Rozdział 7
— Wypij jeszcze trochę — powiedział głos. Zimna woda pociekła po jego twarzy, a trochę popłynęło mu do gardła. Zakrztusił się i rozkaszlał. Coś twardego wbijało mu się w plecy, bolały go nadgarstki. Powoli zaczął sobie przypominać — walka, pojmanie, płyn, który w niego wlano. Gdy otworzył oczy, zobaczył zawieszoną na łańcuchu migoczącą żółto lampę. Mrugnął i usiłował wykrzesać z siebie dość sił, by usiąść. Światło przesłoniła mu znajoma twarz, na której widok Jason przymknął oczy i jęknął.
— Czy to ty, Mikah, czy może dalsza część koszmaru?
— Od sprawiedliwości nie ma ucieczki, Jasonie. To ja i mam pod twoim adresem kilka zasadniczych pytań.
— To rzeczywiście ty — jęknął Jason. — Nawet w najgorszym koszmarze nie odważyłbym się wymyślić takiego tekstu. Ale zanim odpowiem na pytania, może powiedziałbyś mi to i owo o lokalnych układach? Powinieneś coś wiedzieć, przecież jesteś niewolnikiem dlzertanoj dłużej niż ja. — Jason zorientował się, że ból nadgarstków jest spowodowany ciężkimi żelaznymi kajdankami. Przewleczono przez nie łańcuch, którego koniec był przymocowany do grubej belki stanowiącej obecnie oparcie jego głowy. — Po co4ańcuchy? I co możesz mi powiedzieć o tutejszej gościnności?
Mikah oparł się prośbie o jakiekolwiek istotne informacje i nieubłaganie powrócił do swych własnych problemów.
— Kiedy widziałem cię po raz ostatni, byłeś niewolnikiem Ch'aki, a tej nocy kiedy zostałeś tu przywleczo-ny razem z innymi i przykuty do belki, byłeś nieprzytomny. Miejsce koło mnie właśnie się zwolniło i powiedziałem im, że zaopiekuję się tobą, jeżeli cię tu umieszczą. Zrobili to. A teraz chciałbym, żebyś mi wyjaśnił jedną sprawę. Zanim cię rozebrali, miałeś na sobie pancerz i hełm Ch'aki. Gdzie jest Ch'aka, co się z nim stało?
— Ja Ch'aka — wykrztusił Jason i rozkaszlał się. Gardło miał zupełnie wysuszone. Wypił duży łyk wody z miski. — Widzę, że jesteś w bardzo mściwym nastroju, stary oszuście. A co z nadstawianiem drugiego policzka, hę? Nie powiesz mi przecież, że mógłbyś nienawidzić człowieka tylko dlatego, że palnął cię w głowę, rozwalił ci czerep i sprzedał jako odrzut z targu niewolników. W przypadku, gdybyś ciągle jeszcze dręczył się wyrządzoną ci krzywdą, możesz się radować, bowiem złego Ch'aki już nie ma. Leży pogrzebany w pustkowiu i po rozpatrzeniu wszystkich kandydatów, ja dostałem jego posadę.
— Zabiłeś go?
— Prawdę mówiąc — tak. I nie myśl, że przyszło mi to łatwo, bo miał wszystkie atuty, podczas gdy ja dysponowałem jedynie moją wrodzoną pomysłowością, która, jak się okazało, na szczęście wystarczyła. Przez jakiś czas sytuacja była krytyczna, bo kiedy chciałem go zamordować w czasie, gdy spał…
—,Coo? — przerwał mu Mikah.
— No, załatwić go w nocy. Nie sądzisz chyba, że ktoś przy zdrowych zmysłach chciałby stanąć do walki z takim potworem twarzą w twarz, co? Ostatecznie tak się właśnie skończyło, bo miał kilka zgrabnych gadżetów do ostrzegania go przed nocnymi gośćmi. Krótko mówiąc, walczyliśmy, wygrałem i zostałem Ch'aką, choć moje panowanie nie było ani długie, ani szczęśliwe. Dotarłem w ślad za tobą aż na pustynię, a tam wpadłem w pułapkę zgrabnie zastawioną przez starego cwaniaka o imieniu Edipon, który znowu zdegradował mnie do rangi niewolnika i za jednym zamachem zabrał mi również moich podwładnych. I to już cała moja historia. A teraz opowiedz mi swoją — gdzie się znajdujemy, co tu się dzieje…
— Morderco! Posiadaczu niewolników! — Mikah odsunął się najdalej jak mu pozwalał łańcuch i palcem oskarżycielsko wskazał Jasona. — Jeszcze dwie zbrodnie należy dodać do twego haniebnego spisu. Czuję do siebie obrzydzenie, Jasonie, iż kiedykolwiek mogłem czuć do ciebie sympatię i próbowałem ci pomóc. Dalej będę ci pomagał, ale jedynie po to, by dostarczyć cię na Cassylię, a tam zaprowadzić przed sąd i na szafot!
