Hegedus przytaknął skinieniem głowy.
— Zdajemy sobie z tego sprawę. Badając twoją pamięć, poznaliśmy prawdziwy stan rzeczy na Selm — II. Jest nam oczywiście przykro z powodu tego, co uczyniliśmy jej mieszkańcom. Możemy jednak zapewnić im pokojową przyszłość. Został już wydany rozkaz zawieszenia broni. Wojna się skończyła. Samoloty wylądowały i zgasiły silniki. Nie będą już zrzucane bomby ani nie będzie żadnej strzelaniny…
— To miłe z waszej strony — powiedziała Lea. A pomyśleliście chociaż o pozbawionych nadziei ocalałych mieszkańcach tamtej planety? Czy też może zamierzacie zostawić ich własnemu losowi w tej ślepej uliczce rozwoju, w którą ich wpędziliście?
— Owszem. W zasadzie moglibyśmy im pomóc, gdyby nie obecność Fundacji. Wasza organizacja jest nieprawdopodobnie bogata i specjalnie przeznaczona do tego rodzaju działań. Jestem~pewny, że tubylcy skorzystają bardzo z waszej obecności.
— A czy wy również skorzystaliście z niej? — zapytał Brion. — Czy zrozumieliście, jak bezwartościowa i zwariowana z ekonomicznego punktu widzenia była ta wasza nie kończąca się wojna?
— Uważaj, co mówisz! — powiedział ze złością Hegedus, tracąc po raz pierwszy zimną krew. — Mówisz jak cholerny członek Partii Światowej. Produkcja dla celów konsumpcyjnych, a nie wojennych, więcej dóbr konsumpcyjnych, legalne związki… Słyszeliśmy to wszystko już wcześniej. Dekadenckie brednie! Każdy, kto tak mówi, jest wrogiem społecznym i powinien być zniszczony. Partia Światowa jest nielegalna, a jej członkowie winni być osadzeni w obozach pracy. Wojsko jest wolnością, a słabość militarna zbrodnią… — urwał, zasapawszy się. Krople potu zrosiły mu czoło.
— Nie do wiary — Lea uśmiechnęła się niewinnie. Wygląda na to, że trafiliśmy pana w czuły punkt. Wygląda na to, że po wiekach panoszenia się wojskowej głupoty ludzie mają jej już dość.
— Zamilcz! — rozkazał Hegedus, zrywając się na równe nogi. — Wasz los jest teraz w rękach wojska. Mimo iż jesteście spoza tej planety, możecie zostać surowo ukarani za wygłaszanie takich zdradzieckich teorii. To, co powiedzieliście do tej pory, zostanie puszczone w niepamięć. Teraz zostaliście ostrzeżeni. Za następne uwagi tego rodzaju zostaniecie ukarani. Czy to jasne?
— Jasne — odparł Brion. — W przyszłości nasze uwagi zachowamy dla siebie. Proszę przyjąć nasze przeprosiny. Zapewniam cię, że była to z naszej strony nie złośliwość, a ignorancja.
Lea zaczęła protestować, ale szybko zrozumiała zamiar Briona i zamilkła. Słowa nie były w stanie powstrzymać tych wojowniczo usposobionych szaleńców. Nadal żyli w wojskowo — szowinistycznej koncepcji nieba. Wymachuj sztandarem, krzycz, że twój kraj ma rację, buduj przemysł wojskowy, zgadzaj się na zniesienie wszelkich praw jednostki… i idź na nie kończącą się wojnę! Rządzący generałowie nigdy nie zamierzali dobrowolnie oddać władzy. Zrozumiawszy to, Lea doszła do wniosku, że są tu więźniami. Wszelki sprzeciw w ich sytuacji równałby się samobójstwu. Słowa Briona odbijały się echem w jej myślach.
— W związku z przerwaniem wojny na Selm — II, planujecie zapewne przeniesienie jej gdzieś indziej, tak? — zapytała.
Hegedus przytaknął, wyciągnął z kieszeni chusteczkę i otarł pot z czoła.
— Z danych poprzedniego zwiadu wybraliśmy inną planetę. W obu krajach toczą się obecnie narady i czynione są przygotowania do przeniesienia tam działań wojennych.
