– Bo już widziałam ten film i nie podoba mi się jego zakończenie.
– Może tym razem będzie inne.
– A może nie.
Wodził kciukiem po mojej tętnicy na szyi i mówił niskim chropawym głosem:
– A co powiesz na środek tego filmu? Co? Podobał ci się?
W środku filmu pełno było dymu – zupełnie jakby się wszyscy do siebie palili.
– Widywałam już lepsze.
Morelli uśmiechnął się szeroko.
– Kłamczucha.
– Poza tym mieliśmy wypatrywać Spira i Kenny’ego.
– Nie przejmuj się tym. Roche czuwa. Jeśli coś zauważy, da mi znać na pager.
Czego ja właściwie chciałam? Seksu w buicku z Joem Morellim? Nie! A może jednak?
– Obawiam się, że zmarznę – powiedziałam. – To chyba nie jest najlepsza pora.
Morelli zachichotał.
Przewróciłam oczyma.
– To takie szczeniackie. Ale tego się po tobie można było spodziewać.
– O nie – zaprotestował Morelli. – Po mnie można się spodziewać tylko działania. – Pochylił się i pocałował mnie. – Jak ci się to podoba? Tak lepiej?
– Mmmm…
Pocałował mnie jeszcze raz. Pomyślałam: a co tam, raz kozie śmierć… Skoro chce sobie odmrozić tyłek, to jego sprawa. Zresztą może wcale się nie przeziębię. Raczej się na to nie zapowiada…
Morelli rozchylił mi koszulę i zsunął ramiączka biustonosza.
Poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz i wmawiałam sobie, że to z zimna, a nie z powodu nadciągającej katastrofy.
– A więc mówisz, że Roche da ci znać na pager, kiedy zobaczy Kenny’ego? – dopytywałam się.
– Tak – odparł Morelli zbliżając usta do moich piersi. – Nie przejmuj się.
Nie przejmuj się! Trzymał łapy w moich majtkach i mówił, że mam się nie przejmować!
Znów przewróciłam oczyma. Właściwie, w czym problem? Jestem dorosła. Mam swoje potrzeby. Co złego w tym, że chcę je od czasu do czasu zaspokoić? Miałam teraz szansę na orgazm ze znakiem jakości Q. No i nie żywiłam już złudzeń jak dawniej. Nie byłam już głupiutką szesnastolatką, która oczekuje zaraz oświadczyn. Liczyłam tylko na ten jeden cholerny orgazm. Zasłużyłam sobie nań. Nie zaznałam orgazmu od czasu prezydentury Reagana.
Szybko rzuciłam okiem na okna. Całkowicie zaszły mgłą. To dobrze. Okey, powiedziałam sobie. W takim razie do dzieła. Kopnięciem zrzuciłam buty i zdjęłam wszystko oprócz czarnego skąpego bikini.
– A teraz ty – powiedziałam do Morellego. – Chcę cię zobaczyć.
Rozebrał się w niecałe dziesięć sekund, z czego pięć zajęło mu zdejmowanie kajdanków i broni.
Zamknęłam usta i ukradkiem sprawdziłam, czy nie cieknie mi ślinka. Morelli przedstawiał sobą widok jeszcze cudowniejszy niż ten, który pozostał mi w pamięci. A pamiętałam go jako wyjątkowego mężczyznę.
Wsadził zakrzywiony palec pod moje bikini i jednym płynnym ruchem zsunął mi majtki. Próbował na mnie wejść, ale uderzył głową w kierownicę.
– Już dawno nie robiłem tego w samochodzie – powiedział.
Przeszliśmy na tylną kanapę i opadliśmy na nią jednocześnie. Morelli miał na sobie rozpiętą dżinsową koszulę i białe skarpetki, a ja nic poza nową falą niepewności.
– Spiro mógł wyłączyć światło i Kenny wśliźnie się od tyłu – upierałam się.
Morelli pocałował mnie w ramię.
– Roche będzie wiedział, czy Kenny jest w budynku.
– A niby jak?
Morelli westchnął.
– Dlatego, że założył tam podsłuch.
Odepchnęłam go.
– Nie powiedziałeś mi! Od kiedy dom jest na podsłuchu?
– Chyba się tym nie przejmujesz, prawda?
– Przyznaj się, czego mi jeszcze nie powiedziałeś?
– To wszystko. Przysięgam.
Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Zrobił typową minę gliniarza. Przypomniał mi się obiad i to, jak nagle zjawił się u nas Morelli.
– Skąd wiedziałeś, że matka piecze baraninę?
– Poczułem, kiedy otworzyłaś drzwi.
– Gówno prawda! – Chwyciłam torebkę z przedniego siedzenia i wysypałam zawartość na kanapę między nas. Szczotka i lakier do włosów, spray z pieprzem, chusteczki higieniczne, pistolet elektryczny, guma do żucia, okulary przeciwsłoneczne… Czarne plastikowe pudełko z nadajnikiem. Cholera jasna!
Chwyciłam urządzenie.
– Ty sukinsynu! Podrzuciłeś mi podsłuch do torebki!
– To dla twojego własnego dobra. Martwiłem się o ciebie.
– To odrażające! To naruszenie prywatności! Jak śmiałeś to zrobić, nie pytając mnie wcześniej o zdanie! – Teraz zresztą też kłamał. Bał się po prostu, że pierwsza zgarnę mu Kenny’ego sprzed nosa. Otworzyłam okno i wyrzuciłam nadajnik na ulicę.
