– Jak się domyślam, w tym czarnym bronco siedzi „Leśnik”.
Spojrzałam w głąb zaułka. „Leśnik” wciąż tam był i skulony za kierownicą trząsł się ze śmiechu.
– Chcesz, żebym złożyła oświadczenie o wypadku? – zapytałam Morellego.
– Nie określiłbym tego mianem wypadku.
– Przyjrzałeś się temu facetowi z ciężarówki? Jak myślisz, był to Kenny?
– Tego samego wzrostu, ale wyglądał na szczuplejszego.
– Mógł schudnąć.
– Sam już nie wiem – powiedział Morelli. – Nie wydaje mi się, aby to był Kenny.
„Leśnik” błysnął światłami i bronco wytoczył się z zaułka wymijając buicka.
– Chyba już sobie pójdę – oznajmił, zatrzymawszy się na chwilę. – Troje to czasami tłum.
Pomogłam Morellemu wepchnąć zderzak na tylne siedzenie, a resztę złomu kopnęliśmy na pobocze. Zza rogu słychać było, jak policjanci kończą akcję.
– Muszę wracać na policję – powiedział Morelli. – Chcę być przy przesłuchaniu tych gagatków.
– No i sprawdzisz przy okazji numer furgonetki.
– Na pewno była kradziona.
Wróciłam do buicka i cofnęłam się w głąb zaułka, by ominąć potłuczone szkło. Skręciłam w Jackson i ruszyłam do domu. Ujechałam kilka przecznic, kiedy nagle zawróciłam i pojechałam w stronę posterunku policji. Zaparkowałam w głębokim cieniu naprzeciw baru z reklamą RC Coli. Siedziałam tak nie dłużej niż pięć minut, kiedy na parkingu pojawiły się radiowozy, za nimi fairlane Morellego – bez zderzaka, i dwa inne radiowozy. Fairlane pasował teraz jak ulał do biało-niebieskich radiowozów. Policja w Trenton nie traci pieniędzy na zabiegi kosmetyczne. Jeśli na karoserii radiowozu pojawi się wgniecenie, to tak już zostaje. We flocie policyjnych wozów nie było ani jednego, który nie przypominałby worka treningowego dla nieopierzonych kierowców.
O tej porze parking był raczej pusty. Morelli ustawił fairlane’a obok swojej prywatnej toyoty i wszedł do budynku. Dwa radiowozy stanęły pod drzwiami, aby wysadzić aresztowanych. Włączyłam bieg i wjechawszy na parking, ustawiłam się tuż przy toyocie Morellego.
Po godzinie zrobiło mi się chłodno, więc włączyłam dmuchawę i wkrótce w środku zrobiło się cieplutko. Zjadłam pół KitKata i wyciągnęłam się na siedzeniu. Minęła druga godzina. Powtórzyłam wszystkie czynności. Właśnie kończyłam czekoladkę, kiedy otworzyły się boczne drzwi posterunku i pojawiła się w nich podświetlona od tyłu sylwetka mężczyzny. Od razu poznałam, że to Morelli. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę toyoty. W połowie drogi zauważył mnie i buicka. Widziałam, jak poruszył ustami. Nie trzeba było przesadnie wielkiego intelektu, by odgadnąć jakie słowo wymamrotał.
Wysiadłam z samochodu, aby jeszcze trudniej było mu mnie nie zauważyć.
– No i jak poszło? – zaszczebiotałam radośnie.
– Te graty pochodzą z Braddock. To wszystko. – Podszedł krok bliżej i pociągnął nosem. – Czuję czekoladę.
– Zjadłam pół KitKata.
– I pewnie nie masz drugiej połówki.
– Zjadłam ją wcześniej.
– To wielka szkoda. Gdybym dostał KitKata, mógłbym sobie przypomnieć jakieś ważne informacje.
– Czy sugerujesz, że powinnam cię nakarmić?
– Masz może coś jeszcze w torebce?
– Nie.
– A masz jeszcze w domu szarlotkę?
– Mam prażoną kukurydzę i słodycze. Miałam też zamiar oglądać film.
– Czy to kukurydza z masłem?
– Tak.
– W porządku – stwierdził Morelli. – Chyba się zgodzę na tę kukurydzę.
– Jeśli liczysz na połowę mojej kukurydzy, to musisz mi dać coś naprawdę niezłego.
Morelli uśmiechnął się szeroko.
– Mówiłam o informacjach!
– Jasne – powiedział Morelli.
Rozdział 7
Morelli jechał za mną od posterunku. Trzymał się z daleka, bojąc się pewnie zawirowań powietrza, jakie wywoływał buick sunąc przez noc.
Wjechaliśmy na parking na tyłach kamienicy i ustawiliśmy wozy jeden przy drugim. Przy tylnym wejściu Mickey Boyd palił papierosa. Żona Mickeya, Francine, zaczęła przed tygodniem stosować plastry nikotynowe i Mickey nie mógł teraz palić w mieszkaniu.
– No, no, no – rzekł Mickey mrużąc oczy od dymu. Papieros jak zaczarowany trzymał się jego dolnej wargi. – Ale bryka z tego buicka. Kawał wozu. Teraz już się takich nie robi.
Zerknęłam na Morellego.
– Podejrzewam, że wielki samochód z chromowanymi wykończeniami to jeszcze jedna typowo męska rzecz.
– Tu chodzi o rozmiar – wyjaśnił mi Morelli. – Facet musi mieć czym zaimponować.
