Выбрать главу

Kobieta zrobiła zdegustowaną minę i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

No proszę, skończyłam trzydziestkę, a ona zamierza poskarżyć na mnie mojej matce. Takie rzeczy zdarzają się tylko w „Miasteczku”. Podniosłam rewolwer i wrzuciłam go z powrotem do torebki. Dopiero wtedy znalazłam wizytówki. Wsunęłam jedną z nich w szczelinę między drzwiami a futryną i pojechałam do domu rodziców, chciałam się bowiem skontaktować telefonicznie z Franciem, innym moim kuzynem, który chyba wiedział wszystko o wszystkich w „Miasteczku”.

– Szukaj wiatru w polu – oznajmił Francie. – To przebiegły facet, na pewno zdobył już sztuczne wąsy i perukę. Był gliniarzem, zna właściwych ludzi. Nie wątpię, że wie również, jak załatwić lewe prawo jazdy oraz kartę ubezpieczenia społecznego i zacząć życie od nowa. Poddaj się, nigdy go nie odnajdziesz.

Ale moja intuicja i skrajna desperacja nie pozwalały mi zrezygnować. Zadzwoniłam więc do Ediego Gazarry, który także służył w policji, a już od dzieciństwa należał do grona moich najlepszych przyjaciół. Był nie tylko wspaniałym kumplem, lecz w dodatku ożenił się z moją kuzynką, Shirley „Płaczką”. Tylko tej jednej decyzji Ediego nie potrafiłam nigdy zrozumieć, ale ponieważ małżeństwo przetrwało jakoś jedenaście lat, więc pewnie coś ich ze sobą łączyło.

W rozmowie z Gazarrą nie musiałam się bawić w zbędne ceregiele, od razu przeszłam do sedna sprawy. Pokrótce przedstawiłam charakter zlecenia Vinniego i zapytałam, czy wiadomo coś nowego o tamtej strzelaninie.

– Gdybym nawet wiedział coś konkretnego, i tak bym ci nie powiedział – odparł Eddie. – Jeśli chcesz brać zlecenia od Vinniego, to twój interes, ale w tym wypadku poproś go, żeby ci przydzielił inną sprawę.

– Za późno. Podjęłam już decyzję.

– Sprawa Morelliego cuchnie na kilometr.

– Każdy podobny wypadek w New Jersey cuchnie na kilometr. Doszłam do wniosku, iż należy się do tego przyzwyczaić.

– Lecz jeśli oskarża się gliniarza o popełnienie morderstwa, to robi się naprawdę poważna sprawa. Tu, u nas, wrze jak w ulu. A sytuację pogarsza jeszcze fakt, że wszystkie wyniki dochodzenia przemawiają przeciwko Morelliemu. Świadkowie zastali go na miejscu zbrodni z dymiącym jeszcze rewolwerem. On sam zeznał, że Ziggy pierwszy sięgnął po broń, lecz nigdzie nie znaleziono pistoletu, nie było śladów od kul na ścianach korytarza, nie stwierdzono osadu prochu na dłoniach i koszuli denata. Prokurator nie miał wyboru, musiał oskarżyć Morelliego. A jakby tego wszystkiego było mało… oskarżony nie stawił się przed sądem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka atmosfera panuje w całym wydziale. Wystarczy, że na korytarzu padnie nazwisko Morelliego, a wszyscy natychmiast dają nura do swoich pokojów. Nikt nie przyjmie tego z radością, jeżeli zaczniesz teraz od nowa rozgrzebywać sprawę. Boję się nawet, że gdy na serio rozpoczniesz poszukiwania Morelliego, szybko skończysz dyndając na jakiejś gałęzi w środku lasu.

– Lecz jeśli go odnajdę, zarobię dziesięć tysięcy dolarów.

– To już lepiej zacznij grać w toto-lotka, będziesz miała większe szansę na zdobycie tej sumy.

– Z tego, co wiem, Morelli miał się spotkać z Carmen Sanchez, ale kobiety nie było w mieszkaniu.

– Nie tylko jej tam nie było w chwili zabójstwa, ale całkiem zapadła się pod ziemię.

– I do dzisiaj nic o niej nie wiadomo?

– Nie. Ale też specjalnie jej nie szukano.

– A co z tym drugim facetem, który według Morelliego znajdował się także w mieszkaniu, z owym tajemniczym świadkiem?

– Również zniknął.

Pokręciłam nosem, próbując zebrać myśli.

– Nie sądzisz, że to dziwne?

– Owszem, co najmniej zastanawiające.

– A może Morelli został wystawiony?

Miałam wrażenie, że Eddie na drugim końcu linii wzruszył ramionami.

– Mogę wyznać tylko tyle, iż moja intuicja gliniarza podpowiada mi, że nie wszystko w tej sprawie do siebie pasuje.

– Co on teraz zrobi? Wstąpi do Legii Cudzoziemskiej?

