Wsadziłam Rexa z powrotem do klatki, wymyłam zęby, przebrałam się w nocną koszulę i wsunęłam pod kołdrę, zostawiwszy zapalone wszystkie światła w mieszkaniu.
Następnego ranka zaraz po wyjściu z pościeli podbiegłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Na korytarzu wszystko wyglądało tak jak zwykle. Uspokojona, wzięłam prysznic i ubrałam się. Po całonocnej bieganinie w swoim kółku Rex spał jak zabity w puszce po zupie. Nalałam mu świeżej wody i wsypałam do miseczki garść tego paskudnego pokarmu. Miałam straszną ochotę na filiżankę kawy, ale jak na złość nie było w domu ani szczypty kawy.
Podkradłam się do okna w saloniku i ostrożnie wyjrzałam na parking, a kiedy i tam nie zauważyłam Ramireza, wróciłam do wyjścia i jeszcze raz uważnie zlustrowałam przez wizjer korytarz. Dopiero wtedy odsunęłam rygle i uchyliłam drzwi na całą długość łańcucha. Pociągnęłam nosem, lecz nie wyczułam ostrej woni potu boksera, toteż zamknęłam drzwi, zdjęłam łańcuch i śmielej wyjrzałam na zewnątrz, zaciskając palce na kolbie rewolweru. W korytarzu nikogo nie było. Zrobiłam parę kroków w stronę schodów i aż podskoczyłam w miejscu, kiedy rozległ się dzwonek windy. Omal nie zastrzeliłam pani Moyer. Przeprosiłam ją serdecznie, wmawiając, że mój rewolwer to zwykła zabawka. Później zaś pospiesznie zniosłam pierwszą porcję rzeczy po schodach i wrzuciłam do bagażnika samochodu.
Zanim Emilio otworzył swój sklepik, głód kofeiny stał się nie do wytrzymania. Zastanawiałam się jeszcze nad pamiątkowymi kolczykami, doszłam jednak do wniosku, że są one sporo warte. Zresztą nie byłam do nich aż tak bardzo przywiązana, a w chwili obecnej miałam ważniejsze sprawy na głowie: musiałam zebrać tyle gotówki, żeby starczyło na pojemnik z gazem, opłacenie zaległego rachunku telefonicznego, a także na drozdżowkę z dużą porcją czarnej kawy.
Poświęciłam aż pięć minut na to, aby głęboko utrwalić w pamięci to iście królewskie śniadanie, i pojechałam do urzędu telekomunikacji. Kiedy zatrzymały mnie czerwone światła na skrzyżowaniu, jakichś dwóch chłopaków, którzy stanęli obok w półciężarówce, zaczęło robić sobie ze mnie drwiny. Domyśliłam się po ich gestach, że nadzwyczaj przypadły im do gustu napisy i rysunki na karoserii mojej novej. Na szczęście ryk silnika zagłuszał ich docinki. Wszystko ma swoje złe i dobre strony.
Dopiero po chwili spostrzegłam, że budynki wokół mnie znikają w dziwnej, szybko gęstniejącej mgle. Rozejrzałam się pospiesznie. No tak, mniej więcej z tego miejsca, gdzie powinna się znajdować rura wydechowa auta, buchał teraz czarny, gryzący dym. Bez namysłu huknęłam pięścią w deskę rozdzielczą, łudząc się nadzieją, że po raz kolejny ożywię wskaźniki do działania. I faktycznie, czerwona lampka sygnalizacji poziomu oleju zamigotała krótko. Dotoczyłam się jakoś do pobliskiej stacji benzynowej, kupiłam butelkę oleju, wlałam go do miski, lecz okazało się, że nadal jest go za mało. Musiałam więc dokupić drugą butelkę.
Dotarłam wreszcie do urzędu telekomunikacji. Tu przekonałam się dobitnie, że wyrównanie zaległości płatniczych i ponowne włączenie aparatu do sieci jest równie proste, co zdobycie złotej karty kredytowej. Musiałam naprędce wymyślić bajeczkę, że mieszkam z niewidomą, sparaliżowaną babcią, która przeszła już jeden zawał i dostęp do telefonu to dla niej sprawa życia i śmierci. Nie sądzę, żeby na urzędniczce wywarło to większe wrażenie, może raczej ją rozbawiło, w każdym razie uzyskałam obietnicę, że jeszcze tego popołudnia ktoś zechce wcisnąć odpowiedni guzik. Kamień spadł mi z serca. Gdyby Ramirez znów się pojawił, mogłabym przynajmniej wezwać policję. W następnej kolejności pojechałam po ćwierćlitrowy pojemnik z gazem obezwładniającym. Skoro niezbyt sobie radziłam z bronią, chciałam zaopatrzyć się w zastępczy środek obronny. W posługiwaniu się aerozolem nie powinnam mieć żadnych kłopotów.
