Wydawało mi się, że upłynęła co najmniej godzina takiego stania pod wyłączonym prysznicem, kiedy w końcu usłyszałam zgrzyt zasuwy i stuk otwieranych drzwi. Zgromadzona w łazience gorąca para już dawno temu rozwiała się bez śladu i było mi po prostu zimno. W dodatku od długiego trzymania w górze zdrętwiała mi ręka. Byłam wykończona, głodna i zaczynał mi doskwierać silny ból głowy.
Wreszcie „Leśnik” pojawił się w drzwiach łazienki. Poczucie ogromnej ulgi całkowicie przyćmiło jakikolwiek wstyd.
– Jestem ci niezmiernie wdzięczna, że przyjechałeś tu w środku nocy – powiedziałam.
Uśmiechnął się szeroko.
– Nie mogłem przegapić okazji ujrzenia cię całkiem nagiej.
– Kluczyki od kajdanek są gdzieś w tej stercie rzeczy na podłodze.
Odnalazł je szybko, wyjął aparat telefoniczny z moich zdrętwiałych palców i otworzył kajdanki.
– Wydaje mi się, że między tobą a Morellim toczy się jakaś dodatkowa rozgrywka.
– Pamiętasz, jak po południu dałeś mi w jego mieszkaniu cały pęk kluczy?
– Owszem.
– No więc pożyczyłam sobie jego samochód.
– Pożyczyłaś?
– Zarekwirowałam. Lepiej? Sam mi wkładałeś do głowy, że prawo jest po naszej stronie.
– Zgadza się.
– Więc zarekwirowałam jego nowego jeepa, a on to odkrył.
„Leśnik” uśmiechnął się ponownie i podał mi ręcznik kąpielowy.
– Czyżby nie zrozumiał, na czym polega rekwizycja?
– Powiedzmy, że niezbyt mu to przypadło do gustu. W każdym razie zostawiłam tego jeepa na parkingu za domem i w celu zabezpieczenia zdjęłam głowicę rozdzielacza.
– Mogę się założyć, że to przepełniło puchar goryczy.
Wyszłam wreszcie spod prysznica i omal nie zawyłam z rozpaczy, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Moje włosy wyglądały tak, jakby naelektryzowano je napięciem 2000 woltów i taki stan utrwalono lakierem.
– Powinnam była zainstalować urządzenie alarmowe w samochodzie, ale nie miałam na to pieniędzy.
„Leśnik” zachichotał krótko.
– Urządzenie alarmowe… Morelliemu to się jeszcze bardziej spodoba. – Podniósł z podłogi długopis i na kawałku papieru toaletowego zapisał adres. – W tym punkcie obsługi pojazdów zrobią to najtaniej.
Wyszłam z łazienki, zrzuciłam ręcznik i pospiesznie nałożyłam szlafrok.
– Słyszałam, że otworzyłeś sobie drzwi.
– Wziąłem komplet wytrychów. Nie chciałem budzić dozorcy i prosić go o klucz. – Podszedł do okna w sypialni, pod którym krople deszczu błyszczały na parapecie, a wiatr lekko postukiwał wyważoną metalową siatką o framugę. – Lubię się pobawić w człowieka-pająka, ale tylko wtedy, kiedy jest ładna pogoda.
– Widzisz? Morelli wyłamał mi siatkę w oknie.
– Pewnie działał w pośpiechu.
– Zauważyłam, że z wielką łatwością zmieniasz swój akcent.
– Bo mam spore zdolności językowe.
Odprowadziłam go do drzwi, żałując w głębi ducha, że ja nie potrafię z taką prostotą dostosowywać swojego słownictwa do sytuacji.
Usnęłam kamiennym snem i pewnie mogłabym tak spać aż, do jesieni, gdyby nie obudziło mnie głośne łomotanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była 8.35. Jakoś nie mogłam się uwolnić od natrętnych gości. Z ociąganiem wylazłam spod kołdry. W pierwszej chwili obleciał mnie strach, że wrócił Ramirez. Następnie pomyślałam, iż policjanci przyjechali mnie aresztować za kradzież samochodu.
Błyskawicznie sięgnęłam po stojący na nocnym stoliku pojemnik „Pewnej Ochrony”, narzuciłam szlafrok i na palcach podkradłam się do drzwi. Mrużąc jedno oko, ostrożnie zerknęłam przez wizjer na korytarz. Eddie Gazarra uśmiechał się szeroko. Był w mundurze i trzymał w ręku dwie szare firmowe torebki z ciastkarni Dunkina. Otworzyłam drzwi i z lubością wciągnęłam nosem powietrze.
