Kiedy zajechaliśmy przed dom, na podjeździe stał już radiowóz, a cała rodzina wianuszkiem otoczyła umundurowanego policjanta.
– Ktoś ukradł mojemu synowi Leo samochód – oznajmiła pani Morelli. – Wyobrażacie sobie? Do czego ten świat zmierza? W Miasteczku nigdy się nie zdarzały takie rzeczy. A teraz – proszę.
Takie rzeczy się nie zdarzały w Miasteczku z tej prostej przyczyny, że było ono dzielnicą emerytowanych mafiosów. Wiele lat temu, kiedy w Trenton wybuchły zamieszki, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by posyłać tam radiowozy. Wszyscy starcy, od zwykłych mafijnych siepaczy po bossów, czuwali wówczas przy oknach z bronią maszynową przygotowaną do strzału.
– Kiedy zauważyłeś, że samochód zniknął? – zapytał Joe.
– Dziś rano – odrzekł Leo. – Jak wychodziłem do pracy.
– A kiedy ostatni raz go widziałeś?
– Wczoraj wieczorem, o szóstej, zaparkowanego po powrocie do domu.
– Kiedy ostatnio widziałeś się z Kennym?
Wszyscy zebrani otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia.
– Z Kennym? – powtórzyła jak echo matka Lea. – A co on ma z tym wspólnego?
Joe kołysał się na piętach, z rękoma w kieszeniach spodni.
– Może to Kenny’emu potrzebny był samochód.
Nikt się nie odezwał.
– A zatem, kiedy ostatnio widziałeś Kenny’ego? – powtórzył Morelli.
– Na Boga, synu – wtrącił się ojciec Lea. – Tylko mi nie mów, że pożyczyłeś samochód temu kretynowi.
– Obiecał, że mi go zaraz zwróci – tłumaczył się Leo. – Skąd mogłem wiedzieć?
– Sieczka – oznajmił stanowczo ojciec. – Masz sieczkę zamiast mózgu.
Wyjaśniliśmy Leo, że pomógł ukrywającemu się przestępcy i że na pewno nie wzbudzi to zachwytu sędziego. Poinstruowaliśmy go również, że jeśli Kenny znowu się z nim skontaktuje, powinien natychmiast powiadomić o tym swego kuzyna Joego lub jego przyjaciółkę Stephanie Plum.
– Sadzisz, że zadzwoni, jeśli dostanie wiadomość od Kenny’ego? – zapytałam, gdy byliśmy już w samochodzie.
Joe zatrzymał się pod światłami.
– Nie. Podejrzewam, że prędzej rozwali mu łeb łyżką do opon.
– Krew Morellich?
– Coś w tym rodzaju.
– Męskie porachunki.
– Zgadza się, męskie porachunki.
– A jak już mu rozwali łeb? Czy wtedy do nas zadzwoni?
Morelli pokręcił głową.
– Mało jeszcze wiesz o życiu.
– Wystarczająco dużo.
Uśmiechnął się ironicznie.
– I co teraz? – zapytałam.
– Zostaje nam Julia Cenetta.
Julia pracowała w księgarni przy college’u stanowym w Trenton. Najpierw sprawdziliśmy, czy nie ma jej w domu. Kiedy nikt nie odpowiedział na pukanie, ruszyliśmy do księgarni. Samochody posuwały się w żółwim tempie, wszyscy wokół rygorystycznie przestrzegali ograniczeń prędkości. Chyba nie ma lepszego sposobu na spowodowanie korka, niż poruszanie się nie oznakowanym wozem policyjnym.
Morelli wjechał przez główną bramę i skręcił w stronę parterowego ceglanego budynku księgarni. Minęliśmy sadzawkę, dużą kępę drzew i ogromny trawnik, odznaczający się piękną żywą zielenią. Deszcz znów przybrał na sile i padał z nużącą jednostajnością, zrobiła się pogoda pod psem. Studenci w płaszczach i dresach z naciągniętymi kapturami przemykali ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Joe spojrzał na parking przed księgarnią, wypełniony po brzegi, jeśli nie liczyć kilku wolnych miejsc na skraju. Bez wahania zatrzymał samochód przy krawężniku, pod zakazem parkowania.
– Nadzwyczajne przywileje policyjne, co? – zapytałam.
– Żebyś wiedziała – odparł.
Julia pracowała w kasie, ale nie było żadnych klientów, więc oparta biodrem o szufladę kasy podziwiała swoje polakierowane paznokcie. Na nasz widok lekko zmarszczyła brwi.
– Mały ruch dzisiaj, co? – zagadnął Morelli.
Skinęła głową.
– To przez ten deszcz.
– Nie miałaś jakiejś wiadomości od Kenny’ego?
Na policzki Julii wypłynął rumieniec.
– Jeśli mam być szczera, to spotkałam się z nim wczoraj wieczorem. Zadzwonił zaraz po tym, jak wyszliście, a później przyjechał. Powiedziałam mu, że chcecie z nim pogadać. Dałam mu wasze wizytówki, numery pagerów i wszelkie namiary.
– Myślisz, że wróci dziś wieczorem?
– Nie. – Energicznie pokręciła głową. – Powiedział, że przez pewien czas się nie pokaże. Mówił, że musi działać bardzo ostrożnie, bo ktoś depcze mu po piętach.
– Policja?
– Chyba chodziło mu o kogoś innego, ale nie jestem pewna.