– Pewnie przyczai się gdzieś i będzie próbował odzyskać utraconą perspektywę długowieczności. Ale raczej skończy się jedynie na staraniach.

Z ulgą przyjęłam to, że nie tylko ja jestem podobnego zdania.

– Masz jakieś sugestie?

– Nic z tych rzeczy, które byłbym ci gotów powiedzieć.

– Daj spokój, Eddie. Naprawdę potrzebuję pomocy.

W słuchawce rozległo się głośne westchnienie.

– Na pewno nie warto go szukać u krewnych i przyjaciół. Jest na to za sprytny. Jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy, to próba odnalezienia Carmen Sanchez i tego faceta, który ponoć był wówczas w jej mieszkaniu razem z Ziggym. Na miejscu Morelliego próbowałbym się jakoś z nimi skontaktować, albo po to, by zyskać dowód swojej niewinności, albo w celu ich uciszenia, żeby nie mogli świadczyć w sądzie przeciwko mnie. Nie mam jednak pojęcia, jak się do tego zabrać. Skoro policja nie może odnaleźć tej pary, to i ty masz na to niewielkie szansę.

Podziękowałam mu uprzejmie i odłożyłam słuchawkę. Szukanie tych dwojga było chyba niezłym pomysłem. Nie przejmowałam się zanadto, że według Gazarryjest to niewykonalne. Wykombinowałam, że gdybym wpadła na trop Carmen Sanchez, prawdopodobnie ruszyłabym tą samą drogą, co Morelli, a wówczas moglibyśmy się spotkać po raz drugi.

Tylko od czego powinnam zacząć? Od mieszkania Carmen. Trzeba było porozmawiać z jej sąsiadami, pewnie potrafiliby wskazać jej znajomych i przyjaciół. Co jeszcze? Warto było również zobaczyć się z tym bokserem, Benito Ramirezem – jeśli on i Ziggy pozostawali w bliskim kontakcie, to może Ramirez także wiedział coś o Carmen Sanchez. Niewykluczone, że mógłby ponadto zidentyfikować owego tajemniczego świadka.

Wzięłam sobie z lodówki puszkę lemoniady, a z szafki w kuchni paczkę suszonych fig. Postanowiłam na początku porozmawiać z Ramirezem.

Rozdział 3

Ulica Starka zaczyna się nad samą rzeką, przechodzi kilkadziesiąt metrów na północ od ratusza i biegnie ze dwa kilometry w kierunku północno-wschodnim. Ciągną się wzdłuż niej ponure, dwupiętrowe kamienice, w znacznym stopniu zrujnowane; pełno tam podrzędnych sklepików, barów i rozmaitych spelunek. Większość budynków przerobiono na wielorodzinne domy komunalne. Tylko nieliczne pomieszczenia są tam klimatyzowane, a ponieważ w mieszkaniach panuje ścisk, podczas upałów mieszkańcy gromadzą się na ulicy i w bramach, szukając odrobiny cienia. Lecz o dziesiątej trzydzieści przed południem ulica sprawiała wrażenie wyludnionej.

Za pierwszym razem minęłam salę gimnastyczną. Dopiero później, gdy sprawdziłam adres na kartce wyrwanej z mojej książki telefonicznej, zawróciłam i jadąc wolniej, wypatrywałam numerów kamienic, wpadł mi w oko czarny napis na szybie w drzwiach, informujący, że znajduje się tu Miejska Sala Treningowa. Budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale bywalcom z pewnością nie był potrzebny żaden szyld. Nie miałam zresztą złudzeń, że przychodzą tu starsze panie w ramach kuracji odchudzającej. Musiałam jednak przejechać jeszcze kilkadziesiąt metrów, zanim znalazłam wolne miejsce do zaparkowania.

Zamknęłam samochód na klucz, zarzuciłam torebkę na ramię i ruszyłam chodnikiem. Nie dość, że moje spotkanie z panią Morelli nie przyniosło żadnego rezultatu, to jeszcze teraz musiałam się męczyć w lnianej garsonce i butach na obcasach. Czułam się głupio w tym otoczeniu, ale z drugiej strony zaczynała mnie bawić moja rola. Myślałam już, że chyba nie ma nic piękniejszego od brzęku kajdanek zatrzaskiwanych na rękach jakiegoś złodziejaszka, który postanowiłby mnie tutaj napaść.

Sala gimnastyczna zajmowała środkową część budynku, sąsiadowała z nią stacja naprawy samochodów „A amp; K”. Szerokie wrota garażu były uchylone i kiedy znalazłam się na wprost nich, usłyszałam dobiegające ze środka ciche pojękiwania i niedwuznaczne szelesty. W jednej chwili przez głowę przemknęły mi setki różnych myśli, dała o sobie znać cała spuścizna wychowania w New Jersey. Chyba powinnam jakoś zareagować, doszłam jednak do wniosku, że dyskrecja jest najcenniejszą zaletą. Toteż zacisnęłam mocniej wargi i szybko poszłam dalej.