dlatego go pojmałem. Ten naszyjnik interesuje mnie takie z osobistych względów.
W jego głosie pojawił się cień gniewu, którego wcześniej w nim nie było. Skłoniło ją to do ponownego przyjrzenia się naszyjnikowi. Wśród zbielałych palców znajdował się jeden ciemniejszy. Nie, nie ciemniejszy, ale inny. Przyjrzała mu się bliżej i zobaczyła, że był świeżo obcięty i pokryty jeszcze ciemnymi plamami krwi. W nagłym olśnieniu spojrzała z przerażeniem na Briona. Przytaknął jej z ponurym wyrazem twarzy, unosząc do góry prawą rękę, aby zobaczyła wyraźnie, że ma na niej już tylko cztery palce. Westchnęła głęboko.
— Dlaczego ci to zrobili… są wstrętni! Ukryłeś to przede mną…
— Nie było sensu o tym mówić, skoro nie można już nic na to poradzić. To nic poważnego. Obwiązali rzemieniem kikut, aby zatamować krwawienie. Najbardziej z tego wszystkiego interesuje mnie jednak znaczenie tego aktu. Ten człowiek będzie mógł nam to wyjaśnić. — Okaleczoną ręką wykonał gest oznaczający, że nie ma o czym mówić. — Tą sprawą zajmiemy się później. Teraz, zanim przystąpimy do dalszych działań, musimy ściągnąć lądownik. Mam nadzieję, że twoje obawy związane ze sterownikiem są przedwczesne i że jest tam, gdzie go schowałem. Prawdę powiedziawszy, nie dowiemy się tego, dopóki tego osobiście nie sprawdzimy. Musimy więc jak najszybciej dotrzeć do krateru i ściągnąć lądownik. Wsiądziesz do niego i odlecisz najszybciej, jak to tylko będzie możliwe…
— Bez ciebie? Aż tak bardzo polubiłeś to nieprzyjemne miejsce?
— Niespecjalnie. Ale wyznaczona robota musi być wykonana. Poza tym nie chcę, aby ten typ znalazł się na pokładzie statku.
— Dlaczego? Boisz się, że zawładnie nim?
— Wręcz przeciwnie. Opierając się na odczuciach Vjera, jestem głęboko przekonany, że zabranie któregokolwiek z tych ludzi poza ich naturalne środowisko może być dla nich tragiczne w skutkach. Będę całkowicie bezpieczny, czekając tutaj na twój powrót. Czas, jaki zajmie lądownikowi jedno okrążenie orbity wystarczy ci na skompletowanie sprzętu z listy, którą zaraz sporządzimy. Następnie wylądujesz z całym tym sprzętem.
— Czy nie powinnam na początku zarejestrować tego wszystkiego, co już odkryliśmy?
— Ta sprawa to pozycja numer jeden na liście. Kiedy to skończysz, będziesz musiała szybko skompletować sprzęt, którego będziemy potrzebowali. Niestety nie da się uniknąć tego, że będzie on zawierał dużo metalu. Nadal uważam, że bardzo ważne jest, żeby nie posiadać przy sobie żadnego metalu. Jeśli okaże się, że tamto skrzydło samolotu jest nietknięte, będzie to oznaczało, że będziemy mogli ukryć tam wszystkie zawierające metal przedmioty do czasu, kiedy będą nam potrzebne.
— Takie, jak na przykład granaty ogłuszające, parę rozpylaczy?
— Mniej więcej to miałem na myśli. Nie mam ochoty na powtórkę dzisiejszej nocy.
— Ani ja. — Wyraźnie zmęczona podniosła się. — Jeśli jesteś gotowy, możemy ruszać w dalszą drogę. Czuję ciarki na skórze, siedząc tu zwrócona plecami do tych drzew.
— Musisz przejść próbę, abyśmy mogli stwierdzić, czy masz zdolności empatyczne — powiedział Brion, podnosząc i kładąc sobie na ramię wciąż nieprzytomnego starca. — Szukają nas już, czuję to od kilku minut. Wyczuwam jednak tylko ich zaniepokojenie i dezorientację, z czego wnioskuję, że nie natrafili jeszcze na nasz ślad.
— Teraz mi mówisz! Ruszajmy. — Wyprostowała się i skierowała się w dół wzgórza.
Brion ruszył za nią truchtem i po kilku krokach przegonił ją.
