Выбрать главу

Ihjelowi udało się to — posłużył się czynną empatią, aby przekazać swoje uczucia Brionowi. Teraz Brion musiał zrobić to samo z Leą. Otrzymał kilka lekcji tej sztuki, ale daleko mu było do biegłości. Pomimo to musiał spróbować. Siła była tym, czego Lea potrzebowała najbardziej. Powiedział po prostu:

— Możesz to zrobić. Masz wolę i siłę, żeby dokończyć dzieła. A jego umysł milcząco nakazywał jej słuchać: teraz, kiedy jej siły się wyczerpały, udzielał jej części sił Briona.

Dopiero kiedy uniosła głowę i zobaczył łzy wysychające na jej twarzy, zrozumiał, że mu się powiodło.

— Weźmiesz się do roboty? — spytał cicho.

Lea tylko skinęła głową i podniosła się z leżanki. Powtórzyła nogami jak lalka pociągana za niewidoczne sznurki. Ta siła nie była jej własną siłą i Brion z przykrością przypomniał sobie ostatnią rundę Twenties, gdy sam doświadczył takiego samego uczucia krańcowego wyczerpania. Otarła ręce o ubranie i otworzyła pojemnik z mikroskopem.

— Wszystkie szkiełka są potłuczone — powiedziała.

— Użyj tego — odparł Brion, kopiąc w szklane przepierzenie.

Kawałki szkła z brzękiem posypały się na podłogę. Podniósł kilka największych odłamków i połamał je na prostokąty mieszczące się w uchwytach stolika. Lea wzięła je bez słowa. Rozmazawszy na szkiełku kroplę krwi magtera, pochyliła się nad mikroskopem. Drżącymi rękami nastawiała ostrość. Badała preparat pod małym powiększeniem. Raz odrobinę obróciła lusterko, żeby złapać światło wpadające przez okno. Brion stał nad nią, zaciskając pięści i z trudem opanowując niepokój.

— Co tam widzisz? — nie wytrzymał.

— Fagocyty, płytki krwi… leukocyty… wszystko wygląda normalnie.

Jej głos był matowy, znużony; mrugała oczami zmęczonymi od wpatrywania się w preparat.

Brion poczuł gniew wywołany poczuciem klęski. Nawet w obliczu porażki nie przyjmował jej do wiadomości. Sięgnął Lei przez ramię i obrócił rewolwer mikroskopu, ustawiając go na duże powiększenie.

— Jeśli niczego nie widzisz, to spróbuj pod dużym powiększeniem! To tam jest, wiem o tym! Zrobię ci preparat tkankowy. Obrócił się do wypatroszonego trupa. Nie widział, że Lea nagle zesztywniała i z pośpiechem nastawiła ostrość, jednak poczuł bijącą od niej falę emocji, oddziaływującą na jego empatyczne zmysły.

— Co to? — zawołał, jakby powiedziała coś na głos.

— Coś… Coś tu jest — mruknęła. — W tym leukocycie. To nie jest normalna komórka, ale wygląda znajomo. Widziałam już kiedyś coś takiego, ale nie przypominam sobie gdzie.

Wyprostowała się znad mikroskopu i bezwiednie przycisnęła zakrwawione ręce do czoła.

— Wiem, że już to widziałam.

Brion zerknął w okular mikroskopu i ujrzał niewyraźny obiekt. Kiedy nastawił ostrość, zobaczył wyraźnie — biały, amebowaty kształt jednokomórkowego leukocytu. Jego niewprawne oko nie dostrzegało w nim nic niezwykłego. Nie był w stanie stwierdzić, co dziwnego dostrzegła w tym Lea, ponieważ nie miał pojęcia, jak powinien wyglądać leukocyt normalny.

— Czy widzisz te okrągłe, zielone grudki skupione blisko siebie? — zapytała Lea. Zanim zdążył odpowiedzieć, wykrzyknęła: — Już wiem!

Podekscytowana, zapomniała o zmęczeniu.

— Icerya purchasi, tak się nazywa albo podobnie. To Coccus, mały owad z rzędu łuskoskrzydłych. Miał takie same twory zebrane razem w swoich komórkach.

— Co to oznacza? Jaki ma związek z Dis?

