Выбрать главу

Coś drgnęło w umyśle Jasona, jakby się w nim napiął jakiś od dawna nie używany mięsień. Doznał dziwnie znajomego uczucia. — Dzień dobry — powiedział. Naxa coś odburknął i wziął się ponownie do piłowania kopyta. Przyglądając mu się przez kilka minut, Jason próbował przeanalizować to nowe uczucie. Wciąż jednak wymykało mu się, gdy już, już myślał, że je uchwycił. Czymkolwiek było, obudziło się w nim, gdy Naxa przemawiał do doryma.

— Zawołaj któregoś psa, Naxa. Chciałbym się bliżej przyjrzeć jednemu z nich.

Nie unosząc głowy znad swojej pracy, Naxa gwizdnął cicho. Jason miał pewność, że gwizd ten nie mógł być poza stodołą słyszalny. Jednakże po minucie do stodoły wśliznął się jeden z pyrryjskich psów. Mówca pogłaskał zwierzę po głowie, coś do niego mamrocząc, a ono patrzyło mu pilnie w oczy.

Gdy Naxa zajął się na powrót swoją pracą przy dorymie pies zniecierpliwił się, obszedł węsząc całą stodołę i ruszył szybko ku otwartym wrotom. Jason przywołał go z powrotem.

Przynajmniej zamierzał przywołać. W ostatniej chwili nie wyrzekł ani słowa. Powodowany nagłym impulsem nie otworzył ust… przywołał psa myślą. Pomyślał: chodź tutaj — kierując impuls ku zwierzęciu z całą mocą i zdecydowaniem, jakich używał manipulując kośćmi do gry. Czyniąc to zdał sobie sprawę, od jak dawna już nie przyszło mu nawet do głowy wykorzystać swojej siły psi.

Pies zatrzymał się i odwrócił.

Chwilę się wahał, spojrzał na Naxę i podszedł do Jasona.

Z bliska wyglądał jak koszmarna zjawa. Bezwłose łuski, małe oczka w czerwonych obwódkach, niezliczone, kapiące śliną zęby nie budziły zaufania. Jason mimo to nie odczuwał strachu. Między człowiekiem a zwierzęciem został nawiązany kontakt. Jason odruchowo wyciągnął rękę i podrapał zwierzę po grzbiecie, gdzie, jak wiedział, musiało być wrażliwe.

— Nie wiedziałem, że jesteś mówcą — rzekł Naxa. Po raz pierwszy jego głos zabrzmiał przyjaźnie.

— Ja też do tej pory nie wiedziałem — odparł Jason. Spojrzał zwierzęciu w oczy, podrapał pręgowany, brzydki grzbiet i zaczął rozumieć.

Mówcy muszą mieć w znacznym stopniu rozwiniętą siłę psi, to już teraz oczywiste. Kiedy dwa stworzenia podzielają wzajemne uczucia, nie istnieją żadne przegrody rasowe ani różnica gatunków. Najpierw musi zaistnieć empatia, aby nie było lęku ani nienawiści. A potem następuje bezpośrednie porozumienie. Zapewne właśnie mówcy pierwsi pokonali barierę nienawiści na Pyrrusie i nauczyli się współżyć z rodzimymi istotami tej planety. Inni, być może, poszli za ich przykładem… i pewnie właśnie to tłumaczy utworzenie się społeczności karczowników.

Teraz, kiedy się na tym skoncentrował, Jason zdał sobie sprawę, iż gdzieś obok niego przepływają myśli. Dorym reagował na wzorce napływające skądś spoza stodoły. Nie musiał wychodzić na zewnątrz, aby wiedzieć, że na polu za stodołą znajduje się więcej tych wielkich zwierząt.

— To wszystko jest dla mnie niezwykłe — rzekł. — Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, Naxa? Jakie to uczucie… być mówcą? Chodzi mi o to, czy w i e s z, co sprawia, że zwierzęta ciebie słuchają, a innych ludzi nie?

Myślenie o podobnych sprawach przychodziło Naxie z trudem. Przeczesał palcami gęste włosy i skrzywił się odpowiadając:

— Nigdy o tym nie myślałem. Robię i tyle. Wystarczy poznać zwierzę jak należy, żeby wiedzieć, co ono może zrobić. To wszystko.

Naxa najwyraźniej nigdy się nie zastanawiał, skąd wzięła się w nim ta władza nad zwierzętami. A skoro on się nie zastanawiał, prawdopodobnie również nie czynił tego nikt inny. Nie mieli po temu powodów. Po prostu przyjmowali ten fakt jak wszystkie życiowe fakty.

