Выбрать главу

— Najlepszy stek, jaki kiedykolwiek jadłem — mruknął Brion odgryzając duży kęs.

— Że nie wspomnę o piwie — westchnęła Lea, odstawiając zroszoną szklankę. — Powinniście organizować wycieczki z wegetariańskich planet do siebie. Niech zobaczą, co to jest dobre jedzenie!

— Tak, proszę pani — odrzekł sierżant patrząc przed siebie z niezmiennie srogą miną.

— Dlaczego nie napije się pan z nami piwa? — zapytał Brion.

— Nie piję podczas służby — odparł beznamiętnym głosem, nie odwracając głowy.

— Czym się pan zajmował, zanim poszedł pan do wojska? — zapytała Lea, skubiąc delikatnie swoją porcję po zaspokojeniu pierwszego głodu. Brion spojrzał na nią z ukosa i skinął nieznacznie głową.

— Od początku jestem w wojsku.

— A reszta pana rodziny? Także służy w wojsku czy pracuje w fabrykach?

Pytanie wydawało się niewinne, ale sierżant nie dał się podejść. Posłał Lei groźne, znaczące spojrzenie, po czym na powrót skierował wzrok na przeciwległą ścianę.

— Żadnych rozmów podczas pełnienia służby. Koniec rozmowy. Ale Lea nie dawała się łatwo zniechęcić.

— W porządku. A czy może pan powiedzieć nam coś na temat tej wojny? Kierujecie nią, czy może tylko obserwujecie i czekacie na rozstrzygnięcie?

— To tajemnica wojskowa. Mogę jedynie powiedzieć, że wszyscy na Arao obserwują ją. Przez cały dzień można ją oglądać w telewizji, cieszy się ogromną popularnością. Ludzie zakładają się o wynik poszczególnych potyczek. To bardzo podniecające.

— Nie wątpię, że tak jest — mruknął Brion. Zaraz, co to było takiego, co czytał w jednej z historycznych książek o chlebie i igrzyskach? — Proszę mi powiedzieć, jeśli to nie jest tajemnica wojskowa, czy oba kraje istniejące na tej planecie używają do przenoszenia się na Selm — II tego samego odbiornika TMD? Tego, przy którym mnie schwytano?

Sierżant spojrzał na niego chłodnym, przenikliwym wzrokiem i po chwili zastanowienia powiedział:

— To nie jest tajemnica. Oba kraje używają tego samego odbiornika. Odpowiednia kontrola umożliwia jednakowe rozbrojenie obu stron za każdym razem.

— Co powstrzymuje jedną stronę, to znaczy przeciwnika, od zaczajenia się po tamtej stronie?

— Prawo, proszę pana. Każdy, kto ogląda telewizję, wie o tym. Specjalne, kodowane sygnały radiowe zapobiegają używaniu broni w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od boi Delta. Zneutralizowana strefa wojenna.

— Teraz rozumiem — powiedział Brion. — Idąc wąwozem w kierunku boi, natknąłem się na czołg z urwaną gąsienicą. Poza tym był całkowicie sprawny. Celował do mnie ze swoich dział, ale ani razu nie strzelił. Czy to był efekt działania tych urządzeń?

— Prawdopodobnie, proszę pana. Nic nie jest w stanie oddać strzału w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. — Czy kiedykolwiek chciał pan, aby ta wojna się skończyła, dzięki czemu…

— Dosyć pytań! — warknął głośno i szorstko sierżant. Oznaczało to oczywiście koniec rozmowy. W milczeniu kończyli posiłek, kiedy wrócił Hegedus. Sierżant odmeldował się, odwrócił i wyszedł.

— Mam nadzieję, że smakowało wam…

— Dosyć tego! — głos Briona był równie zdecydowany, jak głos sierżanta. — Dosyć tych miłych słówek. Mów pan, jak wygląda sytuacja!

Hegedus wydłużył krótką chwilę niepewności, przechodząc w milczeniu na drugą stronę pomieszczenia, aby usiąść na krześle. Skrzyżowawszy nogi i wygładziwszy fałdy spodni, powiedział:

— Przynoszę wam dobre wiadomości, nie jesteśmy niesprawiedliwymi ludźmi. Nie mamy zwyczaju zabijania posłańców przynoszących złe wiadomości. Zadecydowano, że zostaniecie niezwłocznie odesłani na Sełm — II. Natychmiast po powrocie otrzymacie całe swoje wyposażenie. Pojazd sztabowy zawiezie was na równinę, gdzie będziecie mogli sprowadzić swój statek. To będzie nasz jedyny działający pojazd, dlatego też nie macie się czego obawiać. Po waszym odlocie on również zostanie unieruchomiony. Boja Delta zostanie zniszczona, jak tylko przeniesiecie się na Selm — II. W ten sposób wszelki kontakt z tą planetą zostanie zerwany. Na zawsze.

