Выбрать главу

— Musisz być demonem, skoro zamiast umrzeć, powróciłeś z Bramy Piekła, zyskawszy nową siłę. Demon o tysiącu twarzy! To wyjaśnia, dlaczego oszukałeś i zdradziłeś tak wielu ludzi. Minstrel sądził, że jesteś z innego świata. Pyrrusanie uważali, że należysz do ich plemienia. Ja myślałem, że jesteś lojalnym towarzyszem, który mi pomoże.

— Ciekawa teoria. Możesz wierzyć, w co zechcesz. Teraz posłuchaj, co ci chcę powiedzieć.

— NIE! Jeśli cię posłuchań, będę przeklęty! — krzyknął, łapiąc za miecz.

Jason mówił teraz szybko. Musiał zdążyć, zanim będzie zmuszony do walki o życie.

— Z doliny, którą zwiecie Bramą Piekła jest wyjście. Nie prowadzi do piekła, ale na niziny. Przyszedłem tamtędy i wróciłem łodzią, by ci pokazać drogę. Teraz jesteś wodzem tu, na stepach, a możesz zostać władcą nizin. Przed tobą nowy kontynent. Zdobywaj. Jesteś jedynym człowiekiem, któremu to się może udać,

Temuchin wolno opuścił miecz. Oczy płonęły mu wewnętrznym żarem. Gdy się odezwał, głos miał stłumiony, jakby mówił do siebie.

— Musisz być demonem. Nie można zabić kogoś, kto już nie żyje. Mogę cię usunąć, ale nie wymażę z pamięci twych stów. Wiesz to, czego inni nie wiedzą — jestem pusty. Władam tymi stepami i co z tego? Cóż to za przyjemność — rządzić?… Żadnych podbojów, żadnych wojen. Marzyłem… Dzień i noc marzyłem w samotności o bogatych łąkach i miastach, tam pod klifem. Bo nawet proch i wielkie armie nie powstrzymają mych wojowników. Widziałem ich zdumienie, gdy otaczamy miasta, oblegamy. Zdobywamy.

— Możesz to wszystko mieć, Temuchinie. Władco całego tego świata.

Lampa strzelała w ciszy namiotu, rzucając na obu mężczyzn roztańczone cienie.

Kiedy Temuchin znów przemówił, w jego głosie brzmiało postanowienie.

— Zgadzam się, chociaż znam cenę. Chcesz mnie, demonie. Chcesz mnie zabrać do swego piekła pod górami. Ale nie dam się, dopóki nie zdobędę całego świata.

— Nie jestem demonem, Temuchinie.

— Nie szydź ze mnie. Znam prawdę. To, co śpiewają minstrele jest prawdą, choć nigdy przedtem w to nie wierzyłem. Kusiłeś mnie i ja się zgadzałem. Teraz jestem przeklęty. Powiedz mi, kiedy i jak umrę?

— Nie mogę ci tego powiedzieć.

— Oczywiście, nie możesz. Jesteś związany zaklęciem, tak jak ja.

— Myślałem o czym innym.

— Wiem, o czym myślałeś. Zgadzając się na wszystko, wszystko tracę. Nie ma innej drogi. Zgadzam się. Ale najpierw zwyciężę. Czy to prawda, demonie? Przystajesz na to?

— Oczywiście, zwyciężysz i…

— Nic więcej nie mów. Zmieniłem zdanie. Nie chcę wiedzieć, jaki będzie mój koniec.

Wstrząsnął się, jakby zrzucając niewidoczny ciężar i schował miecz do pochwy.

— W porządku. Możesz wierzyć, w co chcesz. Daj mi po prostu kilku dobrych ludzi, a otworzę przejście na niziny. Sznurowa drabinka pozwoli nam zejść na dno rozpadliny. Oznaczę drogę i przeprowadzę ich przez jaskinie na dowód, że można tego dokonać. Następnym razem pójdzie za nami cała armia. Zejdą tam, na dół?

Temuchin roześmiał się.

— Przysięgali, że pójdą za mną do samego piekła, jeśli tak rozkażę, więc pójdą.

— Świetnie. Czy uściśniemy sobie dłonie?

— Oczywiście! Podbijając świat zdobędę wieczność — w piekle, więc nie obawiam się teraz twego zimnego ciała, demonie.

Uścisnęli sobie dłonie. Jason, wbrew samemu sobie, nie mógł stłumić uczucia podziwu dla wielkiej odwagi tego człowieka.

Rozdział XX

— Pozwólcie mi z nim porozmawiać — prosiła Meta. Kerk machnął ręką, by nie przeszkadzała. Chwycił mikrofon, który praktycznie zginął w jego potężnej dłoni.

— Jason, posłuchaj mnie! — powiedział chłodno. — Nikt nie jest zachwycony tą awanturą. Nie wyjaśniłeś jej celu i nie zyskasz nic, prócz zniszczenia. Jeżeli Temuchin będzie kontrolował również niziny, nigdy nie usuniemy go z drogi, by otworzyć kopalnię. Rhes wrócił do Ammh i szykuje opór przeciwko twojej inwazji. Niektórzy z naszych chcą się do niego przyłączyć. Proszę po raz ostatni. Zatrzymaj się, zanim nie będzie za późno.