— Zatem nie jesteśmy już tutaj potrzebni — stwierdził Brion, wstając. — Rozumiem, że możemy już wrócić na Selm — II.
Hegedus spojrzał na niego chłodno i zaprzeczył ruchem głowy.
— Zostaniecie tu, gdzie jesteście. Wasza sprawa jest w tej chwili rozpatrywana przez najwyższe władze wojskowe.
19. Koniec misji
— Jakim prawem wasze dowództwo ma decydować o naszym losie? — zapytał Brion.
Hegedus zrobił poważną minę.
— Brion, wydaje mi się, że wyjaśniłem to już szczegółowo kilka minut temu. Ten kraj jest w stanie wojny. Obowiązuje prawo wojenne. Zostałeś schwytany w strefie wojennej podczas manipulowania przy kluczowym urządzeniu wojskowym. Ciesz się, że jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i nie zastrzeliliśmy cię od ręki.
— A z jakiego powodu trzymacie mnie? — zapytała Lea. — Wasze zbiry obrzuciły mnie granatami, a potem porwały. Czy to właśnie robią cywilizowani ludzie?
— Tak. Przynajmniej, kiedy ktoś szpieguje w strefie wojennej. Proszę, nie kłóćmy się. W tej chwili możecie uważać się za naszych gości. Uprzywilejowanych gości, ponieważ jesteście pierwszymi ludźmi spoza naszej planety, którzy postawili na niej stopę. Mimo iż dzielą nas, Opolean i Gyongyosan, różnice polityczne, w jednej kwestii jesteśmy całkowicie zgodni. Stosujemy bezwzględny zakaz kontaktu z innymi planetami. Zarówno my, jak i oni znaleźliśmy tutaj przystań po ucieczce od wojen, które trwały podczas Upadku. Reszta Galaktyki nie ma nam nic do zaoferowania.
— Te wojny skończyły się tysiące lat temu — powiedział Brion. — Czy wy nie macie przypadkiem paranoi? — Ani trochę. Jesteśmy całkowicie samowystarczalni. Nie potrzebujemy niczego z zewnątrz. Wpływ z zewnątrz mógłby pociągnąć za sobą naciski i zdradzieckie ruchy polityczne, a te z kolei mogłyby zniszczyć nasze szczęśliwe życie. To gra, której nie możemy przegrać. Dlatego prowadzimy politykę ścisłej izolacji. Teraz proszę mi wybaczyć. Sierżancie!
W tej samej chwili, otworzyły się drzwi i do środka wszedł sierżant i trzaskając kopytami zamarł w pozycji zasadniczej. Brion rozpoznał jego surową, wojskową twarz. Człowiek ten dowodził oddziałem, który go schwytał. Hegedus podszedł do drzwi.
— Sierżant zostanie z wami aż do mojego powrotu. Możecie prosić go o wszystko, czego potrzebujecie. Przypuszczam, że jesteście już nieco głodni.
Brion prawie nie zwrócił uwagi, kiedy Hegedus wyszedł, ponieważ napomknięcie o jedzeniu uzmysłowiło mu nagle, jak bardzo był głodny. W ferworze zdarzeń zapomniał o głodzie, lecz teraz dał mu znać o sobie. Czuł głośne burczenie w żołądku.
— Sierżancie, moglibyście zamówić nam coś do jedzenia?
— Tak, proszę pana. Co zamówić?
— Macie steki na tej planecie?
— Nie jesteśmy niecywilizowani. Oczywiście, że mamy. Piwo także…
— Dla dwóch osób, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu — powiedziała Lea. — Na wpół surowe! Mam już dosyć suszonych racji żywnościowych i chciałabym zapomnieć o nich na zawsze.
Sierżant skinął głową i przekazał krótkie polecenie do umieszczonego w hełmie mikrofonu. Brion czuł wydzielanie soków trawiennych w żołądku. Kilka minut, które upłynęło zanim dostarczono jedzenie, wlokło się niczym godziny. Wreszcie wszedł żołnierz z dużą tacą, postawił ją na stole i wyszedł. Brion i Lea natychmiast rzucili się na jedzenie.