— Nie wiem — odparła. — Tyle że wygląda tak podobnie. I jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego w ludzkiej komórce. U Coccusa te zielone ciałka przekształcają się w rodzaj drożdży żyjących w jego organizmie. Nie pasożyt, ale rzeczywisty symbiont…

Szeroko otworzyła oczy, gdy dotarło do niej znaczenie własnych słów. Symbiont — a Dis była planetą, na której symbioza i pasożytnictwo osiągnęło bardziej zaawansowane i skomplikowane formy niż gdziekolwiek indziej. Myśli Lei krążyły wokół tego faktu i rozważały jego logiczne konsekwencje. Brion wyczuwał jej skupienie i podniecenie. Nie zrobił niczego, co mogłoby ją wyrwać z transu. Pogrążona w myślach, stała zaciskając pięści i niewidzącym spojrzeniem wpatrując się w dal.

Brion i Ulv spoglądali na nią w milczeniu, czekając co powie. W końcu kawałki łamigłówki poukładały się we właściwych miejscach. Rozwarła zaciśnięte dłonie i przygładziła nimi wilgotną spódnicę. Zamrugała i obróciła się do Briona.

— Czy jest tu jakaś skrzynka z narzędziami? — zapytała. Pytanie było tak zaskakujące, że Brion przez chwilę nie potrafił na nie odpowiedzieć. Zanim zdołał zebrać myśli, odezwała się ponownie.

— Nie chodzi mi o ręczne narzędzia, to trwałoby zbyt długo. Moglibyście znaleźć mi coś takiego jak piła mechaniczna? Byłaby najlepsza.

Znów zajęła się mikroskopem i Brion nie próbował jej już o nic wypytywać. Ulv wciąż przyglądał się ciału magtera, nie rozumiejąc, o czym mówili.

Brion poszedł do hali ładunkowej. Na parterze nie znalazł niczego, mogłoby być przydatne, więc wszedł schodami na górę. Długi korytarz prowadził do licznych pomieszczeń. Wszystkie drzwi były zamknięte, włącznie z tymi, na których widniał obiecujący napis „NARZĘDZIOWNIA”. Kilkakrotnie uderzył barkiem w metal, nie wyginając go nawet na cal. Cofnął się, szukając innego sposobu i zerknął na zegarek.

Druga! Za dziesięć godzin bomby spadną na Dis.

Ten fakt zmuszał do pośpiechu. Jednak nie mógł robić hałasu — mógłby go ktoś usłyszeć. Szybko zdjął koszulę i luźno owinął nią miotacz, tak że tworzyła lejkowate przedłużenie lufy. Przytrzymując materiał lewą ręką, przytknął broń do drzwi, wylotem do zamka. Strzał odbił się głuchym echem, niesłyszalnym na zewnątrz budynku. Kawałki rozbitego mechanizmu zagrzechotały wewnątrz zamka i drzwi stanęły otworem.

Kiedy wrócił, Lea stała nad ciałem. Podał jej małą pilarkę z obrotowym ostrzem.

— Czy to się nada? — spytał. — Zasilana bateryjnie, naładowana niemal do pełna.

— Doskonale — odparła. — Będziecie musieli mi pomóc. Przeszła na disański.

— Ulv, czy mógłbyś znaleźć jakieś miejsce, skąd mógłbyś nie zauważony obserwować ulicę? Daj mi znak, kiedy będzie pusta. Obawiam się, że piła narobi sporo hałasu.

Ulv skinął głową i poszedł do hali, gdzie wspiął się na stertę skrzyń, skąd mógł wyjrzeć na zewnątrz przez małe okienko umieszczone wysoko nad podłogą. Ostrożnie rozejrzał się na boki, po czym machnięciem ręki kazał Lei zaczynać.

— Brion, stań obok i trzymaj trupa za brodę — poleciła. Trzymaj mocno, żeby głowa nie latała, kiedy będę cięła. To będzie niezbyt przyjemne. Przykro mi. Jednak to najszybszy sposób na przecięcie kości.

Piła wgryzła się w czaszkę.

W pewnej chwili Ulv gestem nakazał im ciszę i sam skrył się w cieniu. Czekali niecierpliwie, aż da im sygnał do podjęcia pracy. Brion mocno trzymał głowę magtera, aż piła zatoczyła krąg wokół czaszki trupa.

— Skończone — powiedziała Lea, wypuszczając pilarkę ze zdrętwiałych palców. Rozmasowała dłonie, przywracając im życie, nim dokończyła dzieła. Ostrożnie i delikatnie usunęła wierzchołek czaszki magtera, odsłaniając mózg widoczny w strudze światła padającego przez okno.

— Od początku miałeś rację, Brion — powiedziała. — Oto twój Obcy.