– Cholera jasna! – krzyknął Morelli. – To pudełeczko jest warte czterysta dolców. – Otworzył drzwi i wyszedł na ulicę, aby je odszukać.
Zamknęłam i zablokowałam drzwi. Niech go szlag. Powinnam się była dwa razy zastanowić, zanim zaczęłam współpracę z Morellim. Przeszłam na przednie siedzenie i usiadłam za kierownicą.
Morelli próbował otworzyć drzwi od strony pasażera, ale były zablokowane. Wszystkie drzwi były zablokowane i tak miało być. Niech sobie odmrozi kutasa, nic mnie to nie obchodziło. Dobrze mu to zrobi. Uruchomiłam silnik i ruszyłam, zostawiając Morellego na środku ulicy w koszuli i skarpetkach, z gołym oklapłym ptaszkiem.
Ujechałam już pół przecznicy, gdy przyszło mi nagle do głowy, że to może nie najlepszy pomysł zostawiać gliniarza nagiego na środku ulicy. A jeśli trafi się jakiś rzezimieszek? W tym stanie Morelli nie mógłby nawet uciekać. No dobrze, pomyślałam. Trzeba mu jednak pomóc. Zawróciłam i podjechałam do bocznej uliczki. Morelli stał, tak jak go zostawiłam. Podparł się rękami pod boki i patrzył na mnie wyraźnie zdegustowany.
Powoli otworzyłam okno i rzuciłam mu pistolet.
– Na wszelki wypadek – wyjaśniłam. I z rykiem silnika odjechałam w siną dal.
Rozdział 14
Po cichu weszłam po schodach i odetchnęłam z ulgą, kiedy zamknęłam za sobą drzwi do pokoju. Nie chciałam tłumaczyć się przed matką, skąd to siano na mojej głowie. Nie chciałam też, żeby prześwietlała mnie wzrokiem niczym promieniami rentgena i odkryła, że majtki mam nie na sobie tylko w kieszeni kurtki. Rozebrałam się po ciemku, wskoczyłam do łóżka i naciągnęłam kołdrę po samą brodę.
Obudziłam się żałując od razu dwóch rzeczy. Po pierwsze, że odjechałam z punktu obserwacyjnego i nie dowiedziałam się, czy Kenny został złapany. Po drugie, że zaspałam i znów przegapiłam szansę na skorzystanie z łazienki. Teraz musiałam odczekać swoje w kolejce.
Leżałam w łóżku nasłuchując, jak domownicy wchodzili i wychodzili z łazienki. Najpierw matka, potem ojciec, wreszcie babcia. Kiedy babcia Mazurowa zeszła na dół, zarzuciłam różowy szlafrok i podreptałam do łazienki. Było zimno, więc okienko nad wanną było zamknięte. W powietrzu unosił się zapach kremu do golenia zmieszany z wonią listeryny.
Wzięłam szybki prysznic, wytarłam ręcznikiem włosy, po czym włożyłam dżinsy i koszulkę. Nie miałam jakichś szczególnych planów na ten dzień poza tym, by pilnować babci Mazurowej i obserwować Spira. Oczywiście zakładałam, że Kenny nie dał się złapać wczoraj w nocy.
Idąc za zapachem kawy trafiłam do kuchni, gdzie przy stole zastałam Morellego jedzącego śniadanie. Wygląd talerza wskazywał na to, że Morelli pochłonął już jajecznicę na boczku i tosta. Na mój widok rozsiadł się swobodnie na krześle z filiżanką kawy w ręku. Z jego miny trudno było jednak cokolwiek wywnioskować.
– Dzień dobry – powiedział bezbarwnym głosem, nie zdradzając swego stanu nawet wyrazem oczu.
Nalałam sobie kawy.
– Dzień dobry. – To jeszcze do niczego nie zobowiązywało. – Co słychać?
– Nic. Twoja nagroda nadal zażywa wolności.
– Wpadłeś tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć?
– Wpadłem po to, żeby odzyskać portfel. Zdaje się, że wczoraj zostawiłem go w twoim samochodzie.
– Zgadza się. – Podobnie jak kilka innych części garderoby.
Wypiłam łyk kawy i odstawiłam filiżankę na blat.
– Przyniosę ci portfel.
Morelli wstał.
– Dziękuję za śniadanie – zwrócił się do mojej matki. – Było wyśmienite.
Matka promieniała.
– Zapraszam, kiedy tylko będziesz miał ochotę. Przyjaciele Stephanie są u nas zawsze mile widziani.
Morelli wyszedł za mną i czekał, aż otworzę samochód i pozbieram jego ciuchy.
– Czy to, co mówiłeś o Kennym, to prawda? – zapytałam. – Nie pokazał się wczoraj?
– Spiro siedział tam aż do drugiej. Zdaje się, że grał w jakąś grę na komputerze. Tyle Roche zdołał usłyszeć. Nie odbierał też żadnych telefonów. Po Kennym ani śladu.
– Spiro czekał na coś, co nie nastąpiło.
– Na to wygląda.
Za buickiem stał pokiereszowany brązowy wóz Morellego.
– Widzę, że już odzyskałeś samochód – zagadnęłam. Wszystkie wgniecenia i zadrapania były na swoich miejscach, a zderzak nadal tkwił na tylnym siedzeniu. – Zdaje się, że mówiłeś coś o naprawie?