Выбрать главу

— Pozostanę jednak przy Moerze — przerwał mu Barrent.

— Młody człowieku, popełniasz błąd.

— No cóż, zaryzykuję.

— Doskonale — powiedział sędzia. — Twój urlop rozpoczyna się jutro o dziewiątej rano. Szczerze życzę ci powodzenia.

Pod eskortą strażników Barrent opuścił salę sądu i odprowadzony został do swego sklepu. Przyjaciele, którzy oczekiwali wiadomości o jego śmierci, zjawili się, żeby mu pogratulować. Wszyscy chcieli poznać szczegóły Ordaliów, ale Barrent wiedział już, że każda sekretna wiedza daje władzę. Opowiedział im więc całą historię jedynie w najogólniejszym zarysie.

Tego wieczoru uczcili jeszcze jedną okazję. Tem Rend został wreszcie przyjęty do Cechu Morderców i zgodnie z obietnicą jako pomocnika brał ze sobą Foerena.

Następnego ranka Barrent otworzył sklep i ujrzał przed nim pojazd postawiony do jego dyspozycji na czas urlopu przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Na tylnym siedzeniu, niezwykle piękna i równie rozzłoszczona, siedziała Moera.

— Czy pan zwariował, Barrent?! — zawołała na jego widok. — Myśli pan, że ja mam czas na takie rzeczy? Dlaczego wybrał pan właśnie mnie?

— Ocaliła mi pani życie — odparł Barrent.

— I pewnie uważa pan, iż to oznacza, że jestem panem zainteresowana?. Otóż nie jestem. Jeśli odczuwa pan choć odrobinę wdzięczności, niech pan powie kierowcy, że się pan rozmyślił. Ciągle jeszcze może pan sobie wybrać jakąś inną dziewczynę.

Barrenl pokręcił głową.

— Pani jest jedyną dziewczyną, jaka mnie interesuje — powiedział.

Rozdział 12

— A więc nie zmieni pan zdania?

— Mowy nie ma.

Moera westchnęła z rezygnacją i cofnęła się w głąb pojazdu.

— Czy ja naprawdę pana interesuję? — spytała.

— „Interesuję” to o wiele za słabo powiedziane — odparł Barrent.

— No cóż — powiedziała dziewczyna — jeśli nie ma pan zamiaru zmienić zdania, to chyba będę musiała się z tym pogodzić.

Odwróciła się w przeciwną stronę, lecz nim to uczyniła, Barrent dostrzegł na jej twarzy jakby przelotny uśmiech.

Jezioro Chmur było najwytworniejszym kurortem na Omedze. Przekraczając jego granice należało złożyć w depozycie wszelką broń. Pojedynki, bez względu na okoliczności, były kategorycznie zabronione. Kłótnie i spory arbitralnie rozstrzygał najbliższy barman, a morderstwo karano natychmiastowym i całkowitym pozbawieniem statusu.

Jezioro Chmur stawiało do dyspozycji gości wszelkie rodzaje rozrywek. Można było obejrzeć popisy szermierzy, walkę byków lub szczucie niedźwiedzia; można było uprawiać sporty takie, jak: pływanie, wspinaczka górska czy narciarstwo. Wieczorami bawiono się na balach, urządzanych w głównej sali tanecznej, gdzie szklane ściany oddzielały rezydentów od obywateli, a obywateli od elity. Świetnie zaopatrzony bar narkotyczny dostarczał wszelkich specyfików, jakich tylko modny narkoman mógł zapragnąć, a także kilku nowinek, które mógłby zechcieć wypróbować. Dla osób towarzyskich w każdą środę i sobotę wieczorem organizowano orgie w Grocie Satyra, a dla nieśmiałych kierownictwo urządzało w mrocznych korytarzach hotelowego podziemia schadzki w maskach. Ale przede wszystkim ciągnęły się tu łagodnymi falami pagórki i wspaniałe lasy, gdzie można było pójść na długi spacer i zapomnieć o napięciu i niebezpieczeństwach codziennego życia w Tetrahydzie.