— Podoba mi się wykładnia twojej uczciwości i bezstronnej sprawiedliwości — sąd i szafot. — Jason ponownie się rozkaszlał i wypił do końca wodę z miski. — Czy kiedykolwiek słyszałeś o zasadzie presumpcji niewinności? Że oskarżonego uważa się za niewinnego, dopóki nie dowiedzie mu się przestępstwa? Tak się składa, że jest to kamień węgielny całego porządku prawnego. I w jaki sposób uzasadniłbyś wytoczenie mi procesu na Cassylii za czyny, które popełniłem na tej planecie, czyny, które tu wcale nie są uważane za przestępstwo? To tak, jakbyś zabrał kanibala z jego plemienia i skazał za ludożerstwo.
— I co w tym złego? Pożeranie ludzkiego mięsa jest zbrodnią tak obrzydliwą, że wzdragam się na samą myśl o niej. Oczywiście, że człowiek, który dopuścił się tego, musi zostać skazany na śmierć.
— Gdyby zakradł się tylnymi drzwiami i wrąbał kogoś z twojej rodziny, miałbyś niewątpliwie powody do wszczęcia postępowania. Ale na pewno nie dlatego, że w otoczeniu swego czcigodnego szczepu skonsumował soczystą pieczeń z ludziny. Czy nie dostrzegasz jednego, kluczowego zagadnienia? Tego, że ludzkie zachowanie może być ocenione jedynie w relacji z otoczeniem tego człowieka? Zachowanie jest pojęciem względnym. Kanibal w swojej społeczności jest równie moralny, jak przykładny parafianin w twpjej.
— Bluźnierco! Zbrodnia jest zbrodnią! Są prawa moralne, które odnoszą się do całej ludzkości!
— O, co to, to nie. To właśnie jest ów punkt, w którym załamuje się twoja średniowieczna moralność. Wszystkie prawa i idee są historyczne i względne, nie zaś absolutne. Odnoszą się do określonego czasu i miejsca, natomiast wyrwane z kontekstu tracą całe swe znaczenie. W tym zapluskwionym społeczeństwie działałem w sposób jak najbardziej uczciwy i prostolinijny. Próbowałem zamordować swego pana, bo jest to jedyny sposób awansowania w tym okrutnym świecie i niewątpliwie Ch'aka tak samo doszedł do swej pozycji. Zabójstwo się nie udało, ale walkę wygrałem i rezultaty były te same. Gdy miałem już władzę, starałem się dbać o swych niewolników, choć oczywiście nie doceniali tego, bo wcale nie zależało im na tym, by ktoś się o nich prawdziwie troszczył. Chcieli tylko mojej posady i takie jest prawo tej ziemi. Jedynym moim rzeczywistym wykroczeniem było to, że nie spełniłem należycie moich obowiązków posiadacza niewolników i nie maszerowałem z nimi tam i z powrotem po plaży do skończenia świata. Zamiast tego poszedłem cię szukać, zostałem schwytany w pułapkę i ponownie zostałem niewolnikiem, co mi się słusznie za moją głupotę należało.
Drzwi otwarły się z trzaskiem i ostre światło słoneczne wdarło się do pozbawionego okien pomieszczenia.
— Wstawać, niewolnicy! wrzasnął d'zertano przez otwarte drzwi.
Chór jęków i postękiwań towarzyszył pobudce. Jason mógł wreszcie zobaczyć, że jest jednym z dwudziestu niewolników przykutych do długiej belki wyciosanej najwidoczniej z pnia pokaźnego drzewa. Człowiek przykuty do samego jej końca był najwidoczniej kimś w rodzaju przywódcy, obrzucał bowiem wszystkich klątwami i starał się ich rozruszać. Gdy niewolnicy wstali, bohaterskim tonem zaczął rzucać rozkazy.
— Ruszać się, ruszać! Najpierw będzie wspaniałe żarcie. Nie zapominajcie o swoich miskach. Odłóżcie je tak, żeby nie spadły. Pamiętajcie, nie dostaniecie nic do jedzenia i picia, jeżeli nie będziecie mieć miski. Pracujemy dziś wspólnie i niech każdy się przyłoży, to jedyny sposób. To dotyczy wszystkich, a zwłaszcza nowych. j Dajcie panom dzień porządnej pracy, a oni dadzą wam jeść… ' — Zamknij się! — wrzasnął któryś.