— Pobiegnę przodem — powiedział. — Kiedy znajdziemy się na otwartej przestrzeni, na pewno od razu nas zobaczą. Dlatego właśnie chcę jak najszybciej ściągnąć lądownik.
— Nie trać czasu na gadanie… biegnij! Będę biec za tobą.
Biegła najszybciej jak mogła, ale nie nadążała za nim. Brion pędził dużymi susami prosto w stronę krateru. Lea co chwilę oglądała się za siebie. Po pewnym czasie musiała zwolnić i przejść pewien odcinek, aby odsapnąć, po czym — ponownie zerwała się do biegu. Z trudem wbiegła na niewielkie wzniesienie. Kiedy znalazła się na jego wierzchołku, zobaczyła daleko przed sobą, jak Brion wychodzi z krateru… i wymachuje czymś połyskującym w słońcu. A więc sterownik był na miejscu!
— Lądownik jest już w drodze — powiedział Brion, kiedy dowlekła się do niego. — I jak na razie nie widać, aby ktoś nas ścigał.
— Nigdy w życiu… tak się nie zmęczyłam — wysapała, osuwając się na ziemię.
Brion położył obok niej sterownik i pobiegł z powrotem do krateru.
— Daj mi znak, kiedy stary się poruszy — powiedział. — Chcę jeszcze raz skopiować tamtą tabliczkę znamionową, którą znalazłem obok skrzydła. Tamta kopia przepadła, ponieważ wyryłem ją na butelce od wody. Kiedy znajdziesz się w statku, zakoduj tę kopię za pomocą modemu — dodał i zniknął za krawędzią.
Lea spojrzała na naszyjnik zawieszony na szyi chrapiącego starca i wzruszyta ramionami. Cóż za zezwierzęceni ludzie! Odciąć tak po prostu człowiekowi palec. W jakim celu? To musi oznaczać dla nich coś ważnego, coś związanego z jakimś rytuałem. Na pewno Briona boli ta ręka, a mimo to nie uskarża się. Jest niezwykły pod każdym względem. Ten kikut musi zostać zdezynfekowany, aby nie wywiązało się zakażenie. Apteczka powinna być umieszczona na samej górze listy. Można będzie spowodować odrośnięcie palca, ale nie da się usunąć teraz bólu i niewygody.
— Skopiowałem te znaki na tym kawałku kory — powiedział Brion, wyszedłszy z krateru. — Rozumiesz coś z nich?
Obróciła korę na wszystkie strony i pokręciła głową przecząco.
— To żaden ze znanych mi języków, mimo iż te symbole wyglądają mi znajomo. Być może banki pamięci zawierają coś…
Siwowłosy jeniec otworzył oczy i zaczął trząść się i ochryple krzyczeć. Pełznął, próbując uciec od nich. Brion wyciągnął rękę i złapał go, a następnie nacisnął kciukiem szyję pod uchem. Jeniec drgnął konwulsyjnie dwa razy i zamarł w bezruchu.
— Widziałaś? — zapytał.
— To, jak go obezwładniłeś? No pewnie. Musisz nauczyć mnie tej sztuczki.
— Nie, nie to. To, na co patrzył, kiedy zaczął wrzeszczeć. Sterownik radiowy.
— Czyżby wiedział, co to?
— Raczej w to wątpię. Ale to musi oznaczać dla niego coś przerażającego, coś, co musimy wyjaśnić. — Brion odwrócił głowę na bok, nadsłuchując. — Lądownik się zbliża. Musisz zapamiętać teraz spis rzeczy, których będziemy potrzebowali.
Lądownik stał na ziemi niecałe dwie minuty. Briona niepokoiła każda upływająca sekunda. Nawet kiedy statek startował z Leą na pokładzie, niepokój go nie opuszczał. Statek wylądował bezpiecznie dwa razy, co mogło oznaczać, że to miejsce nie jest pod stałą obserwacją. Każde kolejne lądowanie zwiększało jednak niebezpieczeństwo wykrycia. Mimo to musieli pozostać w tym rejonie, ponieważ łowcy byli jedynym kluczem, jaki mieli do rozwiązania śmiertelnej zagadki tej planety. Nie mając wyboru, postanowił odpędzić od siebie myśl o grożącym mu niebezpieczeństwie, koncentrując uwagę na uruchomieniu przemądrzałej maszynki tłumaczącej.