Głos Jasona zabrzmiał dziwnie cicho. Nie wiadomo, czy z powodu zakłóceń, czy dlatego, że ciężko było mu powiedzieć to, co chciał przekazać.

— Kerk, usłyszałem, co mówiłeś i wierz mi, rozumiem cię. Ale jest już za późno, by się cofnąć. Większość armii przeszła przez jaskinie. Zdobyli nawet sporo moropów w jakichś wioskach. Nic już nie zatrzyma Temuchina. Może ludzie z nizin zwyciężą, ale bardzo w to wątpię. Temuchin chce władać nad i pod skarpą i to byłoby dla nas najlepsze.

— Nie! krzyknęła Meta, wydzierając Korkowi mikrofon. — Jason, słuchaj. Nic możesz tego zrobić. Byłeś wśród nas, pomagałeś nam. a my wierzyliśmy w ciebie. Pokazałeś nam. że życie to coś więcej, niż wzajemne zabijanie. Wiemy teraz, że wojna na Pyrrusie była czymś złym. Na tę planetę przybyliśmy, bo ty nas o to prosiłeś. Teraz wygląda to tak, jakbyś nas zdradzał. Próbowałeś nas nauczyć, jak można żyć bez zabijania i. wierz mi, staraliśmy się to pojąć. Ale to, co robisz teraz jest gorsze od wszystkiego, co kiedykolwiek zrobiliśmy na Pyrrusie. Tam przynajmniej walczyliśmy o życie. Ty nie masz takiego wytłumaczenia. Ty pokazałeś temu potworowi Temuchinowi, jak zacząć jeszcze jedną wojnę i zabić jeszcze więcej ludzi. Jak to usprawiedliwisz?

Przez długą chwilę w głośniku było słychać jedynie trzaski zakłóceń. Wreszcie Jason znów się odezwał. Jego głos brzmiał, jak gdyby był bardzo zmęczony.

— Meta… Bardzo mi przykro. Chciałbym ci to wytłumaczyć, ale jest już za późno. Szukają mnie. Muszę ukryć radio, zanim mnie tu znajdą. To, co robię, jest słuszne. Spróbuj w to uwierzyć. Ktoś, bardzo dawno temu powiedział, że nie można zrobić omletu bez rozbijania jajek. Nie można przeprowadzić zmian społecznych, nie krzywdząc nikogo. Ludzie cierpią i umierają przeze mnie i nie myśl, że o tym nie wiem. Ale… słuchaj, nie mogę już dłużej mówić. Są tuż obok — jego głos zniżył się do szeptu. — Meta, gdybym miał cię nigdy więcej nie zobaczyć, pamiętaj jedno. Jest takie stare, niemodne słowo, znane w bardzo wielu językach. \ Biblioteka ci je przetłumaczy i poda znaczenie. Wolę mówić przez radio — tak lepiej. Wątpię, czy mógłbym ci je powiedzieć prosto w oczy. Jesteś ode mnie silniejsza i masz lepszy refleks, ale mimo wszystko jesteś kobietą. I, do diabła, chcę ci powiedzieć że… kocham cię. Powodzenia. Wyłączam się.

— W głośniku rozległ się lekki trzask i zapadła cisza.

— Jakiego słowa on użył? — zapytał Kerk.

— Sądzę, że wiem — odpowiedziała, odwracając twarz, tak by jej nie mógł widzieć.

— Halo! Kontrola! — dobiegł ich głos z głośnika. — Tu radiokabina. Wiadomość międzygwiezdna z Pyrrusa. Priorytet najwyższego zagrożenia.

— Łącz! — rozkazał Kerk.

Usłyszeli szelest zakłóceń pochodzących od promieniowania kosmicznego, po czym rozległo się znajome dudnienie fali nośnej. Nakładał się na nie podenerwowany głos jakiegoś Pyrrusanina.

— Uwaga! Wszystkie stacje w promieniu „Zeta”. Wezwanie o natychmiastową pomoc do statku „Waleczny na planecie Felicity. Kod odbiornika: Ama Roma Pi, 290-633-087. Podaję tekst:

„Kerk lub ktokolwiek inny. Nagłe kłopoty. Wszystkie dzielnice. Skróciliśmy obwód, porzucając większość miasta. Nie wiemy, czy się zdołamy utrzymać. Brucco twierdzi, że to coś nowego i konwencjonalna broń nie wystarczy. Można by użyć siły ognia waszego statku. Jeśli możecie, wracajcie natychmiast. Koniec.”

Radiokabina przekazała wiadomość do wszystkich pomieszczeń statku. W przerażającej ciszy, która po niej nastąpiła, w korytarzach komunikacyjnych rozległ się tupot pędzących ze wszystkich stron statku ludzi. Gdy pierwszy człowiek wpadł do centrali, Kerk zaczął wydawać rozkazy.