— Pozwalacie nam odejść… tak po prostu? — Lea wydawała się zaskoczona To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała.

— Dlaczego by nie? Powiedziałem przecież, że jesteśmy humanitarni. Spełnialiście tylko swoje obowiązki… tak jak my swoje. Nie zamierzaliście nam szkodzić i nie będziecie mogli tego zrobić w przyszłości.

— A co będzie, jeśli spróbujemy? — zapytała. Jeśli powiemy innym w Galaktyce o was? Zaczną tu przylatywać…

Hegedus uśmiechnął się chłodno. Brion pokręcił przecząco głową i powiedział:

— Nie, to nie będzie takie proste… ani możliwe. W tej Galaktyce są miliony, może nawet miliardy gwiazd. Jak znaleźć ten układ planetarny? Nie mamy żadnej wskazówki. Ani przez chwilę nie widzieliśmy tutejszego słońca, toteż nie mamy nawet pojęcia, jakiego jest typu. Ani w którym kierunku leży. Mamy pecha Kiedy boja Delta będzie zniszczona, wszelki kontakt z Arao zostanie zerwany. Na zawsze. Chyba, że oni sami zechcą go z nami nawiązać.

— Nawet o tym nie myślcie. To, co mówisz, to wszystko prawda. Nie chcemy waszego wtrącania się i nigdy się na to nie zgodzimy. Oficjalnie puściłem w niepamięć wasze wywrotowe gadanie, ale wiem, co czujecie. Wasza dobroczynna Fundacja nie będzie nam wsadzała tutaj swojego nosa, aby zmienić nasze szczęśliwe życie. Podburzać ludzi i siać zamieszanie! Lubimy nasz styl życia i nie mamy zamiaru zmieniać czegokolwiek. No, pora ruszać w drogę. Im mniej o nas będziecie wiedzieli, tym będziemy szczęśliwsi. Sierżancie!

— Tak jest! — odpowiedział sierżant, otwierając drzwi w tej samej chwili.

— Weźcie swój oddział i bezzwłocznie odstawcie tych dwoje do miejsca translokacji. Pilnujcie, aby z nikim nie rozmawiali.

— Rozkaz! .

Oddział składał się z ośmiu ludzi doskonale uzbrojonych i wyposażonych. Weszli do pomieszczenia głośno tupiąc nogami i poszczękując sprzętem. Na wykrzyczany rozkaz sierżanta stanęli w szyku z gotowymi do strzału karabinami. Lea z trudem panowała nad sobą — to tupanie i wrzaski, cały ten wojskowy nonsens był nie na jej nerwy.

— Mordercze szaleństwo! Jesteście najgłupszymi…

— Milczeć! — warknął sierżant wskazując na drzwi. Na instynktowny ruch Briona w jego kierunku wyciągnął pistolet i skierował go na niego. — Słuchajcie rozkazów, a nic wam się nie stanie. Naprzód marsz!

Nie mieli wyboru. Brion trzymał Leę za rękę. Czuł jej drżenie i wiedział, że to ze złości, a nie ze strachu. Odczuwał to samo. Był sfrustrowany. Miał ochotę spróbować coś zrobić… ale wiedział, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Musieli wrócić na Selm — II. Żywi lub martwi. To wojenne szaleństwo będzie trwało dopóty, dopóki surowce tej planety nie zostaną wyczerpane.

Szli wzdłuż długiego korytarza. Słychać było dudnienie ich kroków. Przed nimi szło czterech żołnierzy i czterech za nimi, zaś strzegący wszystkiego sierżant na końcu w odległości jednego kroku.

— Gdyby tylko było coś, co moglibyśmy zrobić — powiedziała Lea.

— Nie możemy nic zrobić. Przestań o tym myśleć. Zrobiliśmy, co mogliśmy. Wojna na Selm — II zakończyła się, jej mieszkańcy zostaną objęci opieką.

— Ale co z ludźmi na tej planecie? Czy ich życie ma być tłamszone przez tę bezużyteczną wojnę…

— Dosyć tego gadania — wrzasnął sierżant tak głośno i z tak bliska, że aż zabolały ich uszy. — Ja tu jestem od mówienia. Patrzeć przed siebie. Maszerować!