— Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zjemy oddzielnie. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do jego ulubionego dania składającego się z gnijącego surowego mięsa.
— Ja również. Nakarmmy go i przywiążmy do palika. Wydaje mi się, że nie sprawi nam więcej kłopotów.
Głośne chrapanie Ravna dobiegło z wysokiej trawy, w której został ułożony do snu z nogą przywiązaną plecionym rzemieniem do wbitego głęboko w ziemię palika.
— Są prymitywni — powiedział Brion, żując swoją suchą rację. — Nieprawdopodobnie prymitywni, pod każdym względem. Wszystkie ich czynności są ściśle zrytualizowane. Mężczyźni zajmują się polowaniem i wszystko kontrolują…
— Nie po raz pierwszy w historii ludzkości.
— Zgadza się. To jest i nie jest społeczeństwo. Sama biel i czerń, bez żadnych odcieni szarości. Mężczyźni polują, a potem wszyscy razem jedzą to, co przyniosą. Na surowo. Jedzenie innych rzeczy jest tabu. Jedzenie gotowanego pożywienia jest tabu. Opuszczanie lasu jest tabu… z wyjątkiem krótkich wypadów łowieckich. Jedynie mężczyznom wolno sporządzać i używać broni…
— Wiem. To także tabu. Czy dowiedziałeś się, dlaczego napadli na nas wtedy w nocy?
— To również jakieś tabu. Widzieli nas w pobliżu lądownika… a maszyny są u nich największym tabu.
— To może mieć coś wspólnego ze sprzętem wojennym.
— Nie mam co do tego wątpliwości. To już wszystko, czego udało mi się dowiedzieć od niego tym razem.
— Czy ustaliłeś w końcu, co takiego ważnego jest w tym kościanym naszyjniku?
— Sądzę, że tak To jest trochę skomplikowane i zdaje mi się, że nie zrozumiałem kilku słów, niemniej chodzi tu o następującą sprawę. Mężczyzna ma duszę, coś w rodzaju podstawowego bytu. Jak się zapewne domyślasz, kobiety i dzieci jej nie mają. Po prostu umierają i pamięć o nich ginie, jak o zwierzętach. Ale jeśli kawałek mężczyzny jest przechowywany przez Ravna, uważa się, że żyje on nadal i pozostaje w dalszym ciągu członkiem plemienia. I podlega rozkazom Ravna. Zamierzali zabić nas zgodnie z jakimś wspaniałym rytuałem, ponieważ jesteśmy tabu. Nosił mój palec, żeby cały czas mieć nade mną kontrolę.
— Pięknie. Czy to znaczy, że przechowują gdzieś kości palców wszystkich swoich przodków?
— Niewykluczone. W gruncie rzeczy ten rodzaj logiki nie różni się zbytnio od logiki innych kultur, które grzebią swoich zmarłych. Jest to nawet bardziej praktyczne. Zachowanie kości palca jest o wiele łatwiejsze niż całego szkieletu.
Lea spojrzała na rozgwieżdżone niebo i zadrżała.
— I wszyscy ci ludzie są potomkami kulturalnych i inteligentnych istot ludzkich. Jak mogło dojść do tego?
— Nie mam pojęcia. Na razie.
— Co łączy tych prymitywnych ludzi z nowoczesnym sprzętem wojennym, który tu widzieliśmy?
— Nie znam odpowiedzi również na to pytanie. Ale zamierzam ją znaleźć. Jeżeli Ravn też jej nie zna albo udaje, że nie zna, postaram się, żeby udzielili mi jej inni. Mogą oni być ponadto w posiadaniu przedmiotów, które posłużą nam jako jakaś wskazówka… Tak więc wygląda na to, że będziemy musieli udać się na wzgórza i spotkać się z nimi I ustalić, co wiedzą. Żyją na tej planecie od tysięcy lat, być może nawet żyli tu jeszcze przed Upadkiem. Muszą być w stanie udzielić nam jakichś informacji.
— Mówisz nam. Czy chcesz przez to powiedzieć, że zamierLasz ponownie ryzykować naszym życiem, wracając do ich obozu?
— Tym razem ryzyko będzie niewielkie — wskazał na skrzynkę z bronią. — Pójdziemy tam uzbrojeni i z własnej woli.
11. Niebezpieczna wyprawa
Idąc wolno gęsiego, przedzierali się równiną w kierunku położonych w oddali zalesionych wzgórz. Ravn szedł przodem, a tuż za nim Brion. Lea wlokła się daleko z tyłu objuczona zawiniętym w skóry pakunkiem, który niosła na plecach. Wytarła ręką pot z twarzy i zawołała:
— Zatrzymajcie się. Już dawno minęła pora na odpoczynek!