Z poszczególnych fragmentów zaczął powstawać w umyśle Jasona jasny obraz. Powiedział kiedyś Kerkowi, że rodzime formy życia na Pyrrusie sprzymierzyły się z jakichś przyczyn przeciw ludziom. Nadal nie wiedział, czemu to nastąpiło, ale zaczynał pojmować, jak.

— Czy daleko stąd do miasta? — spytał Naxę. — Ile by nam zajęło, żeby dojechać tam na dorymach?

— Pół dnia tam, pół z powrotem. Czemu? Chcesz odjechać?

— Nie chcę jechać do miasta, jeszcze nie teraz. Ale. chciałbym podjechać jak najbliżej obwodu — wyjaśnił Jason.

— Spytaj, co Rhes na to — odparł Naxa.

Rhes zgodził się od razu, bez zadawania jakichkolwiek pytań. Natychmiast osiodłali dorymy i wyruszyli w drogę, żeby zdążyć do domu przed zmrokiem.

Nie minęła godzina, a już Jason zaczął wyraźnie odczuwać, że kierują się w stronę miasta. Z każdą minutą uczucie to stawało się silniejsze. Naxa musiał odnieść podobne wrażenie, bo aż się wiercił w siodle. Musieli głaskać i poklepywać po szyjach zwierzęta, które stawały się coraz bardziej płochliwe i niespokojne.

— Dalej nie pojedziemy — rzekł Jason. Naxa z wdzięcznością zatrzymał doryma.

Jasonem owładnął jakiś niesprecyzowany prąd myśli. Czuł je zewsząd… tylko znacznie silniej od strony niewidocznego miasta. Naxa i dorymy reagowały podobnie, niepokojem, którego przyczyny nie znali.

Jedno stało się teraz oczywiste. Zwierzęta pyrryjskie były uczulone na promieniowanie psi — zapewne rośliny i niższe formy życia również. Być może porozumiewały się z pomocą tego promieniowania, skoro słuchały ludzi, którzy je wydzielali. Z tak wielkim nasileniem promieniowania Jason dotychczas się nie spotkał. Chociaż sam specjalizował się w psychokinezie — psychicznym władaniu materią nieożywioną — był bardzo wrażliwy także na inne zjawiska psychiczne. Obserwując zawody sportowe odczuwał wielokrotnie całkowitą harmonię wielu umysłów wyrażających tę samą myśl. To, co czuł teraz, było podobne.

Ale jakże straszliwie odmienne. Tłum na stadionie unosi się radością z powodu udanego wyczynu na boisku lub reaguje jękiem zawodu na jalaeś niepowodzenie. Uczucie to podlega ciągłym zmianom zależnie od przebiegu gry. Tu prąd myśli był nie kończący się, silny i.przerażający. Trudno było nadać mu kształt słów. Składała się nań po części nienawiść, po części lęk — a całość oznaczała zniszczenie.

ZABIĆ WROGA — taki oto z grubsza sens zdołał wyczytać w nim Jason. Ale to było coś więcej. Nieskończona rzeka psychicznego gwałtu i śmierci.

— Wracajmy już — powiedział, czując się nagle zmaltretowany i chory od tych wrażeń. Ruszając w drogę powrotną zaczął rozumieć wiele rzeczy. Swój nagły i niewypowiedziany lęk, gdy został zaatakowany przez zwierzę pyrryjskie pierwszego dnia pobytu na planecie. I powtarzające się koszmarne sny, od których tak naprawdę nigdy się nie wyzwolił, nawet pod wpływem narkotyków. Jedno i drugie było jego reakcją na nienawiść skierowaną na miasto. Chociaż z jakichś przyczyn fale tej nienawiści aż do tej pory nie były skierowane na niego bezpośrednio, to jednak część ich do niego docierała, wywołując silną reakcję emocjonalną.

Rhes spał, kiedy przyjechali, i Jason musiał czekać do rana, żeby z nim porozmawiać. Mimo zmęczenia podróżą długo nie mógł zasnąć roztrząsając w myślach odkrycia minionego dnia. Czy może powiedzieć o nich Rhesowi? Nie bardzo. Gdyby to uczynił, musiałby również wyjawić, na czym polega ich znaczenie i w jaki sposób zamierza je wykorzystać. Rhes nie będzie akceptował żadnej z proponowanych przez niego form pomocy. Najlepiej nie mówić nic, póki nie będzie po wszystkim.

18

Po śniadaniu powiedział Rhesowi, że chce wrócić do miasta.

— A więc masz już dość oglądania naszego barbarzyńskiego świata i chcesz wrócić do przyjaciół. Może nawet pomóc im nas zetrzeć z powierzchni planety? — Rhes powiedział to niby żartem, ale był w jego słowach odcień zimnej złośliwości.