Zdawało mi się, że i ja i Spiro pomyśleliśmy o tym samym. W jeden z takich „samodzielnych dni” Moogey mógł sobie pożyczyć ciężarówkę. Oczywiście ktoś inny musiałby go wtedy zastąpić i pilnować stacji. Albo też ten ktoś mógł pojechać ową ciężarówką.
– Trudno o dobrego pomocnika – stwierdził Spiro. – Wiem coś o tym.
– Mam dobrego mechanika – powiedział Cubby. – Sandeman chodzi wprawdzie własnymi ścieżkami, ale to piekielnie dobry mechanik. Reszta personelu może się zmieniać. W końcu do zmiany koła czy wlania benzyny nie potrzeba mi fizyka jądrowego. Gdybym tylko znalazł kogoś do pracy w biurze, byłbym ustawiony.
Spiro wymienił jeszcze kilka uprzejmości i wyszedł z kantorka.
– Znasz kogoś z tych, co tu pracują? – zapytał mnie.
– Rozmawiałam z Sandemanem. Niezbyt przyjemny typ. Szprycuje się od czasu do czasu narkotykami.
– Dobrze go znasz?
– Nie należę do kręgu jego przyjaciół.
Spiro popatrzył na moje stopy.
– Może to przez te twoje martensy?
Otworzyłam drzwi buicka.
– Masz ochotę coś jeszcze skomentować? Może teraz kilka słów na temat samochodu?
Spiro obrócił się na siedzeniu.
– O cholera. Niezła bryka. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o samochody, masz niezły gust.
Podwiozłam Spira pod dom pogrzebowy. Systemy alarmowe były nienaruszone. Pobieżnie obejrzeliśmy dwóch klientów, którzy spędzili noc w budynku, i uznaliśmy, że obaj mają wszystko na swoim miejscu. Umówiłam się ze Spirem, że przyjadę po niego wieczorem. Jeśliby czegoś potrzebował w ciągu dnia, to do mnie zadzwoni.
Żałowałam, że nie mogę go śledzić. Podejrzewałam, że teraz pójdzie tropem, który mu podrzuciłam i kto wie, co jeszcze uda mu się znaleźć. Co więcej, gdyby Spiro zaczął się ruszać, mógłby za nim podążyć i Kenny. Na nieszczęście mój błękitny olbrzym uniemożliwiał mi jakiekolwiek śledztwo. Jeślibym chciała tropić Spira, musiałabym zmienić samochód.
Zaczęłam odczuwać w pęcherzu kawę, którą wypiłam na śniadanie, więc postanowiłam wrócić do rodziców, gdzie mogłam skorzystać z łazienki. Wezmę prysznic i przemyślę kwestię samochodu. Potem odwiozę babcię do Clary na remont fryzury.
Kiedy wróciłam do domu, łazienkę okupował ojciec, a matka kroiła w kuchni warzywa na zupę minestrone.
– Muszę skorzystać z łazienki – powiedziałam. – Nie wiesz, kiedy tata wyjdzie?
Matka przewróciła oczyma.
– Ja naprawdę nie wiem, co on tam robi. Zabiera gazetę i nie ma go całymi godzinami.
Podkradłam kawałek marchewki i kawałek selera dla Rexa i wbiegłam na górę.
Zapukałam do łazienki.
– Długo jeszcze? – krzyknęłam.
Cisza.
Zapukałam głośniej.
– Wszystko w porządku, tato?
– Chryste – dobiegł mnie stłumiony głos ojca. – Nawet we własnym domu człowiek nie może się spokojnie załatwić…
Wróciłam do pokoju. Matka posłała łóżko i złożyła moje ubrania. Wmawiałam sobie, że to miło, gdy ktoś wyręcza mnie w drobnych domowych pracach. Powinnam być wdzięczna i cieszyć się luksusem.
– Wspaniale jest, prawda? – powiedziałam do śpiącego Rexa. – Nie co dzień mamy okazję odwiedzić babcię i dziadka.
Podniosłam pokrywę, by rzucić chomikowi śniadanie, ale powieka zaczęła mi tak bardzo pulsować, że nie wcelowałam i marchewka wylądowała na podłodze.
Dochodziła dziesiąta, a ojciec wciąż siedział w łazience. Zaczęłam już tańczyć w korytarzu.
– Pospiesz się, babciu – powiedziałam. – Jeśli zaraz nie dobrnę do jakiejś łazienki, zleję się w majtki.
– U Clary jest ładna łazienka. Na półce stoi koszyczek z potpourri, a na zapasowej rolce papieru – mała laleczka. Clara na pewno pozwoli ci skorzystać z ubikacji.
– Wiem, wiem. Ale pospiesz się, babciu, dobrze?
Babcia włożyła swój płaszcz z niebieskiej wełny, a głowę owinęła szarym wełnianym szalikiem.
– Będzie ci gorąco w tym płaszczu – ostrzegłam ją. – Na dworze wcale nie jest tak zimno.
– Nie mam nic innego – odparła. – Wszystko się zeszmaciło. Może po wizycie u Clary wybrałybyśmy się na zakupy? Właśnie dostałam emeryturę.
– A jak ręka, już cię nie boli?
Podniosła rękę i popatrzyła na bandaż.
