— Nic ci nie jest? — zapytała. — Nie chcieli mi powiedzieć.
— Jak się tu dostałaś? Szłaś za mną?
— Nie, zostałam tam, gdzie mi kazałeś. Dwa dni po twoim odejściu złapali mnie jacyś żołnierze. Podeszli do mnie bezszelestnie i zawołali mnie. Tak jak mi powiedziałeś, mimo iż ich nie widziałam, zaczęłam od razu do nich strzelać. W odpowiedzi wokół mnie rozległy się eksplozje, przypuszczam, że były to jakieś granaty i pojawiły się kłęby dymu. Chciałam uciec, lecz w tym dymie musiał być jakiś gaz. Pamiętam jeszcze, że upadłam, a przed chwilą ocknęłam się tutaj. Weszła jakaś kobieta i nic nie mówiąc przyprowadziła mnie tu. Rzecz w tym, że nie wiem, gdzie jest to tutaj i co się dzieje?
W jej głosie pobrzmiewała nutka histerii. Brion dostrzegł, że zaciska nerwowo dłonie. Podszedł do niej i ujął je w swoje ręce.
— Już wszystko w porządku. Wiem niewiele więcej od ciebie. Szedłem wzdłuż wąwozu, aż dotarłem do prostokątnej doliny, która stanowiła jego ślepe zakończenie.
Wkrótce potem pojawili się jacyś ludzie i żołnierze, pojmali mnie, podobnie jak ciebie, a następnie obudziłem się w tym pomieszczeniu. Nie sądzę, aby mieli zamiar nas skrzywdzić. Gdyby tak było, już by to zrobili. Mieli na to sporo czasu. Kim oni są… i jak znaleźli ciebie? Chciałbym, żeby ktoś nam to wyjaśnił…
— I wyjaśni — powiedział Hegedus, wchodząc przez otwarte drzwi. — Proszę usiąść, doktor Morees. Ty także, Brion…
— Skąd pan wie jak się nazywam? — zapytała Lea. — Od pani towarzysza. Posiadamy bardzo zaawansowane techniki, odpowiednie środki i urządzenia, które pozwalają wniknąć do ludzkiej pamięci. To jest bezbolesne i nie wywołuje efektów ubocznych. Dowiedzieliśmy się od Briona o waszej akcji i o tym, gdzie pani na niego czeka. Dlatego postanowiliśmy zabrać panią stamtąd, zanim ten dziki świat dałby się pani we znaki. Przepraszam za ten gaz, ale nie mieliśmy innego wyjścia, gdyż wiedzieliśmy, że jest pani uzbrojona i gotowa do obrony. Wiemy także, że pracujecie dla Fundacji. Jest nam bardzo przykro, że spotkało was tyle nieprzyjemności, dlatego też pragniemy wam to, w miarę naszych możliwości zrekompensować.
— Możesz zacząć od razu, wyjaśniając nam, co się dzieje na Selm — II — powiedział Brion.
— Z przyjemnością. Po to właśnie jestem tu teraz z wami. Usiądź, proszę. Zamówić coś dla was? Coś do jedzenia i picia…
— Nic. Chcemy tylko wyjaśnień — wyrzucił z siebie Brion, którego cierpliwość była już na wyczerpaniu. Lea przytaknęła mu.
Hegedus usiadł naprzeciwko nich i wsparł palce rąk na skrzyżowanych kolanach.
— Obawiam się, że aby wyjaśnić wam dokładnie, co się stało, będę musiał opowiedzieć wam w dużym skrócie dzieje tego świata, to jest planety Arao…
— Czy to znaczy… że nie jesteśmy na Selm — II? — zapytała Lea lekko oszołomiona.
Hegedus potwierdził ruchem głowy.
— Znajdujecie się tysiące lat świetlnych od Selm — II, na planecie okrążającej zupełnie inne słońce. Arao. Nasze badania historyczne wykazały, że ta planeta została zasiedlona jako jedna z ostatnich przed Upadkiem Ziemskiego Imperium. W gruncie rzeczy osiedlili się na niej ludzie uciekający przed wojnami, które zaczęły wybuchać w Galaktyce. Nasi przodkowie pragnęli żyć w pokoju i jedynym sposobem na osiągnięcie tego była heroiczna walka, ukrywanie się, wytężona praca i ogromne poświęcenie…
— Czy mógłby pan przyspieszyć tę opowieść, aby przybliżyć ją bardziej do współczesności — przerwała Hegedusowi Lea. — Widzieliśmy już trochę tej walki i poświęcenia.
