Выбрать главу

Lekarz zakończył mieszanie narkotyków i zaczai napełniać przygotowaną miksturą sporą strzykawkę. Barrent miał coraz większe wątpliwości, czy pomysł z tym całym seansem nie był przypadkiem poroniony.

— Może przełożylibyśmy tę wizytę na jakiś późniejszy termin — powiedział. — Nie jestem pewien, czy…

— Proszę się niczym nie martwić — odparł doktor. — To jest najlepszy Boutiąue Marzeń na Omedze. Niech pan spróbuje się odprężyć. Napięcie mięśni może wywołać konwulsje tężcowe.

— Wydaje mi się, że pan Arkdragen miał rację — ciągnął pospiesznie Barrent. — Na pierwszy raz nie powinienem chyba zamawiać snu o Ziemi. Mówił, że to może być niebezpieczne.

— Taak, cóż… Ale czymże byłoby życie bez odrobiny ryzyka? — zapytał doktor. — Poza tym najczęstszymi uszkodzeniami są zmiany w mózgu i pęknięcia naczyń krwionośnych. A my mamy pełną aparaturę do interwencji w takich wypadkach.

Wymierzył igłę w lewe ramię Barrenta.

— Zmieniłem zdanie — powiedział Barrent i zaczai schodzić ze stołu.

Doktor Wayn zwinnie wbił igłę.

— W Boutique'u Marzeń nie zmienia się zdania — powiedział. — Niech pan spróbuje się odprężyć.

Barrent odprężył się. Położył się z powrotem na stole i usłyszał w uszach przejmujące dzwonienie. Próbował skupić wzrok na twarzy doktora, ale twarz doktora uległa przeobrażeniu.

Była stara, krągła i nalana. Na policzkach i szyi rysowały się zwały tłuszczu. Twarz była spocona, zmartwiona i przyjazna; była to twarz opiekuna Barrenta z piątego semestru studiów.

— Słuchaj, Will — powiedział opiekun — musisz uważać. Musisz nauczyć się hamować ten swój temperament. Will, naprawdę musisz!

— Wiem, proszę pana — odparł Barrent. — Tylko że mnie po prostu krew zalewa, kiedy ten…

— Will!

— No dobrze, już dobrze, będę się pilnował. Zamknął za sobą drzwi dziekanatu i poszedł do miasta. Było to zupełnie fantastyczne miasto drapaczy chmur i wielopoziomowych ulic, miasto lśniące barwami srebra i diamentu, ambitne miasto kierujące rozległą siecią państw i planet. Barrent szedł chodnikiem trzeciego poziomu, wciąż jeszcze wściekły na Andrew Therkalera.

'Przez Therkalera i jego idiotyczną zazdrość podanie Barrenta o przyjęcie do Korpusu Badania Przestrzeni zostało odrzucone. I nawet jego opiekun nic w tej sprawie nie mógł zrobić. Therkaler miał za duże wpływy w Komisji Kwalifikacyjnej. Następne podanie można było złożyć dopiero po upływie trzech lat. Przez ten czas musiał siedzieć bezczynnie na Ziemi. Wszystko, co do tej pory studiował, związane było z badaniem przestrzeni międzyplanetarnej. Na Ziemi nie było dla niego miejsca, a teraz odebrano mu szansę wyruszenia w kosmos.

Therkaler z poziomu pieszego przeszedł na superszybki chodnik w kierunku Sante. Kiedy chodnik ruszył do przodu, Barrent namacał w kieszeni mały pistolet. Posiadanie broni było na Ziemi zakazane. Udało mu się ją zdobyć w jakiś tajemniczy sposób.

Postanowił zabić Therkalera.

Ze wszystkich stron otoczył go wir groteskowych twarzy. Jego sen stracił ostrość. Kiedy ją odzyskał, Barrent ujrzał siebie mierzącego do chudego, zezowatego człowieka, którego przeraźliwe wołanie o litość nagle urwało się.

Jakiś informator o pustym spojrzeniu i srogiej twarzy zauważył zbrodnię i doniósł policji.

Policjanci w szarych mundurach aresztowali Barrenta i doprowadzili przed sędziego.