– Trafiłeś w dziesiątkę – mruknęłam.
– Oto co znaczy serdeczne powitanie – odparł, ruszając energicznym krokiem w stronę kuchennego stołu. – A co się stało z twoimi meblami?
– Właśnie zmieniam wystrój mieszkania.
– Rozumiem.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Z niecierpliwością spoglądałam, jak Eddie wyjmuje z jednej torby dwa plastikowe kubeczki z gorącą kawą. Pospiesznie zdjęliśmy z nich pokrywki, rozłożyliśmy papierowe serwetki i wbiliśmy zęby w świeże ciastka.
Byliśmy na tyle zaprzyjaźnieni, że w takiej sytuacji nie musieliśmy umilać sobie czasu rozmową. Zaczęliśmy od bostońskich kremówek, później sprawiedliwie podzieliliśmy między siebie cztery szarlotki. Chyba dopiero przy pączkach Eddie zwrócił uwagę na moją fryzurę. Na szczęście nic nie powiedział. Sama się zresztą zastanawiałam, jak teraz wygląda szopa na mojej głowie. Nie powiedział też ani słowa na temat bałaganu, jaki został we wszystkich pomieszczeniach po wczorajszej działalności Morelliego. Zyskałam w ten sposób czas, by się poczuć jak gospodyni we własnym domu.
Trzeciego pączka Eddie zjadał już powoli, popijając kawę małymi łyczkami. Wyraźnie się nim delektował.
– Słyszałem, że wczoraj odstawiłaś na komendę swojego pierwszego klienta – odezwał się w końcu, przełknąwszy ostatni kęs.
Zauważyłam, że spogląda łakomym wzrokiem na mojego pączka, toteż pospiesznie przysunęłam go bliżej siebie.
– Pewnie jesteś tak głodna, że nie będziesz się chciała nim podzielić – mruknął.
– Wybij to sobie z głowy – odparłam. – Skąd się dowiedziałeś, że odstawiłam poszukiwanego?
– Plotki szybko się rozchodzą, a od dwóch dni jesteś jednym z głównych tematów, jakie chłopcy omawiają po służbie. Obstawiają już zakłady, kiedy Morelli dobierze ci się do tyłka.
Serce we mnie zamarło, na chwilę zastygłam z otwartymi ustami. Przez dobrą minutę z niedowierzaniem gapiłam się na Ediego, czekając, aż ciśnienie krwi wróci mi do normy, jeśli wcześniej nie popękają rozszerzone żyły.
– A w jaki sposób chcą się dowiedzieć, czy Morelli dobrał mi się do tyłka? – spytałam przez zaciśnięte zęby. – Skąd wiesz, czy już się nie dobrał? Może z lubością oddajemy się temu zajęciu dwa razy dziennie?
– Według powszechnej opinii zrezygnujesz ze zlecenia, gdy to nastąpi. Dlatego też przedmiotem zakładów jest termin twojego wycofania się z poszukiwań.
– Ty też obstawiłeś?
– Nie, bo ja wiem, że Morelli już się do ciebie dobrał w szkole średniej. Dlatego też nie wierzę, by kolejny taki wyczyn wpłynął na twoje zaangażowanie w sprawę.
– A skąd ty wiesz, że się do mnie dobrał przed maturą?
– Wszyscy w szkole o tym wiedzieli.
– Jezu…
Z trudem przełknęłam ostatni kęs pączka i duszkiem dopiłam kawę. Eddie tylko westchnął głośno, obserwując, jak gaśnie promyk nadziei na to, że podzielę się z nim resztkami smakowitego ciastka.
– Twoja kuzynka, ta mistrzyni gderania, trzyma mnie na głodowej diecie – wyjaśnił. – Na śniadanie serwuje kawę bezkofeinową, pół talerza papierowych chrupków zalanych odtłuszczonym mlekiem oraz połówkę grejpfruta.
– Wymyśliła, że tak wygląda syty posiłek dla czynnego gliniarza?
– Chyba tak. Wyobraź sobie, co czuję każdego ranka, obejmując służbę z bezkofeinową kawą i połówką grejpfruta w żołądku. Nie sądzisz, że można od tego dostać choroby wrzodowej?
– Nie, jeśli będziesz się leczył prawdziwą kawą i świeżymi pączkami.
– I tak właśnie postępuję.
– W dodatku nosisz przy pasku tak wielką odznakę, że może służyć za tarczę chroniącą przed pociskami z broni palnej.
Eddie skrzywił się boleśnie, dokończył kawę, zebrał kubeczki i z rozmachem cisnął je do kosza na śmieci.