— Oczywiście! Przepraszam. Poznanie przeszłości tej planety jest jednak konieczne. Jak powiedziałem, ci, którzy ocaleli, wsiedli na statki kosmiczne i wyruszyli w głąb kosmicznej pustki. Cel podróży znany był tylko niewielu. Była to wcześniej odkryta planeta, żyzna i nie zamieszkana. I co najważniejsze, znajdowała się na samym skraju strefy kolonizacji. W ten sposób przybyli na Arao. Do dziś dnia my, Opoleanie, świętujemy tę rocznicę jako Dzień Osiedlenia… — Dostrzegł błysk zniecierpliwienia w oczach Lei i przyspieszył: — W niecałe sto lat po osiedleniu się tutaj, na pokrytym roślinnością jednym z dwóch wielkich kontynentów, które istnieją na tej planecie, doszło do tragedii. Spadła na nas flota wielkich statków wojennych, niedobitki potężnej, kosmicznej armady rozbitej podczas jednej z bitew. Byli tak samo jak my ofiarami rozpadu Imperium. Z początku doszło do konfliktu, zginęło wielu ludzi, zniszczenia były ogromne. Mimo iż dysponowali potężniejszą bronią, my przewyższaliśmy ich liczebnością. W końcu zwyciężył rozsądek i zanim doszło do obopólnego zniszczenia, zawarto pokój. Najeźdźcy zgodzili się zamieszkać na Gyongyos, drugim kontynencie położonym po przeciwnej stronie planety. Pozostają tam do dziś. I oto zbliżamy się do czasów współczesnych. Mimo iż żyjemy razem na tej planecie we względnym spokoju, to jednak cały czas w naszych stosunkach istnieje napięcie. Będąc pierwszymi osiedleńcami, uważaliśmy, że nasza planeta została najechana i obawialiśmy się, że kiedy Gyongyosanie zaatakują nas znowu, zniszczą nas na zawsze. Muszę powiedzieć, że chociaż nie darzę sympatią ich polityki, rozumiem jednak ich punkt widzenia, który każe im zbroić się przeciwko nam. Ostatecznie było ich mniej i z pewnością mieli poczucie winy z powodu tego, co zrobili. Tak czy inaczej, to już historia. Teraz dochodzimy do obecnych czasów.
— Najwyższa pora — chrząknął Brion.
— Cierpliwości. To, co widzicie wokół siebie, to planeta Arao, żyzna i życzliwa. Dwa wielkie kontynenty zamieszkane przez szczęśliwych potomków tych dwóch grup osiedleńców otoczone są ciepłym oceanem. Planeta mogłaby być rajem, gdyby nie te historyczne zdarzenia, które opowiedziałem wam w skrócie. Właśnie z ich powodu budżety wojskowe obu narodów są przeogromne. Wojna i zagrożenie wojną zawsze były obecne w naszych myślach. Prawdopodobnie doszłoby ponownie do wojny i zniszczenia tego raju, gdyby nie wynalezienie Translokatora Masy Delta, TMD. Tymi, którzy go wynaleźli, byli oczywiście naukowcy opoleańscy, lecz niedługo potem Gyongyosanie skonstruowali własne urządzenie dzięki swoim szpiegom. TMD okazał się ratunkiem, gdyż uwolnił naszych ludzi od grozy wojny i zniszczenia planety.
— Poprzez jej eksport gdzie indziej! — powiedział Brion. — Zaczynam rozumieć, o co tu chodzi.
— Jesteś inteligentny… chociaż to chyba zaczyna być oczywiste. TMD jest pewnego rodzaju odmianą napędu nadświetlnego, który wykorzystują wszystkie statki międzyplanetarne. Statki kosmiczne dokonują skoków w przestrzeni za pomocą tego napędu, my zaś za pomocą TMD…
— Z tą różnicą, że wy nie potrzebujecie do tego celu statków, a tylko odbiornika, na który się namierzacie! Brion uderzył pięścią w otwartą dłoń drugiej ręki. Ta metalowa kolumna to odbiornik Delta. Umieszczony tam przez waszych ludzi. Za pomocą statków kosmicznych ustawiacie na odległych planetach jedną z tych rzeczy i potem do dostania się tam statki są wam już zbyteczne…
— Zgadza się. Ten plan był wspaniały. Statki wyruszyły na poszukiwanie odpowiedniej planety i po pewnym czasie odkryły Selm — II, która nadawała się idealnie na miejsce do prowadzenia wojny. Jedynymi jej mieszkańcami okazały się jaszczury, których unikają nasze komputery wojenne odpowiednio zaprogramowane w tym celu. Była zupełnie nie zamieszkana przez ludzi…
— Wasi ludzie byli w błędzie — powiedziała Lea. Na tej planecie żyją ludzie!
Hegedus wzruszył ramionami. — Drobna pomyłka…
— Może dla was. Ale na pewno nie dla tych biedaków wyrzynanych w pień w samym środku waszej bezużytecznej wojny. — Brion spojrzał na Leę, zrozumiawszy coś nagle: — Ta zniszczona kopalnia, którą znaleźliśmy, tamto Święte Miejsce tubylców… Teraz zaczynam rozumieć. Kiedy ci wojskowi kretyni przetransportowali na Selm — II swój sprzęt bojowy, istniała tam osada górnicza. W pośpiechu podyktowanym chęcią jak najszybszego rozpoczęcia walki nawet jej nie zauważyli ich bombowce zrobiły nalot i zniszczyły ją. Ci, którzy ocaleli, musieli nauczyć się żyć z tą importowaną wojną, co im się w końcu udało. Musieli przetrwać. Znaleźli się w ślepej uliczce. Stworzyli coś w rodzaju kultury obozu koncentracyjnego, która okazuje się skuteczna. Nie używają ognia, gdyż mógłby on przyciągnąć uwagę robotów. Boją się metali, ponieważ mogłyby zostać wykryte. Nie mają stałych obozowisk, które mogłyby być zauważone i zaatakowane. To wszystko trzyma się kupy. Teraz już wiemy, co się tam naprawdę stało. — Obrócił się w stronę Hegedusa: — Macie za co odpowiadać!