Выбрать главу

— Prawie, ale niezupełnie — odparł Tem Rend. — Miasta nadal istnieją, lecz pod ziemią. Są tam olbrzymie podziemne fabryki i całe kompleksy wytwórcze. Natomiast reszta wygląda tak, jak mówił Foeren.

— Nie ma już żadnych fabryk — upierał się Foeren. — Nie są już nikomu potrzebne. Wszystko, czego człowiek zapragnie, może być wytworzone za pomocą koncentracji myśli.

— Mówię wam, że pamiętam pływające miasta — obstawał przy swoim Joe. — Ja sam mieszkałem w sektorze Nimue na wyspie Pazyfae.

— I uważasz, że to czegokolwiek dowodzi? — spytał Rend. — Ja pamiętam, że pracowałem na osiemnastym podziemnym poziomie Nueva Chicaga. Moja norma pracy wynosiła dwadzieścia dni w roku. Resztę czasu spędziłem na powierzchni, wędrując po lasach i…

— Mylisz się, Tem — przerwał mu Foeren. — Nie ma żadnych podziemnych poziomów. Dokładnie sobie przypominam, że mój ojciec był Regulatorem trzeciej kategorii. Moja rodzina co roku wędrowała całe setki kilometrów. Kiedy potrzebowaliśmy czegoś, mój ojciec po prostu to wymyślał. Obiecał, że pokaże mi, jak to się robi, ale chyba nigdy do tego nie doszło.

— No cóż — powiedział Barrent — kilku z nas musi mieć fałszywe wspomnienia.

— To oczywiste — zgodził się Joe. — Problem tylko w tym, kto z nas pamięta prawdę.

— Nigdy się tego nie dowiemy — mruknął Rend. — Chyba że uda nam się wrócić na Ziemię.

To zakończyło dyskusję.

Pod koniec tygodnia Barrent otrzymał następne zaproszenie do Boutique'u Marzeń, tym razem sformułowane znacznie mniej kurtuazyjnie. Zdecydował, że nie może dłużej zwlekać z wypełnieniem tego obowiązku. Spojrzał na termometr. Okazało się, że temperatura podniosła się do trzydziestu sześciu stopni. Mimo to, bogaty w poprzednie doświadczenie, zabrał ze sobą niewielką torbę pełną zimowej odzieży.

Boutique Marzeń mieścił się przy ekskluzywnym bulwarze Śmierci. Barrent wszedł do środka i znalazł się w małej, wystawnie urządzonej poczekalni. Młody, przylizany mężczyzna siedzący za biurkiem na wysoki połysk obdarzył go sztucznym uśmiechem.

— Czym mogę służyć? — spytał. — Nazywam się Nomis J. Arkdragen. Jestem zastępcą dyrektora do spraw marzeń sennych.

— Chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat waszej działalności — powiedział Barrent. — W jaki sposób wywołujecie sny, jakie sny i tak dalej.

— Oczywiście — powiedział Arkdragen. — Świadczone przez nas usługi opierają się na zupełnie prostych metodach. Obywatelu…

— Barrent. Nazywam się Will Barrent.

Arkdragen skinął głową i sprawdził nazwisko z listą, którą miał przed sobą, po czym podniósł wzrok i powiedział:

— Nasze marzenia senne powstają pod wpływem oddziaływania narkotyków na mózg i centralny system nerwowy. Środków odurzających, które wywołują pożądany skutek, jest bardzo wiele. Wśród nich najbardziej użytecznymi są heroina, morfina, opium, kokaina, haszysz i peyotl. Wszystkie pochodzą z Ziemi. Narkotykami spotykanymi wyłącznie na Omedze są natomiast pantofelek czarny, nocica, manityna, trinarkotyna, djedalas i różne związki chemiczne z grupy karmoidowej. Każdy z nich i wszystkie razem wywołują marzenia senne.

— Rozumiem — powiedział Barrent. — To znaczy, że po prostu sprzedajecie narkotyki.

— Ależ skądże! — zaprzeczył Arkdragen. — To by było zbyt banalne, zbyt prymitywne. W dawnych czasach mieszkańcy Ziemi sami aplikowali sobie narkotyki. Uzyskiwane w ten sposób halucynacje musiały mieć z konieczności zupełnie przypadkowy charakter. Nikt nigdy nie wiedział, o czym będzie marzyć ani jak długo to marzenie potrwa. Nigdy nie wiedziano, czy będzie to marzenie piękne czy koszmarne, czy dostarczy rozkoszy czy psychicznych katuszy. W nowoczesnym zakładzie, jakim jest Boutique Marzeń, ta całkowita niepewność została usunięta. Dziś narkotyki odmierza się, odważa i miesza zgodnie z wymaganiami każdego klienta. Absolutna precyzja pozwala na wywołanie takiego marzenia, o jakie chodzi. Świadczymy cały wachlarz usług: od podobnego nirwanie spokoju, który osiągamy dzięki stosowaniu pantofelka czarnego, poprzez wielobarwne halucynacje po peyotlu i trinarkotynie, do seksualnych fantazji po zażyciu nocicy lub morfiny i wreszcie wskrzeszających pamięć marzeń uzyskiwanych poprzez grupę karmoidową.

