— Nie oglądaj się. Ravn szykuje się właśnie do ucieczki. Czekałem na to. Dam mu trochę forów, zanim go złapię. Chcę, aby uciekł i poczuł, że wreszcie uwolnił się od nas. A kiedy go potem złapię, żeby stracił nadzieję. Być może dzięki temu jego instynkt obronny zostanie osłabiony i uda mi się nawiązać z nim kontakt i skłonić do rozmowy. Nie chciałem używać do tego celu siły. Ale skoro ma dosyć energii na ucieczkę, to mały wstrząs mu nie zaszkodzi.
— Dołóż mu trochę ode mnie. Ilekroć spogląda na mnie, zawsze ma na twarzy taki sam wyraz obrzydzenia, jaki miał, kiedy dałeś mu do jedzenia gotowane mięso.
— Jak się mogłaś sama przekonać, jest przedstawicielem społeczeństwa o nadzwyczaj silnie zaznaczonych podziałach kastowych.
— Tak. Kobiety znajdują się w nim zapewne poniżej dna. Och, szykuje się. Podnosi się i patrzy w tę stronę. — Odwróć się, tak jakbyś go nie widziała. Chcę, aby miał nadzieję, że uda mu się uciec… zanim go jej pozbawię. To powinna być stresowa sytuacja, która odbierze mu chęć do obrony.
Ravn wiedział, że Starzec, Który Mówił nie będzie go ścigał. Zawsze siedział w tym samym miejscu. Kobieta z kolei nie liczyła się zupełnie. Bał się jedynie tego wielkiego łowcy, ponieważ posiadał siłę dwóch ludzi. Musiał jednak podjąć próbę, korzystając z okazji, kiedy Łowca nie patrzył na niego. Był najedzony i wypoczęty. Nadal był tym samym silnym w nogach Ravnem, który od lat tropił i zabijał Mięso — twory. Zawsze prześcigał je… A teraz prześcignie Łowcę! Łowca jest głupi, nawet nie patrzy na niego. Ten Stary też jest głupi, bo siedzi i nie podnosi alarmu. Ravn odpelzł powoli w trawę, a następnie zerwał się na równe nogi i rzucił się do ucieczki. Pędził niczym wiatr, niczym Mięso — twory… Już go nie złapią.
Lea patrzyła, jak starzec biegnie chyżo równiną, oddalając się od nich coraz bardziej.
— Nie za bardzo ryzykujesz? — zapytała. — Ten stary bałwan nawet szybko biega. Nie zniosłabym, gdybyśmy go teraz stracili. Moglibyśmy mieć kłopoty. Musiałbyś walczyć z jego kompanami. Mogą czekać tam na niego.
— Nie przejmuj się aż tak bardzo. Nikt tam na niego nie czeka, jestem tego pewien. — Brion spojrzał na uciekiniera, po czym wstał i przeciągnął się. — Sprint to dobre ćwiczenie. Rzadko mam okazję go trenować.
Patrząc na niego, Lea uznała, że jej obawy są nieuzasadnione. Kiedy Brion ruszył w pościg, stwierdziła, że nigdy dotąd nie widziała go biegnącego z maksymalną szybkością. Zapomniała, że jest mistrzem świata, zwycięzcą w dwudziestu dyscyplinach… i ta musiała być jedną z nich.
Dla Ravna był to nieoczekiwany szok. Jeszcze przed chwilą gotów był zaśpiewać pieśń zwycięstwa, gdy oddaliwszy się szybko na dużą odległość, uznał, że nie da się już złapać. Kiedy obejrzał się za siebie i zobaczył, że Łowca zaczął go gonić, zaśmiał się i przyśpieszył, aby powiększyć dzielący ich dystans. Po chwili ponownie się obejrzał i zobaczył, że Łowca zmniejszył tę odległość o połowę… i wciąż się zbliżał. Ravn zawył z rozpaczy i rzucił się do dalszej ucieczki, ale czuł już, że nie ucieknie. Odgłos szybkich kroków zbliżał się coraz bardziej, a las był wciąż daleko. Czuł ból w płucach, a serce waliło mu jak młotem, kiedy ciężka dłoń spadła na jego ramię. Wrzasnął na cały głos i upadł na ziemię. Brion nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia, patrząc na wijącego się i lamentującego w trawie starca. Czuł silne bicie serca z powodu szybkiego biegu i pulsujący w jego rytmie ból w kikucie — pozostałości po palcu, który przypuszczalnie obcięła mu właśnie ta pełzająca teraz istota. Kiedy Brion zobaczył go na jego szyi, ogarnęła go wściekłość. Patrzył, jak starzec piszcząc żałośnie ściska kurczowo obiema rękoma naszyjnik. Trzymał go jak jakiś amulet, mający dodawać mu sił. Przyglądając się temu, Brion zrozumiał nagle, co musi zrobić. Przypomniał sobie, że ubranie z nie wyprawionej, jaszczurczej skóry i kamienna broń były jedynymi przedmiotami, które posiadali ci ludzie. Z wyjątkiem tego naszyjnika. Musiał więc przedstawiać dużą wartość lub być jakimś ważnym symbolem. Świetnie! Jeśli tak, to należał się on tylko jemu.
