Выбрать главу

,— Dobra, dobra — powiedział Jason, kończąc o-gryzać kość — zaraz pójdę. Oczyma wyobraźni widzę długi szereg posiłków składających się wyłącznie z kre-noj, chcę więc nacieszyć się swym ostatnim śniadaniem przed powrotem w grono niewolników.

Żołnierze patrzyli po sobie zdezorientowani i spytali swego dowódcę o rozkazy.

— Kto to taki? — zwrócił się do Snarbiego, wskazując siedzącego wciąż na ziemi Jasona. — Czy jest jakiś powód, dla którego nie mogę go zabić?

— Nie możesz! — wykrztusił zdławionym głosem Snarbi, bielejąc jak mocno przybrudzone płótno. — To on właśnie zbudował diabelski pojazd i zna wszystkie jego tajemnice. Hertug Persson zmusi go torturami, by zbudował drugi.

Jason wytarł palce o trawę i wstał.

— W porządku, panowie, idziemy. A po drodze może ktoś zechce mi powiedzieć, kto to taki ten Hertug Persson i co mamy dalej w programie.

— Powiem ci — chełpił się Snarbi, idąc obok Jasona. — On jest Hertugiem Perssonoj. Walczyłem dla Persso-noj, znają mnie i dlatego mogłem ujrzeć Hertuga we własnej osobie, i on mi uwierzył. Perssonoj są bardzo potężni w Appsali i znają wiele ogromnych tajemnic, ale nie są tak potężni jak Trozelligoj, którzy posiedli sekrety car oj i jetilo. Wiem, że będę mógł zażądać od Perssonoj każdej ceny, jeżeli dostarczę im sekret caroj. I zrobię to. — Przysunął twarz do twarzy Jasona i wykrzywił się straszliwie. — Ujawnisz im ten sekret. Pomogę im torturować cię, dopóki nie powiesz.

Jason wysunął lekko nogę. Snarbi potknął się i gdy upadł jak długi, DinAlt ze spokojem pomaszerował po nim. Żaden z żołnierzy nie zwrócił uwagi na ten incydent. Kiedy wszyscy przeszli, zdrajca podniósł się zataczając i pokuśtykał ich śladem, miotając przekleństwa. Jason prawie go nie słyszał. Miał na głowie wystarczająco dużo własnych kłopotów.

Rozdział 11

Z otaczających wzgórz Appsala wyglądała jak płonące miasto zalewane przez morze. Dopiero gdy podeszli bliżej, mogli się przekonać, że dym wydobywa się z niezliczonych kominów, dużych i małych, sterczących ze wszystkich budynków, miasto zaś zaczyna się na brzegu i jest położone na licznych wyspach rozsypanych na płytkiej lagunie. Do nabrzeża, znajdującego się na mierzei oddzielającej lagunę od morza, zacumowane były duże statki morskie, natomiast bliżej lądu stałego, po kanałach kursowały mniejsze jednostki. Jason rozglądał się z niepokojem, próbując odnaleźć kosmoport lub ślady kontaktów międzyplanetarnych, ale bez skutku. Kiedy droga zaczęła przebiegać po zboczu, pagórki przesłoniły widok. Do brzegu zbliżali się w pewnej odległości od miasta.

Do cypla kamiennego nabrzeża był przycumowany pokaźny żaglowiec, oczekujący najwyraźniej na nich. Jeńcom związano ręce i nogi, po czym wrzucono ich do ładowni. Jason wiercił się i kręcił tak długo, aż wreszcie zdołał przytknąć oko do szpary między dwiema źle dopasowanymi deskami. Zaczął opisywać i komentować to, co widział podczas tej krótkiej podróży.

Pozornie czynił to, by poinformować swych towarzyszy, ale na dobrą sprawę, bardziej chodziło mu o własne samopoczucie, słysząc bowiem swój głos czuł się zawsze raźniej.