Jeszcze przed sklepem z bronią czerwona lampka na desce rozdzielczej ponownie zaczęła migotać. Spod wozu nie wydobywał się jednak dym, pomyślałam więc, że wskaźnik poziomu oleju się zaciął. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi, tym bardziej, że nie zamierzałam więcej wydawać ani grosza na olej. Na razie samochód musiał się bez niego obejść. Jeśli uda mi się zdobyć dziesięć tysięcy dolarów nagrody, wtedy nawet cały wóz będę mogła wykąpać w oleju. A potem zepchnę go z pierwszego lepszego mostu. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wyobrażałam sobie sprzedawców broni jako zarośniętych olbrzymów, noszących czapeczki baseballowe i mających kumpli w gangach motocyklistów. W mojej wyobraźni musieli też nosić takie przezwiska, jak „Bubba” albo „Billy Bob”. Ale w tym sklepie za ladą stała kobieta o imieniu Sunny, czterdziestolatka o skórze opalonej na kolor najlepszego gatunku tytoniu, włosach ufarbowanych fantazyjnie na kanarkowożółto i głosie zdradzającym, że wypala co najmniej dwie paczki papierosów dziennie. W uszach nosiła kolczyki wielkości młyńskich kół, była ubrana w niewiarygodnie obcisłe dżinsy, a na paznokciach miała wymalowane miniaturowe palmy kokosowe.
– Ładna rzecz – powiedziałam, przyglądając się jej dłoniom.
– Maura z „Pałacu Fryzur” specjalizuje się w takich rysuneczkach. Manicure robi po mistrzowsku, a depilację woskiem potrafi wykonać tak, że ma się skórę gładkąjak kula bilardowa.
– Będę musiała skorzystać z jej usług.
– Proszę pytać o Maurę i powiedzieć, że przysłała panią Sunny. A czym mogę dzisiaj służyć? Czyżby wystrzelała już pani ostatnią paczkę nabojów?
– Nie, chciałam kupić pojemnik z gazem.
– Jaki to ma być gaz?
– To jest ich kilka rodzajów?
– Ależ oczywiście. Dysponujemy całą gamą podobnych wyrobów. – Sięgnęła do stojącej z tyłu szafy i wyjęła z niej kilka puszek z kolorowymi naklejkami. – To oryginalny produkt firmy „Mace”, a to łzawiąca mieszanka pieprzowa, najmniej szkodliwa, używana coraz częściej, nawet przez policję. Mamy też znacznie skuteczniejszy środek chemiczny, gaz o nazwie „Pewna Ochrona”. Najdalej w ciągu sześciu sekund powali nawet stupięćdziesięciokilogramowego napastnika. Oddziałuje na system nerwowy. Wystarczy, aby jedna kropla padła na skórę, i człowiek pada bez czucia. Nieważne, czy jest po alkoholu, czy pod wpływem narkotyków. Wystarczy jedna mała kropla.
– To brzmi dość groźnie.
– Wolałabym nie sprawdzać, czy tak jest w rzeczywistości.
– Czy może spowodować śmierć? Zostawia jakieś trwałe ślady?
– Jedynym trwałym śladem jest wyraźna luka w pamięci napastnika. Oczywiście, w pierwszej chwili występuje paraliż mięśni, ale kiedy działanie gazu przeminie, pozostaje wyłącznie dotkliwy ból głowy i najwyżej kupa wymiocin do sprzątnięcia.
– Trudna decyzja. A gdybym przez nieuwagę siebie również opryskała tym gazem?
Sunny skrzywiła się boleśnie.
– To podstawowa rzecz, której należy unikać z wszystkimi tego rodzaju środkami.
– Czasem może być trudno.
– Wcale nie. Trzeba tylko chwycić pojemnik w ten sposób i położyć palec… Zresztą powinna pani mieć już w tym jakąś wprawę. – Po przyjacielsku poklepała moją dłoń. – Na pani miejscu wybrałabym właśnie „Pewną Ochronę”.
Ani trochę nie byłam pewna, czy mam w tym jakąkolwiek wprawę. Czułam się jak idiotka. Wielokrotnie protestowałam przeciwko gromadzeniu arsenałów broni chemicznej, a teraz zamierzałam kupić gaz paraliżujący od kobiety, która depilowała sobie skórę woskiem.
– Mamy kilka rozmiarów pojemników z tym środkiem – zachwalała Sunny. – Sama noszę przy sobie najmniejszy z nich, siedemnastogramowy, wykonany w postaci breloczka do kluczy. Ponieważ jest taki mały, został wyposażony w specjalny przycisk spustowy. Producent dołącza do niego także ładne skórzane etui, do wyboru w jednym z trzech kolorów.