Kiedy dogoniła Briona, zrzuciła swój bagaż na ziemię i usiadła na nim z westchnieniem ulgi.
— Napij się wody — powiedział Brion. — I odsapnij.
— Co za wspaniała propozycja! — żachnęła się. I jaka wielkoduszna. Pozwalasz mi napić się wody, którą targam na plecach cały dzień…
— A mamy jakiś inny wybór? — zapytał spokojnie z nieubłaganą logiką, ale ta odpowiedź nie spodobała się jej.
— Co znaczy to my, przecież to ja robię za tragarza. Wiem, że ten argument jest mylący, że kobiety niczym zwierzęta pociągowe odwalają najcięższą robotę w tym cofniętym w rozwoju społeczeństwie, w którym straciłbyś cały swój prestiż, gdybyś przeniósł cokolwiek. Narażam swój kręgosłup i bez wątpienia dostanę w końcu przepukliny… Przestań się do mnie uśmiechać w ten protekcjonalny sposób, ty wstrętny brutalu!
— Przepraszam. Bardzo mi przykro, że nie mogę ci pomóc. Niedługo powinniśmy dotrzeć na miejsce.
— Nie tak szybko…
Rozwiązała tobołek z jaszczurczej skóry — pozostałości po zwierzęciu, które dwa dni wcześniej posłużyło Ravnowi za pożywienie — i grzebała w nim, aż znalazła butelkę z wodą. Pociągnęła duży łyk i podała ją Brionowi, który zwilżył jedynie usta. Ponieważ kobieta piła tę wodę, stała się owa woda dla niego, Łowcy, tabu. Nawet nie próbowali proponować jej Ravnowi.
— Jak schowasz wodę, odszukaj pudełko z granatami ogłuszającymi i daj mi je — powiedział nieoczekiwanie Brion.
Lea spojrzała na niego z niepokojem.
— Czyżby zbliżały się kłopoty? — zapytała.
Przytaknął jej powoli.
— Są ukryci w lesie. Czuję ich nienawiść, taką samą jak ostatnim razem.
— Ale nasza sytuacja nie jest taka sama jak ostatnim razem! — Wręczyła mu płaskie pudełko i uśmiechnęła się do niego zachęcająco, kiedy wsuwał do kieszeni garść metalowych kulek — Nawet nie wiesz, jak bardzo liczę na nie.
— Nie chcę zranić żadnego z nich, ale najlepszy skutek może dać porządne ich przestraszenie. Jeśli uda nam się zająć miejsce na szczycie tej społeczności, wówczas będziemy mogli z pewnością uzyskać odpowiedź na nasze pytania. Za chwilę ruszamy. Trzymaj się blisko mnie, ponieważ są już niedaleko. To dobrzy łowcy i do tego uzbrojeni, dlatego też nie powinniśmy ryzykować.
Jeśli Ravn był świadomy przygotowywanej zasadzki, to nie dawał tego po sobie poznać, po prostu przedzierał się przed nimi w tym samym tempie. Kierowali się ku krzewom i dalej, ku drzewom. Po pewnym czasie ukazała się przed nimi polana. Trasa ich wędrówki prowadziła przez jej środek.
— Zatrzymaj się — zawołał Brion w języku tubylców, kiedy znaleźli się na jej środku. — Daj mi wody — zwrócił się do Lei, po czym dodał cicho: — Otaczają nas teraz ze wszystkich stron i są bardzo spięci. Jestem pewien, że są gotowi zaatakować nas w każdej chwili. Na wszelki wypadek trzymaj broń pod ręką.
Leśną ciszę rozdarł piskliwy świergot, który rozniósł się echem po polanie. Tuż po nim rozległy się liczne okrzyki wojenne Łowców, którzy wysypali się ze wszystkich stron z leśnej gęstwiny. Ravn ruszył biegiem do przodu, aby przyłączyć się do nich, ale Brion dopadł go w tym samym momencie i powalił na ziemię jednym ciosem wymierzonym w plecy. Potem postawił na nim nogę, aby przytrzymać go przy ziemi i zaczął rzucać granaty w kierunku zaciskającego się wokół nich pierścienia. Wybuchy płomieni i ogłuszające huki eksplozji rozlegały się ze wszystkich stron. Lea wiedziała co nastąpi i zakryta uszy, mimo to jednak klęczała nadal, wzdrygając się przy każdej kolejnej eksplozji. Wojenne okrzyki przeszły w ryk bólu, kiedy łowcy cofali się lub padali. Ciszę, jaka wkrótce nastała, rozdarł nagle pełen gniewu głos Briona przeklinający ich w ich własnym języku: