Brion udał się za nim bez sprzeciwu. Zanim został przeprowadzony przez metalowe drzwi, rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na potężne urządzenia z grubymi kablami zwisającymi z izolatorów. Szli teraz długim, pomalowanym na neutralny, szary kolor korytarzem, wzdłuż którego biegł ciąg drzwi. Zatrzymali się przed jednymi z nich, z napisem KORPUS 3. Idący przodem oficer otworzył je i dał Brionowi znak, aby wszedł do środka. Kiedy przeszedł, drzwi zamknęły się za nim bezszelestnie.
— Siądź na tym krześle, proszę — odezwał się spokojnym głosem mężczyzna siedzący w odległości około dwóch metrów od niego. Był szczupły, miał bladą, ściągniętą skórę twarzy, wyraźnie zarysowane policzki z głęboko osadzonymi oczyma i uniform w szarym kolorze. Uśmiechnął się do Briona, lecz był to tylko skurcz mięśni twarzy, za którym nie kryły się żadne uczucia. Brion słyszał go Wyraźnie, mimo iż oddzieleni byli od siebie przezroczystą ścianką, przegradzającą pokój na dwie części.
— Mam kilka pytań do pana — powiedział Brion. — Nie wątpię. A ja do ciebie. Myślę, że zdołamy się dogadać, tak żeby każdy z nas był zadowolony. Jestem pułkownik Hegedus. Z Opoleańskiej Armii Ludowej. A ty?
— Nazywam się Brion Brandd. Czy dobrze rozumiem, że KORPUS 3 jest wywiadem wojskowym?
— Zgadza się. Jesteś spostrzegawczy. Nie zamierzamy cię skrzywdzić, Brion. Jesteśmy tylko bardzo ciekawi, co chciałeś zrobić z boją Delta, którą rozmontowałeś.
— To ona tak się nazywa? Oglądałem ją, ponieważ myślałem, że może mieć związek z wojną na Selm — II. — Chcesz powiedzieć, że jesteś szpiegiem?
— Czy chce mi pan powiedzieć, że na tej planecie jest coś do szpiegowania?
— Proszę cię, Brion, nie bawmy się w słówka. To miejsce, gdzie cię znaleźliśmy, ma, jak wiesz, ogromne znaczenie strategiczne. Jeśli jesteś z gyongyoskiego wywiadu, lepiej od razu powiedz. Wiesz przecież, że bez trudu możemy dowiedzieć się prawdy.
— Obawiam się, że nie mam najmniejszego pojęcia, o czym pan mówi. Prawda jest taka, że to, co się stało, jest dla mnie całkowitą zagadką. Przybyłem na tę planetę w samym środku wojny…
— Wybacz mi, ale jak wiesz, na tej planecie nie ma żadnej wojny… — Po tych słowach twarz Hegedusa po raz pierwszy zmieniła wyraz, odmalował się na niej nagły szok: — Nie, ty nic nie wiesz, prawda. Myślisz, że nadal znajdujesz się na Selm — II. Nie jesteś z Gyongyos…
Podjąwszy nagłą decyzję, Hegedus pochylił się do przodu i nacisnął przycisk na pulpicie obok krzesła. W tym momencie Brion poczuł ból od ukłucia na przedramieniu i podskoczył do góry. Było już jednak za późno. Błyszcząca igła zniknęła z powrotem w oparciu krzesła, spełniwszy swoje zadanie. Spróbował wstać, ale nie dał rady. Nie mógł także utrzymać otwartych oczu… Pogrążał się w ciemności…
Pierwszego dnia Lea nie miała nic przeciwko temu, aby czekać w lesie. Odpoczynek po nie kończącej się wędrówce był dla niej prawdziwą przyjemnością. Czuła głębokie odprężenie, siedząc na brzegu sruumienia i chłodząc w nim zmęczone stopy. Przez korony wysokich drzew widziała przesuwające się białe obłoki i sporadycznie przelatujące stada latających jaszczurek skrzeczących w locie. Racje żywnościowe były niezmiennie bez smaku, niemniej wypełniały jej żołądek i zaspokajały głód. Kiedy zaszło słońce, powietrze się ochłodziło. Wyjęła śpiwór i wślizgnęła się do niego. Zgodnie z instrukcją Briona, obok głowy położyła pistolet Korony drzew wyglądały jak czarne plamy na tle gwiaździstego nieba. Zamknęła oczy i od razu zasnęła.
W pewnym momencie obudził ją chrapliwy odgłos jakiegoś zwierzęcia. Była noc. Przestraszona sięgnęła po pistolet Te same odgłosy słyszała dosyć często przedtem po zapadnięciu zmroku, ale wówczas nie niepokoiły jej, ponieważ był z nią Brion. Jego obecność dawała jej poczucie bezpieczeństwa i pozwalała na powrót zasypiać, gdyż wiedziała, że przy nim jest całkowicie bezpieczna. Teraz jednak nie było go z nią… Miała kłopot z ponownym zaśnięciem, a potem budziła się jeszcze kilka razy, nasłuchując w ciemności tych obcych dźwięków. Od pierwszego przebudzenia dalsza część nocy minęła jej niespokojnie.
Przez cały prawie następny dzień Lea przeglądała i korygowała raport. Komputer pokładowy lądownika odtwarzał go jej, ona zaś uzupełniała go najświeższymi informacjami. Starała się nie myśleć o Brionie, który szedł samotnie wzdłuż kanionu. Odtrącała wszelkie myśli o tym, co mogłoby się z nimi stać, gdyby spotkał któryś z tych czołgów.
Druga noc była równie nieprzyjemna jak pierwsza i ranek zastał ją mocno znużoną. Umyła się w górskim potoku i uczesała włosy. Suche racje smakowały tak samo podle jak przedtem. Właśnie zwilżała je wodą, kiedy dostrzegła między drzewami jakiś błysk. Tam coś było!
Zastosowała się do instrukcji Briona, tak jak mu obiecała. Ścisnęła w ręce pistolet i oddała kilka strzałów między drzewa. Kiedy przerwała, jakiś głos zawołał do niej w języku Esperanto.
— Jesteśmy przyjaciółmi…
Kolejne kule pomknęły w głąb lasu. Nie miała tu żadnych przyjaciół! Padłszy za skalną osłonę, spojrzała między drzewa wypatrując jakiegoś ruchu. Coś huknęło głęboko w lesie i tuż obok niej nastąpił wybuch i po chwili ~ jeszcze jeden. Obłoki gryzącego dymu wzbiły się w powietrze i otoczyły ją. Nabrała powietrza w płuca, ale po chwili musiała je wypuścić, aby móc oddychać. Kaszląc, usiadła, a potem położyła się na ziemi i wciąż kaszląc, zamknęła oczy. Leżała cicho i nieruchomo, kiedy z lasu wyszli ludzie w maskach na twarzach. Stanęli nad nią i popatrzyli na jej ciało.
18. Wojskowy punkt widzenia
Zamrugawszy kilkakrotnie, Brion otworzył oczy i spojrzał na obco wyglądający sufit. Jego myśli były mgliste i przypomnienie sobie, co się wydarzyło, zajęło mu nieco czasu. Dolina… nie… dotarł do jej końca… Czarna metalowa kolumna. Potem żołnierze, pojmanie, rozmowa z człowiekiem nazywającym się Hegedus. Coś się stało… Nagle przypomniał sobie: zastrzyk, narkotyk, potem nicość. Nie pamiętał jak długo to trwało. Spojrzał w dół i zobaczył, że leży na jakiejś koi przytwierdzonej do ściany dużego, pozbawionego okien pomieszczenia. Jego wnętrze wyposażone było w stół i kilka prostych metalowych krzeseł pokrytych takim samym materiałem jak koja. Przechylając głowę na boki, stwierdził, że świat wiruje wkoło niego. Kiedy spróbował usiąść, wszystko zaczęło mu jeszcze szybciej migać przed oczyma. Musiał się złapać mocno rękoma za brzegi koi i odczekać, aż to niemiłe uczucie minie. Stłumił je jednak nagły przypływ gniewu. Nie podobało mu się, że został potraktowany w ten sposób! A na dodatek nie przybliżył się ani o krok do rozwiązania zagadki Selm — II. Wstał i nie zwracając uwagi na zawrót głowy, podszedł do drzwi i złapał za klamkę. Zamknięte. Już chciał odejść od nich, kiedy nagle zabrzęczał jakiś mechanizm. Klamka obróciła się i drzwi otworzyły się powoli. Brion przesunął się w bok i uniósł swoją masywną pięść. Już raz go złapali i uśpili narkotykiem. Teraz przekonają się, że drugi raz nie pójdzie im tak łatwo. Był im coś dłużny i dobrze wiedział co. Napiął mięśnie, kiedy drzwi otworzyły się na oścież. Gotów!
Pierwszą osobą, która weszła, była Lea.
Ręka opadła mu bezwiednie, kiedy odwróciła się w jego stronę.