Sam Wold nie miał zamiaru jej podejmować, wolał zdać się w tej sprawie na Starszych. Lubił farborna Agata i nie sądził, by łatwo go było wprowadzić w błąd lub też by mógł sam świadomie kłamać — ale czy to w ogóle można być czegoś pewnym? Czasami i człowiek człowiekowi bywa obcy, a co tu mówić o istotach obcych naprawdę. Nigdy nic nie wiadomo. Może to i prawda, że ghalowie nadciągają jedną wielką armią. Ale Zima nadciąga na pewno. I który wróg groźniejszy?
Starsi zaczęli skłaniać się ku temu, żeby nie podejmować żadnych działań, ale frakcja Umaksumana zdołała odnieść pewien sukces. Udało jej się przeforsować decyzję o wysłaniu gońców do sąsiednich Dziedzin, Allakskatu i Pernmeku, z misją wysondowania opinii ich mężów na temat wspólnej obrony. I to była jedyna decyzja, jaką podjęto. Szaman puścił wolno wychudłą haynnę, schwytaną na wypadek powzięcia postanowienia o wojnie — które wymaga przypieczętowania rytualnym ukamienowaniem — i Starsi rozeszli się do namiotów.
Wold zasiadał właśnie z mężami swego rodu do miski dobrego, gorącego bhanu, kiedy na dworze wybuchło jakieś zamieszanie. Umaksuman wyszedł na zewnątrz, ryknął, żeby się wszyscy natychmiast rozeszli… i wrócił do wielkiego namiotu z farbornem Agatem.
— Witaj, Alterro — powiedział starzec, zerkając z ukosa na swoich dwóch wnuków. — Czy siądziesz z nami do jedzenia?
Lubił szokować ludzi; zawsze to robił. Dlatego właśnie za dawnych dni tak często biegał do farbornów. A tym gestem uwolnił się od skrytego poczucia wstydu, jakie go nękało od chwili, gdy w obecności innych mężczyzn wspomniał o dziewczynie, która dawno, dawno temu była jego żoną.
Agat przyjął zaproszenie z tym samym spokojem i powagą co zawsze i jadł na tyle długo, by zademonstrować, że wziął sobie do serca ten dowód gościnności. Odczekał, aż wszyscy ukończą posiłek, a żona Ukweta wyjdzie z namiotu z resztkami bhanu, i dopiero wtedy powiedział:
— Ja słucham, Najstarszy.
— Nie bardzo jest czego — odparł Wold z głośnym beknięciem. — Wyślemy biegaczy do Pernmeku i Allakskatu. Ale za wojną mało kto się opowiadał. Teraz już z dnia na dzień robi się coraz zimniej. Bezpieczeństwo nakazuje zamknąć się wewnątrz murów, pod dachami. My nie, wędrujemy po przedczasie tak jak wy, ale znamy Zwyczaje Ludzi, wiemy, jakie były i są, i ich nie odstępujemy.
— Macie dobre zwyczaje — odparł farborn. — Nawet tak dobre, że ghalowie je od was przejęli. W poprzednie Zimy byliście silniejsi od nich, bo wszystkie wasze rody występowały przeciwko nim wspólnie. Ale teraz oni także się: nauczyli, że siła w jedności.
— Jeśli te wieści są rzeczywiście prawdziwe — odezwał się Ukwet, jeden z wnuków Wolda, ale starszy od Umaksumana, jego syna.
Agat popatrzył na niego bez słowa. Ukwet natychmiast umknął wzrokiem przed tym bezpośrednim, ciemnym spojrzeniem.
— Jeśli to nieprawda, to dlaczego ghalowie tak bardzo się spóźniają? — spytał Umaksuman. — Co ich zatrzymuje? Czy kiedykolwiek do tej pory czekali, aż plony zostaną zwiezione z pól?
— A kto to może wiedzieć? — powiedział Wold. — Ostatniego Roku nadciągnęli na długo przed wzejściem Gwiazdy Śniegu — to pamiętam. Ale któż może pamiętać, co było jeszcze Rok wcześniej?
— Może poszli szlakiem przez góry — podsunął drugi wnuk — i w ogóle nie pojawią się w Askatewarze.
— Biegacz mówił, że zdobyli Tloknę — odparował ostro Umaksuman — a Tlokna leży na północ od Tewaru na szlaku wzdłuż wybrzeża. Dlaczego mu nie wierzymy? Dlaczego ociągamy się z działaniem?
— Bo kto walczy Zimą, ten nie dożywa Wiosny — warknął Wold.
— Ale jeśli nadejdą…
— Jeśli nadejdą, to będziemy walczyć.
Zapadła chwila milczenia. Przynajmniej raz farborn nie patrzył na żadnego z nich, lecz spuścił swe mroczne spojrzenie jak człowiek.