Ruszyliśmy po schodach, lecz w połowie drogi poczułam mocne bicie serca. Może kiedyś opuści mnie uczucie strachu przed kolejnym włamaniem, a zastąpi go zwykła ostrożność. Kiedyś, ale nie dzisiaj. Dzisiaj ze wszystkich sił starałam się ukryć niepokój. Nie chciałam, żeby Morelli pomyślał, że jestem mięczakiem. Na szczęście drzwi zastaliśmy zamknięte i nienaruszone, a kiedy weszliśmy do mieszkania, usłyszałam w ciemności, że chomik biega w swoim kółku.
Włączyłam światło i rzuciłam kurtkę i torebkę na stolik w przedpokoju.
Morelli wszedł za mną do kuchni i patrzył, jak wstawiam kukurydzę do mikrofalówki.
– Założę się, że do tej kukurydzy wypożyczyłaś jakiś film.
Otworzyłam torbę z ciasteczkami i podałam ją Morellemu.
– Pogromców duchów.
Morelli wyjął ciasteczko z torby, i wrzucił go sobie do ust.
– Na filmach też się nie znasz.
– To mój ulubiony!
– To głupi film. I nie gra w nim De Niro.
– Opowiedz mi o tej dzisiejszej akcji.
– Złapaliśmy czterech gości z BMW – zaczął Morelli – Ale nikt nic nie wie. Całą transakcją uzgodniono telefonicznie.
– A co z furgonetką?
– Kradziona, tak jak ci mówiłem. Tutejsza.
Brzęknął dzwonek mikrofalówki. Wyjęłam prażoną kukurydzę.
– Aż trudno uwierzyć, że ktoś zdecydował się jechać na ulicę Jacksona w środku nocy, żeby tam kupić trefne wojskowe uzbrojenie od kogoś, z kim rozmawiał tylko przez telefon.
– Sprzedawca znał nazwiska. I to chyba wystarczyło tym facetom. To nie są grube ryby.
– Nic nie wskazuje na udział Kenny’ego?
– Jak dotąd, nic.
Wrzuciłam kukurydzę do miski i podałam ją Morellemu.
– A jakie nazwiska wymienił sprzedawca? Znam może kogoś?
Morelli otworzył lodówkę i wyjął piwo.
– Też chcesz?
Wzięłam puszkę i otworzyłam ją.
– To co z tymi nazwiskami…
– Zapomnij o nazwiskach. I tak nie pomogą ci w odnalezieniu Kenny’ego.
– A może opis? Jak brzmiał głos sprzedawcy? Jakiego koloru miał oczy?
– Przeciętny biały facet o przeciętnym głosie, bez żadnych znaków szczególnych. Na kolor oczu nikt nie zwrócił uwagi. Ci Murzyni chcieli po prostu kupić broń, a nie umówić się na randkę.
– Nie zgubilibyśmy go, gdybyśmy pracowali razem. Powinieneś był do mnie zadzwonić – powiedziałam. – Jestem przedstawicielką firmy poręczycielskiej i mam prawo brać udział w takich operacjach.
– Mylisz się. Możemy cię zaprosić do udziału w takiej operacji tylko przez czystą uprzejmość, a nie z obowiązku.
– No dobrze, ale dlaczego mnie nie zaprosiliście?
Morelli wziął garść kukurydzy.
– Nie mieliśmy pewności, że to Kenny będzie kierowcą furgonetki.
– Ale była taka możliwość.
– Owszem, była.
– 1 postanowiliście mnie z tego wyłączyć. Wiedziałam to od samego początku. Wiedziałam, że będziecie chcieli się mnie pozbyć.
Morelli poszedł do pokoju.
– Wnoszę z tego, że dajesz mi do zrozumienia, iż między nami znowu wojna?
– Daję ci do zrozumienia, że jesteś łajdakiem. Powiem więcej, oddawaj kukurydzą i wynoś się z mojego mieszkania!
– Nie.
– Co to znaczy „nie”?
– Umówiliśmy się, o ile pamiętasz. Informacje za kukurydzę. Dostałaś informacje, a ja uzyskałem prawo do kukurydzy.
Natychmiast pomyślałam o torebce leżącej na stoliku w przedpokoju. Mogłabym przecież potraktować Morellego tak jak Eugene’a Petrasa.
– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł mnie Morelli. – Wystarczy, że się zbliżysz do tego stolika, a wsadzę cię do paki za nielegalne noszenie broni.
– To już przekracza wszelkie granice. Nadużywasz swojej władzy policjanta.
Morelli wziął kasetę z filmem i wrzucił ją do magnetowidu.
– Oglądasz czy nie?
Obudziłam się w złym humorze i sama nie wiedziałam, dlaczego. Podejrzewałam, że ma to jakiś związek z Morellim i tym, że nie udało mi się go obezwładnić pistoletem elektrycznym ani sparaliżować gazem obronnym. Wyszedł, kiedy skończył się firm i kukurydza w misce. Na odchodnym powiedział tylko, że powinnam mu ufać.
– Jasne – odparłam. – Już się rozpędziłam.
Nastawiłam kawę, wykręciłam numer Eddiego Gazarry i zostawiłam dla niego wiadomość, żeby oddzwonil. Czekając na kawę pomalowałam sobie paznokcie. Wypiłam trochę kawy i przysmażyłam sobie na patelni ciasteczka ryżowe. Zjadłam dwa, kiedy zadzwonił telefon.