– Na razie wszystko jest w porządku. Ta dziura wcale nie była znów taka wielka. Prawdę mówiąc nie miałam pojęcia, jak głęboko mnie zranił, dopóki nie znalazłam się w szpitalu. To wszystko stało się tak szybko.
Babcia przerwała na chwilę, po czym ciągnęła głosem pełnym żalu:
– Zawsze wydawało mi się, że potrafię o siebie zadbać, ale teraz już nie jestem tego pewna. Nie poruszam się już tak jak kiedyś. Stałam jak idiotka i pozwoliłam, żeby ten ladaco wbił mi szpikulec w rękę.
– Na pewno zrobiłaś wszystko, co mogłaś, babciu. Kenny jest od ciebie silniejszy, no i on był uzbrojony, a ty nie.
Oczy zaszły jej łzami.
– Przez niego poczułam się jak głupia niedołężna starucha.
Kiedy wyszłam z zakładu Clary, Morelli stał oparty o buicka.
– Czyj to był pomysł, żeby porozmawiać z Cubbym Delio?
– Spiro to wymyślił. Ale nie sądzę, żeby na tym poprzestał. Musi znaleźć tę broń, by uwolnić się od Kenny’ego.
– Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
Powtórzyłam mu całą rozmowę.
– Znam Bucky’ego i Biggy’ego – powiedział. – Nigdy by się w coś takiego nie wdali.
– Może wyciągnęliśmy niewłaściwe wnioski względem tej ciężarówki.
– Nie sądzę. Z samego rana zatrzymałem się przy stacji i zrobiłem kilka zdjęć. Roberta potwierdziła, że to ta sama ciężarówka.
– Myślałam, że jeździsz za mną! A gdybym została napadnięta? Gdyby Kenny rzucił się na mnie ze szpikulcem do lodu?
– Przez pewien czas za tobą jeździłem. Zresztą Kenny lubi sobie dłużej pospać.
– To żadna wymówka! Mogłeś mi przynajmniej powiedzieć, że jestem zdana tylko na siebie!
– Jakie masz plany na teraz? – zapytał Morelli.
– Babcia będzie gotowa za godzinę. Obiecałam zabrać ją na zakupy. No i muszę znaleźć chwilę czasu, żeby wpaść do Vinniego.
– Chce ci odebrać tę sprawę?
– Nie wiem. Na wszelki wypadek wezmę ze sobą babcię. Już ona go przywoła do porządku.
– Myślałem o tym Sandemanie…
– Aha – odrzekłam. Ja też o nim myślałam. Z początku wydawało mi się, że to może on ukrywa Kenny’ego. Ale może jest całkiem inaczej. Kto wie, czy to nie on wykiwał Kenny’ego?
– Myślisz, że Moogey założył spółkę z Sandemanem?
Wzruszyłam ramionami.
– To by nawet miało sens. Ten, kto ukradł broń, musi mieć kontakty ze światkiem przestępczym.
– Mówiłaś, że u Sandemana nie widać jakichś oznak nagłego przypływu gotówki.
– Moim zdaniem Sandeman ma potąd forsy – poparłam słowa odpowiednim gestem.
Rozdział 13
Z ułożonymi włosami czuję się o wiele lepiej – powiedziała babcia Mazurowa sadowiąc się w buicku. – Kazałam sobie nawet nałożyć farbę. Widać różnicę?
Ze stalowoszarych włosy zrobiły się morelowe.
– To mi wygląda na truskawkowy blond – powiedziałam.
– Tak, to jest to. Truskawkowy blond. Zawsze chciałam mieć takie włosy.
Biuro Vinniego mieściło się tuż-tuż. Zaparkowałam na chodniku i pociągnęłam babcię za sobą.
– Nigdy tu jeszcze nie byłam – powiedziała. – A to dopiero przygoda.
– Vinnie rozmawia przez telefon – oznajmiła Connie. – Zaraz cię przyjmie.
Lula podeszła do nas i przyjrzała się babci.
– A więc to pani jest babcią Stephanie – rzekła. – Wiele o pani słyszałam.
Babci rozbłysły oczy.
– Naprawdę? A co takiego słyszałaś?
– Choćby o tym, jak zaatakowano panią szpikulcem do lodu.
Babcia pokazała Luli zabandażowaną dłoń.
– To ta ręka. Przebita prawie na wylot.
Lula i Connie spojrzały na dłoń babci Mazurowej.
– Ale to jeszcze nie wszystko – perorowała babcia. – Przedwczoraj wieczorem Stephanie dostała przesyłkę pocztą kurierską, a w środku było męskie przyrodzenie. Otworzyła ją na moich oczach. Wszystko widziałam. Był przypięty szpilką do styropianu.
– E, buja pani – nie dowierzała Lula.
– Ależ skąd. Stephanie naprawdę przysłano pocztą penisa – upierała się babcia. – Był odcięty równiutko jak szyjka od kurczaka i przyczepiony szpilką. Od razu przypomniał mi się mąż.
Lula pochyliła się do babci i wyszeptała:
– Ma pani na myśli rozmiar? Pani mąż też miał takiego wielkiego?
– Gdzież tam – żachnęła się babcia. – Tak samo nieruchomego.
Vinnie wyjrzał z gabinetu i na widok babci przełknął ślinę.