— Interesują mnie właśnie sny wskrzeszające pamięć — powiedział Barrent.

— Nie polecałbym ich na pierwszy seans — odparł Arkdragen, marszcząc czoło.

— Dlaczego?

— Marzenia na temat Ziemi wywołują zwykle większe zachwiania równowagi niż jakiekolwiek sny o tematyce czysto imaginacyjnej. Zalecane jest zatem uzyskanie przedtem odpowiedniej tolerancji organizmu. Proponowałbym najpierw jakąś małą fantazyjkę seksualną. W tym tygodniu fantazje seksualne sprzedajemy z wysokim rabatem.

Barrent potrząsnął przecząco głową.

— Wolałbym chyba coś prawdziwego — powiedział.

— Nie ma pan racji — odparł zastępca dyrektora uśmiechając się protekcjonalnie. — Proszę mi wierzyć: kiedy już człowiek przyzwyczai się do zastępczych przeżyć seksualnych, prawdziwy seks wydaje się potem bardzo blady.

— To mnie nie interesuje — powiedział Barrent. — Zależy mi wyłącznie na śnie o Ziemi.

— Ale pan nie ma odpowiedniej tolerancji! — zawołał Arkdragen. — Jeszcze nie popadł pan nawet w nałóg!

— Czy popadniecie w nałóg jest konieczne?

— Jest bardzo ważne — wyjaśnił Arkdragen — a także nie do uniknięcia. Wszystkie nasze specyfiki, zgodnie z prawem, wywołują silne uzależnienie. Widzi pan, żeby naprawdę docenić działanie narkotyku, trzeba nauczyć się odczuwać jego głód. To ogromnie zwiększa przyjemność z jego zażywania, nie mówiąc już o wytwarzaniu tolerancji. Dlatego właśnie proponuję, żeby zaczął pan od.'…

— Chcę dostać sen o Ziemi — przerwał mu Barrent.

— Doskonale — powiedział Arkdragen urażonym tonem. — Ale nie możemy brać żadnej odpowiedzialności za ewentualne konsekwencje.

Poprowadził Barrenta długim korytarzem. Po obu stronach znajdowały się rzędy drzwi, a zza niektórych dobiegały głuche jęki i sapnięcia rozkoszy.

— Doznaniowcy — rzucił Arkdragen, nie dodając ani słowa wyjaśnienia. Zaprowadził Barrenta do wolnego pokoju przy samym końcu korytarza. Zastali tam pogodnego brodacza w białym kitlu czytającego książkę.

— Dobry wieczór, doktorze Wayn — powiedział Arkdragen. — Przedstawiam panu Obywatela Barrenta. Pierwsza wizyta. Nalega na sen o Ziemi.

Arkdragen odwrócił się i wyszedł.

— No cóż — powiedział doktor, odkładając książkę. — Chyba możemy to załatwić. Proszę się położyć, Obywatelu Barrent.

Pośrodku gabinetu stał długi, obrotowy stół z regulowanym blatem. Z sufitu zwieszała się nad nim jakaś bardzo skomplikowana aparatura. Na końcu pokoju stały szklane szafki, zastawione kanciastymi słojami. Słoje te przypominały Barrentowi jego własne pojemniki z odtrutkami.

Położył się. Doktor Wayn poddał go badaniom ogólnym, a następnie specjalistycznemu testowi mierzącemu jego podatność na sugestię. Określił indeks hipnotyczny, reakcję na jedenaście podstawowych grup narkotyków, wreszcie sprawdził, czy nie cierpi na tężec i epilepsję. Zapisał na kartce wszystkie wyniki, sprawdził swoje obliczenia, po czym podszedł do ściany z szafkami i zaczął przygotowywać odpowiednią mieszankę narkotyków.

— Czy to może być niebezpieczne? — spytał Barrent.

— Nie powinno — odparł doktor Wayn. — Wydaje mi się pan wystarczająco zdrowy. Powiedziałbym nawet, zupełnie zdrowy. Z niską podatnością na sugestię. Oczywiście zdarza się, że któryś z klientów dostanie ataku epilepsji, zapewne w wyniku kumulatywnych reakcji alergicznych. Takich rzeczy nie da się uniknąć. Poza tym czasami występują urazy, które mogą prowadzić do choroby umysłowej lub śmierci. Te przypadki same w sobie są niezwykle interesujące. Bywają także klienci, którzy zamykają się w swoich marzeniach i nie sposób ich z nich wyrwać. Przypuszczam, że to również można byłoby sklasyfikować jako rodzaj choroby umysłowej, chociaż w rzeczywistości nią nie jest.