— Nasza podróż zbliża się do końca i przed nami ukazuje się romantyczne i starodawne miasto Appsala słynne ze swych obrzydliwych obyczajów, tubylców o morderczych skłonnościach i archaicznych instalacji sanitarnych. Dzięki nim wody kanału, po którym żeglujemy, przypominają raczej gigantyczną kloakę. Po obu stronach widać wyspy. Mniejsze pokryte są ruderami, przy których nora najnędzniejszego nawet zwierzęcia żyjącego na Ziemi wydaje się być pałacem. Natomiast większe wyspy przypominają raczej fortece — każda z nich jest otoczona murem i zaopatrzona w baszty oraz barbakan. Trudno przypuszczać, by w mieście o takich rozmiarach było aż tyle fortów, dlatego też sądzę, że każda z wysp jest umocnioną i strzeżoną siedzibą jednego plemienia, szczepu czy jednej grupy, o których mówił nasz przyjaciel Judasz. Spójrzcie na te pomniki krańcowej pychy i baczcie na me słowa — oto ostateczny produkt systemu, który opiera się na posiadaczach niewolników takich jak były Ch'aka oraz na plemionach krenożerców, prowadzi przez rodzinne hierarchie takie jak d'zertanoj i swój zenit nieprawości osiąga tu, za tymi potężnymi murami. Oto absolutna władza, która rządzi w sposób absolutny — każdy człowiek musi walczyć o swoje, jedyna droga do góry prowadzi pa ciałach innych, wszystkie zaś odkrycia i wynalazki uznane są za prywatne i osobiste sekrety, ukryte i używane tylko dla własnej korzyści. Nigdy nie widziałem ludzkiej chciwości i egoizmu posuniętego aż do takiego stopnia i podziwiam Homo Sapiens za to, że nie zważając na trudności, podążył do tego szczytnego celu.

Statek zwolnił raptownie i Jason spadł ze swej wąziutkiej grzędy do śmierdzącej zęzy. — Upadek człowieka — mruczał, wyczołgując się na wierzch.

Burty otarły się o kamienne płyty i po wielu okrzykach, klątwach i rozkazach, statek się zatrzymał. Odsunięto nad ich głowami pokrywę luku i trójka jeńców została wywleczona na pokład. Statek był zacumowany w niewielkim basenie otoczonym budynkami i wysokimi murami. Za nimi zamykała się właśnie potężna brama morska, przez którą przed chwilą wpłynęli. Nie spostrzegli nic więcej, gdyż popchnięto ich w stronę wejścia i popędzono korytarzami. Wędrówka zakończyła się w wielkiej, centralnej komnacie. Była zupełnie nieumeblowana, wyjątek stanowiło widoczne w końcu sali podwyższenie, na którym stał wielki, zardzewiały, żelazny tron. Zasiadający na tronie jegomość, niewątpliwie Hertug Persson we własnej osobie, miał bujną brodę i włosy do ramion, nos miał kartoflowaty i czerwony, oczy zaś niebieskie ł wodniste. Nadgryzł kreno nabite delikatnie na dwuzę-bny, żelazny widelec.

— Powiedzcie mi — wrzasnął nagle — dlaczego nie powinienem was natychmiast zabić?

— Jesteśmy twymi niewolnikami, Hertugu, jesteśmy twymi niewolnikami — krzyknęli chórem wszyscy obecni w komnacie, machając jednocześnie dłońmi w powietrzu. Jason opuścił pierwsze wejście, ale zdążył na drugie. Tylko Mikah nie przyłączył się do powszechnych okrzyków i machania rękami, kiedy zaś owa przysięga wierności została zakończona, w ciszy, która zapadła, rozległ się jego głos: — Nie jestem niczyim niewolnikiem!

Łuk trzymany przez dowódcę żołnierzy zatoczył półkole, trafiając w czubek głowy Mikaha. Samon, ogłuszony, runął na podłogę.

— Masz nowego niewolnika, o Hertugu! — oznajmił dowódca.

— To on, o Potężny. Umie robić caroj i sporządzić miksturę, która płonie i porusza je. Wiem o tym, bo widziałem, jak to robił. Umie także robić ogniste kule, którymi spalił d'zertanoj, ja. także wiele innych rzeczy. Przyprowadziłem ci go, by został twym niewolnikiem i robił caroj dla Perssonoj. Oto kawałki car o, którym podróżowaliśmy, to co pozostało po tym, jak zniszczył je ogień. — Snarbi wysypał narzędzia i popalone szczątki na podłogę. Hertug skrzywił się, patrząc na nie.

— Cóż to za dowód? — zapytał i zwrócił się do Jasona: — To nic nie znaczy. Jak udowodnisz, niewolniku, że możesz zrobić to, o czym on mówił?

Jason przez chwilę walczył z pokusą zaprzeczenia wszystkiemu. Byłaby to cudowna zemsta na Snarbim, który niechybnie skończyłby marnie za to, że ośmielił się robić wiele hałasu o nic, ale porzucił tę myśl natychmiast, gdy się pojawiła. W pewnym stopniu kierowały nim humanitarne pobudki, cóż bowiem Snarbi mógł poradzić na to, że był nieodrodnym synem swego społeczeństwa, ale przede wszystkim Jason nie miał ochoty, aby poddano go torturom. Nic nie wiedział o tutejszych metodach wymuszania zeznań i wcale nie miał ochoty się z nimi zapoznać.