Joe dał jej kolejną wizytówkę i polecił dzwonić do siebie, jak tylko Kenny się odezwie, bez względu na porę dnia czy nocy.
Julia popatrzyła na nią sceptycznie. Było jasne, że nie powinniśmy liczyć na jej pomoc.
Wyszliśmy na deszcz i szybko wskoczyliśmy z powrotem do samochodu. Jedynym służbowym wyposażeniem fairlane’a była stara zdezelowana krótkofalówka, ustawiona na kanał taktyczny policji. Co chwila ciszę przerywał głos dyspozytora z centrali, przebijający się przez serię trzasków. Miałam podobne radio w jeepie i ze wszystkich sił próbowałam rozszyfrować policyjne komunikaty. Wiedziałam, że podobnie jak inni gliniarze, Morelli podświadomie odbiera faktyczną treść tych przekazów.
Kiedy wyjechaliśmy z kampusu, zadałam nieuchronne pytanie:
– 1 co teraz?
– To ty podobno masz kobiecą intuicję. Sama decyduj.
– Moja intuicja wzięła sobie dzisiaj wolne.
– W porządku, podsumujmy zatem nasze dokonania. Co wiemy o Kennym?
Sądząc po tym, co zaobserwowaliśmy wczoraj wieczorem, cierpiał prawdopodobnie na przedwczesny wytrysk, ale chyba nie o to Morellemu chodziło.
– Pochodzi z Trenton, zrobił maturę, służył w wojsku, wyszedł cztery miesiące temu. Nadal jest bez pracy, ale najwyraźniej nie cierpi na brak pieniędzy. Z nieznanych powodów postrzelił w kolano swego kumpla, Moogeya Buesa. Został schwytany na gorącym uczynku przez policjanta wracającego ze służby. To jego pierwsze wykroczenie, zatem zwolniono go za kaucją. Naruszył warunki umowy poręczycielskiej i ukradł samochód.
– Nieprawda. Pożyczył samochód. Tyle tylko, że nie zdążył go jeszcze zwrocie.
– Myślisz, że to ma jakieś znaczenie?
Morel li zatrzymał wóz przed skrzyżowaniem
– Może zdarzyło się coś, co pokrzyżowało jego plany.
– Na przykład sprzątnięcie Moogeya.
– Julia powiedziała, że Kenny musi unikać kogoś, kto depcze mu po piętach.
– Ojca Lea?
– Żarty sobie stroisz z poważnej sprawy – obruszył się Joe.
– Nie, traktuję ją zupełnie poważnie, ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, a ty się raczej nie kwapisz, żeby wyjawić mi swój punkt widzenia. Kto, według ciebie, tropi Mancusa?
– Kiedy Kenny i Moogey zeznawali w sprawie postrzelenia, obaj potwierdzili, że chodziło o porachunki osobiste, nad którymi nie zamierzają się rozwodzić. Być może prowadzili wspólnie jakieś interesy.
– I co?
– I to wszystko. Tak mi się wydaje.
Patrzyłam na niego przez chwilę, próbując odgadnąć, czy przypadkiem czegoś przede mną nie ukrywa. Pewnie tak było, ale nie mogłam tego jednoznacznie stwierdzić.
– W porządku – westchnęłam w końcu. – Mam listę znajomych Kenny’ego. Zamierzam ich sprawdzić.
– Skąd masz tę listę?
– Tajemnica zawodowa.
Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.,
– Włamałaś się do jego mieszkania i rąbnęłaś mu notes z adresami.
– Nie ukradłam, tylko skopiowałam.
– Nie chcę nic więcej słyszeć na ten temat.- Zerknął na moją torebkę. Nie nosisz przy sobie broni, prawda?
– Nieprawda.
– Cholera – syknął. – Chyba mi odbiło, że się zgodziłem na współpracę z tobą.
– To był twój pomysł!
– Chcesz, żebym ci pomógł przy sprawdzaniu tej listy?
– Nie.
Doszłam do wniosku, że powierzenie mu listy byłoby podobne do oddania losu na loterię sąsiadowi, który potem spokojnie wygra nagrodę główną.
Morelli zaparkował tuż za moim jeepem.
– Zanim wysiądziesz, muszą ci jeszcze coś powiedzieć.
– Tak?
– Te buty, które masz na nogach, są wstrętne.
– Coś jeszcze?
– Przykro mi z tego powodu, że wczoraj wgięłaś błotnik.
No tak, rychło w czas.
O piątej po południu byłam przemoczona i zziębnięta, ale dobrnęłam do końca listy. Część osób udało mi się złapać telefonicznie, z innymi spotkałam się osobiście, ale wszystkie te rozmowy niewiele mi dały. Większość znajomych Kenny’ego pochodziła z Miasteczka i znała go od dziecka. Nikt nie przyznał się do kontaktów z nim po aresztowaniu, a ja nie miałam podstaw do przypuszczeń, że ci ludzie kłamią. Nikt nie słyszał ani o jakichkolwiek wspólnych interesach, ani o konflikcie między Kennym i Moogeyem. Kilka osób zwróciło uwagę na kapryśny charakter Kenny’ego i jego mentalność krętacza. Były to ciekawe, ale zbyt ogólnikowe opinie. Czasami podczas rozmów zapadały długie chwile niezręcznej ciszy, które nasuwały podejrzenia, że pewne fakty otaczano milczeniem.