Sędzia, stary człowiek o pomarszczonej jak pergamin twarzy, skazał go na dożywotnią katorgę na planecie Omega oraz wystawił oficjalny nakaz pozbawienia pamięci.

Od tego miejsca sen zmienił się w kalejdoskop horrorów. Barrent wspinał się na śliski pal, na pionową ścianę skalną, po gładko szlifowanej cembrowinie studni. Tuż za nim pędziły zwłoki Therkalera z rozdartą piersią. Z jednej strony podtrzymywał je informator o pustym spojrzeniu, z drugiej — sędzia o pergaminowej twarzy.

Zbiegał z jakiegoś wzgórza, z ogromnego stromego dachu, gnał wąską ulicą. Jego prześladowcy byli tuż za nim. Wpadł do mrocznego, żółtego pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi i zamknął wszystkie zamki. Kiedy się odwrócił, ujrzał, że jest zabarykadowany razem ze zwłokami Therkalera. Rozciętą głowę trupa otaczała korona czerwonopurpurowej pleśni, a w otwartej ranie na piersiach kwitł grzyb. Trup ruszył w jego stronę, zbliżał się coraz bardziej, aż Barrent bez namysłu skoczył głową do przodu przez okno.

— Dość tego, Barrent. Przeszarżowaleś. Wyjdź z tego snu.

Nie było czasu słuchać. Okno zmieniło się w rynnę i Barrent ześliznął się na wielką arenę po jej gładkich ścianach. Tu, po szarym piasku, zwłoki pełzły za nim na kikutach rąk i nóg. Na olbrzymiej trybunie nie było nikogo poza sędzią i informatorem, którzy siedzieli obok siebie i przyglądali się.

— Jest zablokowany.

— No cóż, ostrzegałem go…

— Wyrwij się z tego snu, Barrent. Tu doktor Wayn. Jesteś na Omedze, w Boutique'u Marzeń. Wyjdź z tego snu. Jeśli wyrwiesz się z niego natychmiast, ciągle jeszcze masz szansę.

Omega? Sen? Nie było czasu o tym myśleć. Płynął właśnie przez ciemne, cuchnące jezioro. Sędzia i informator płynęli tuż za nim po obu stronach trupa, z którego powoli zniszczały się wielkie płaty skóry.

— Barrent!

A teraz cuchnąca woda zmieniła się w gęstą galaretę, która czepiała się rąk i nóg, wpychała do ust, podczas gdy sędzia i informator…

— Barrent!

Otworzył oczy i stwierdził, że leży na obrotowym stole w Boutique'u Marzeń. Tuż nad nim pochylał się, jakby lekko przejęty, doktor Wayn. Obok stała pielęgniarka z tacą pełną strzykawek i maską tlenową. Nieco dalej ujrzał ocierającego pot z czoła Arkdragena.

— Nie sądziłem, że ci się to uda — powiedział Wayn. — Naprawdę nie sądziłem.

— Wyrwał się w ostatniej chwili — powiedziała pielęgniarka.

— Ostrzegałem go — powiedział Arkdragen i wyszedł z gabinetu.

Barrent usiadł na stole.

— Co się stało? — spytał.

— Trudno powiedzieć — odparł doktor Wayn, wzruszając ramionami. — Może ma pan skłonność do zasklepiania się we śnie, a może nie wszystkie narkotyki były zupełnie czyste; to się czasami zdarza. Ale mogę pana pocieszyć, że taki blocking powtarza się niezwykle rzadko. Sądzę, że drugi seans będzie pan miał znacznie przyjemniejszy, a mogę pana zapewnić, że przeżycia pod wpływem narkotyków są naprawdę wspaniałe.

Ciągle jeszcze mocno wstrząśnięty tym, co przed chwilą przeżył, Barrent był pewien, że nie odbędzie się żaden drugi seans. Bez względu na konsekwencje nie miał zamiaru ryzykować powtórki takiego koszmaru.

— Czy popadłem już w uzależnienie? — spytał.

— Och, nie — odparł doktor Wayn. — Uzależnienie następuje dopiero po trzeciej, czwartej wizycie.

Barrent podziękował mu i wyszedł. Przechodząc obok biurka Arkdragena spytał, ile jest winien.

Rozdział 9