Ravn zawył jeszcze głośniej, ściskając naszyjnik rozpaczliwie, kiedy Brion próbował mu go zabrać. Brion był jednak znacznie silniejszy. Chwycił go za nadgarstki i ścisnął je. Palce starego straciły siłę i rozluźniły się. Ściągnął naszyjnik z jego szyi i demonstracyjnie zawiesił go na swojej. Lament starca przeszedł w głośne błaganie. — Mój… daj mi! Jestem Ravn, ja nosić, mój…
Zaczął mówić w swoim języku i Brion stwierdził, że rozumie go zupełnie nieźle. Heurystyczny Procesor Językowy odwalił kawał dobrej roboty. Brion cofnął się i położył rękę na naszyjniku mówiąc powoli w języku Ravna:
— Teraz jest mój. Jestem Brion. Kiedy noszę go, jestem Ravnem.
Bez względu na to, czy Ravn jest tytułem, czy imieniem, ten człowiek powinien zrozumieć, o co chodzi. I zrozumiał. Przestał krzyczeć i zmrużył gniewnie oczy.
— Tylko jeden Ravn z ludźmi. Ja. Mój. — Wyciągnął rękę w geście żądania.
Brion zdjął naszyjnik, ale nie podał go. — Twój? — zapytał.
— Mój. Oddaj mi. Należy do Ravna.
— Co znaczy Ravn?
— To ja. Mówię ci, oddaj mi to. Jesteś zgniłym mięsem, jesteś gównem, jesteś kobietą!
Brion złapał starca ręką za szyję i zacisnął, przyciągając go jednocześnie bliżej do siebie, aż ich twarze prawie się zetknęły. Potem zawarczał:
— Przeklinasz mnie? Nie przeklinaj Briona. Mógłbym zabić cię w jednej chwili, zaciskając bardziej palce… o tak! Ciało Ravna zadrgało jak w agonii. Nie mógł złapać powietrza ani mówić, Był bliski śmierci.
Brion potrząsnął nim jak szmatą, po czym zakołysał mu naszyjnikiem przed oczyma.
— Najpierw powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć. Dopiero potem dostaniesz to z powrotem. Rozumiesz? Powiedz tak!
— Tak… — wylnztusił Ravn. — Tak.
Brion nie okazał zadowolenia z tego zwycięstwa. Wciąż jeszcze gniew był w jego głosie, kiedy opuścił Ravna na ziemię i usiadł obok niego. Stawiał pytania rozkazującym tonem, żądając odpowiedzi. Ravn odpowiadał na nie najlepiej jak umiał, nie starając się nic ukryć. Po dłuższym czasie lego głos ochrypł, a słowa zaczęły się mieszać. Brion był zadowolony. Jak na początek uzyskał więcej niż się spodziewał. Zamierzał już oddać Ravnowi naszyjnik, kiedy spojrzał na swój własny palec, tkwiący między innymi kośćmi. To była część jego samego, która musiała mieć jakieś ważne znaczenie dla tych ludzi, inaczej nie potraktowaliby go w ten sposób. Nie, nie dostaną go. Brion złapał wysuszony palec i zerwał go z naszyjnika.
— Jest mój, na zawsze! Teraz możesz dostać resztę. Rzucił naszyjnik na ziemię. — Wrócimy teraz do mojego obozu. Będziesz rozmawiał ze mną, kiedy tylko zechcę.
Ravn włożył naszyjnik drżącymi rękoma i podniósł się. Chęć ucieczki opuściła go. Brion wiedział, że od tej chwili będzie robił wszystko, czego od niego zażąda. Kiedy starzec odwrócił się do niego plecami, Brion upuścił wysuszony palec na ziemię, zadowolony, że pozbywa się go. Spełnił już swoje zadanie.
— Kobieto, chcemy jeść! — zawołał Brion w języku Ravna, prowadząc wyczerpanego jeńca z powrotem do obozu.
Lea rozszerzyła gniewnie nozdrza w odpowiedzi na te słowa i ton, jakim zostały wypowiedziane.
— Czy te szowinistyczne, samcze słowa oznaczają, że doszliśmy do porozumienia z tym Śmierdzącym Staruchem?
— Tak jest, mój skarbie! — Zamrugał do niej wykrzykując te słowa. — Nakarm go, Proszę. Potem, jak uśnie, opowiem ci kilka interesujących rzeczy, których się dowiedziałem.