— Ludzie powiadają — przerwał ciszę Ukwet z nutą drwiny w głosie, wietrząc zwycięstwo — że farbornowie mają dziwne moce na swe usługi. Ja nic o tym nie wiem, urodziłem się na terenach letnich i do tego cyklu księżyca nigdy nie widziałem żadnego farborna, nie mówiąc już o siedzeniu z nim przy posiłku. Ale jeśli naprawdę są czarownikami i mają taką władzę, to po co im nasza pomoc w walce z ghalami?
— Ja tego nie słyszałem! — zgromił go Wold, dysząc ciężko, czerwony na twarzy. Ukwet ukrył twarz w dłoniach. Rozsierdzony tym znieważeniem gościa, którego podejmował w swoim namiocie i własnym niezdecydowaniem nie pozwalającym mu opowiedzieć się po żadnej ze stron, Wold wbił rozognione, załzawione oczy w swego wnuka i dłuższą chwilę patrzył mu prosto w zasłoniętą rękami twarz.
— Teraz ja mówię — przerwał w końcu milczenie donośnym, tubalnym głosem wolnym na chwilę od chropawości, jakim zmatowiła go starość. — Teraz ja mówię — słuchajcie! Szlakiem wzdłuż wybrzeża pobiegną biegacze i będą biegli dotąd, aż napotkają ghalów. A w dwa dni po nich, ale tylko do granicy naszej dziedziny wyprawią się wojownicy — wszyscy mężczyźni urodzeni między Śródwiośniem a Letnim Odłogiem. Jeśli ghalowie nadciągną jedną hordą, wojownicy zepchną ich na wschód, na szlak przez góry. Jeśli nie, wrócą do Tewaru.
Umaksuman roześmiał się głośno i zawołał: — Tylko ciebie nam słuchać, Najstarszy!
Wold burknął coś pod nosem, czknął i opadł z powrotem na pięty.
— Ale wojownicy słuchać będą ciebie — odparł ponuro. — My możemy wysłać trzystu pięćdziesięciu mężczyzn — powiedział spokojnie jak zwykle Agat, który już dość długo nie zabierał głosu. — Pomaszerujemy starą drogą wzdłuż plaży i połączymy się z wami na granicy Askatewaru. — Wstał i wyciągnął przed siebie rękę. Stary wódz, który jeszcze nie ochłonął z gniewu, a już zaczynał być zły, że zmuszono go do podjęcia tego zobowiązania, udał, że tego nie widzi. Umaksuman w jednej chwili zerwał się z ziemi i przyłożył dłoń do dłoni farborna. Stali tak naprzeciw siebie w świetle ogniska niczym dzień i noc. Agat ciemny, ocieniony, mroczny — Umaksuman jasnoskóry, jasnooki, promienny.
W ten sposób decyzja zapadła, a Wold wiedział, że zdoła ją narzucić Starszym. Wiedział także, że to ostatnia decyzja, jaką podjął w swoim życiu. On, Wold, mógł ich wysłać na wojnę, ale to Umaksuman z niej powróci jako wódz wojowników, a tym samym najpotężniejszy przywódca Mężów Askatewaru. Podjęcie przez niego tej decyzji równało się abdykacji. Nowym wodzem zostanie młody Umaksuman. To on będzie zamykał Kamienny Krąg, to on poprowadzi polowania Zimą, zwiady Wiosną, wielkie wędrówki długich dni Lata. Jego Rok się właśnie rozpoczynał…
— Idźcie już — warknął na wszystkich obecnych. — Zwołaj na jutro Kamienny Krąg, Umaksuman. Powiedz szamanowi, żeby wybrał jakąś haynnę, tylko tłustą, żeby miała trochę krwi. — Do Agata nie miał już ochoty się odzywać. Wyszli z namiotu, wszyscy smukli i młodzi. Zostawili go przykucniętego na zdrętwiałym zadku, wpatrzonego w żar węgli ogniska, niby w jądro minionego blasku, bezpowrotnie utracony płomień Lata.
Rozdział 5
Zmierzch w lasach
Farborn wyszedł z namiotu Umaksumana i przystanął jeszcze na chwilę porozmawiać z młodym wodzem. Obaj patrzyli na północ, mrużąc oczy przed porywistym wiatrem. Agat przesuwał wyciągniętą ręką, jakby mówił o górach. Podmuch wiatru doniósł słowo czy dwa do miejsca, z którego Rolery ich obserwowała, na ścieżkę prowadzącą do bramy Miasta. Kiedy usłyszała głos Agata, w całym ciele poczuła delikatne mrowienie, nagły przypływ mrocznego strachu w żyłach, przywodzący wspomnienie tamtego głosu, który przemówił wewnątrz jej myśli, wewnątrz jej ciała, wołając ją do siebie.