Barrent i Moera otrzymali sąsiednie pokoje, a łączące je drzwi nie były zamknięte. Jednak pierwszej nocy Barrent nie skorzystał z nich. Moera w żaden sposób nie okazała, że sobie tego życzy, a na planecie, gdzie kobiety miały tak łatwy dostęp do najróżniejszych trucizn, mężczyzna powinien dobrze się zastanowić, nim zdecyduje się narzucać ze swoim towarzystwem. Nawet właściciel sklepu z odtrutkami musiał brać pod uwagę możliwość, że nie zdąży w porę rozpoznać symptomów trucizny, podanej jemu samemu. Drugiego dnia wybrali się na wspinaczkę wysoko w góry. Zabrany w koszyku lunch zjedli na porośniętym trawą stoku, spływającym łagodnie ku szaremu morzu. Po skończonym posiłku Barrent spytał Moerę, dlaczego uratowała mu życie.

— Moja odpowiedź nie przypadłaby ci do gustu — odparła dziewczyna.

— Mimo to nadal chcę ją usłyszeć.

— No cóż, tego dnia w Towarzystwie Ofiar byłeś taki zabawnie bezbronny… Pomogłabym każdemu, kto by wyglądał tak jak ty. Barrent skinął z zakłopotaniem głową.

— A drugi raz? — spytał.

— Do tego momentu zdążyłeś mnie już chyba zainteresować. To znaczy nic z tych rzeczy, żadne romantyczne uczucie. We mnie nie ma nawet kropli romantyzmu.

— Więc co takiego cię we mnie zainteresowało?

— Doszłam do wniosku, że byłby z ciebie niezły nabytek.

— Czy nie mogłabyś tego jakoś rozwinąć? Moera spojrzała nań swymi ogromnymi zielonymi oczami i przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.

— Nie bardzo jest co rozwijać — powiedziała w końcu. — Należę do pewnej organizacji. Nieustannie poszukujemy nowych kandydatów na członków. Zazwyczaj prowadzimy selekcję deportowanych bezpośrednio po ich zejściu ze statku. Ale oprócz tego selekcjonerzy, tacy jak ja, szukają potrzebnych nam ludzi także i później.

— Potrzebnych wam, to znaczy jakich?

— Przykro mi, Will, ale nie takich jak ty.

— Dlaczego?

— Na początku poważnie myślałam o wciągnięciu cię do naszej organizacji — powiedziała Moera. — Wydawało mi się, że właśnie dokładnie o kogoś takiego nam chodzi. Ale potem sprawdziłam twoje dane.

— I?

— Nie prowadzimy rekrutacji wśród morderców. Czasami zatrudniamy ich do wykonania konkretnych zadań, ale nie przyjmujemy ich do organizacji. Chociaż uznajemy niektóre okoliczności łagodzące, jak na przykład działanie w samoobronie. W każdym razie uważamy, że ktoś, kto popełnił na Ziemi morderstwo z premedytacją, nie jest dla nas odpowiednim człowiekiem.

— Rozumiem — powiedział Barrent. — A gdybym ci powiedział, że mój stosunek do mordowania ludzi różni się zasadniczo od obowiązującego na Omedze, to by to coś pomogło?

— Wiem, że się różni — odparła Moera. — Gdyby to ode mnie zależało, przyjęłabym cię do organizacji. Ale nie ja podejmuję decyzje… Will, czy ty jesteś zupełnie pewien, że popełniłeś to morderstwo?

— Chyba tak. Przypuszczam, że tak.

— To fatalnie… Chociaż organizacji potrzebni są ludzie zdolni do przeżycia w najtrudniejszych okolicznościach, bez względu na to, co zrobili na Ziemi. Nie potrafię ci nic obiecać, ale jeszcze spróbuję porozmawiać na twój temat. Być może dobrze by było, gdybyś postarał się dowiedzieć, dlaczego popełniłeś to morderstwo. Zawsze mogą znaleźć się jakieś okoliczności łagodzące.

— Mogą… — mruknął Barrent z powątpiewaniem. — Postaram się dowiedzieć.

Tego wieczoru, gdy już prawie zasypiał, usłyszał skrzypnięcie drzwi sąsiedniego pokoju i ujrzał w nich Moerę. Szczupła i ciepła wśliznęła się do jego łóżka. Kiedy spróbował coś powiedzieć, zasłoniła mu ręką usta. A Barrent, który nauczył się, że szczęście trzeba chwytać, kiedy się pojawia, i o nic nic pytać, nie odezwał się już ani słowem.

Reszta urlopu upłynęła o wiele za szybko. Na temat organizacji więcej nie rozmawiali, za to drzwi łączące oba pokoje — być może w ramach rekompensaty — stały otworem. Na koniec, siódmego dnia urlopu, późnym wieczorem Barrent i Moera wrócili do Tetrahydy.