– Pewnie miał swoje powody.
– Czy jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć na temat Morelliego?
– Jeśli faktycznie zależy ci na zdobyciu tego honorarium, musisz najpierw odnaleźć faceta. Krążą plotki, że sąd i policja nie należą do jego największych zmartwień.
– Mam przez to rozumieć, że ktoś wydał na niego wyrok?
„Leśnik” wyciągnął dwa palce, jakby to była lufa rewolweru.
– Bach!
– Można wierzyć tym plotkom?
Wzruszył ramionami.
– Powtarzam tylko to, co słyszałem.
– Robi się coraz bardziej śmierdzące – oznajmiłam cicho.
– Na to też ci nie wolno zwracać uwagi. Masz robić swoje: odnaleźć faceta i postawić go przed sądem.
– Sądzisz, że temu podołam?
– Nie.
Gdyby próbował mnie odwieźć od tej roboty, powiedziałby co innego.
– Czy mogę zatem liczyć na twoją pomoc?
– Tak długo, dopóki zachowasz to w tajemnicy. Wolałbym, żeby nikt nawet przez sekundę nie posądzał mnie o uczynność.
Przytaknęłam ruchem głowy.
– Zgoda. Od czego zaczynamy?
– Najpierw przydałoby się zdobyć trochę wyposażenia. Tymczasem będę musiał ci przybliżyć najważniejsze przepisy prawa.
– Mam nadzieję, że to wszystko nie będzie zbyt kosztowne.
– No cóż, za mój czas i wiadomości nie zapłacisz ani grosza, bo mi się spodobałaś. Poza tym zawsze marzyłem o odegraniu roli profesora Higginsa. Ale para kajdanek kosztuje czterdzieści dolarów. Masz kartę kredytową?
Niemal już zapomniałam, jak ona wygląda. Jednemu z sąsiadów odsprzedałam prawie całą swoją biżuterię i nowiutką kanapę z saloniku, żeby uregulować debet z karty kredytowej. Resztę cenniejszych sprzętów oddałam za tego brązowego wraka. Została mi jeszcze skarbonka z drobniakami na czarną godzinę, którą do tej pory udawało mi się ocalić przed rozbiciem. Liczyłam na to, że z resztek oszczędności zdołam opłacić przynajmniej wstępną kurację ortopedyczną, kiedy w końcu wierzyciele zdecydują się połamać mi obie nogi.
Teraz jednak doszłam do wniosku, że tych drobnych pewnie by nawet nie starczyło na solidne szyny.
– Mam odłożonych parę groszy – powiedziałam.
Rzuciłam dużą, czarną skórzaną torbę na podłogę i ciężko opadłam na krzesło przy stole w jadalni rodziców. Wszyscy, to znaczy ojciec, mama i babcia Mazurowa czekali z niecierpliwością na moją relację ze spotkania z Vinniem.
– Spóźniłaś się dwanaście minut – zganiła mnie matka. – Już nasłuchiwałam syren policyjnych. Ale chyba nie przydarzył ci się żaden wypadek, prawda?
– Miałam pilne zajęcia.
– Już dzisiaj? – Spojrzała na ojca i dodała karcącym tonem: – Była pierwszy dzień w pracy, a twój kuzyn już kazał jej zostać po godzinach. Powinieneś z nim porozmawiać, Frank.
– Nie musiałam zostawać po godzinach. Mam ruchomy czas pracy.
– Twój ojciec pracował na poczcie przez trzydzieści lat i ani razu się nie spóźnił na obiad.
Mimo woli wyrwało mi się głośne westchnienie.
– I czemu tak wzdychasz? – zapytała szybko mama. – A po co ci taka wielka torebka? Kiedy ją sobie kupiłaś?
– Dzisiaj. Będę miała sporo rzeczy do noszenia, dlatego potrzebowałam nowej, większej torby.
– Jakich znowu rzeczy! Przecież obejmujesz posadę w biurze, przy archiwizacji danych.
– Zrezygnowałam z tej posady. Mam inną robotę.
– A cóż to za praca?
Obficie polałam swój kawałek pieczeni keczupem, z trudem powstrzymując kolejne westchnienie.
– Agenta dochodzeniowego – odparłam. – Będę pełnić funkcję prywatnego agenta.
– Agent dochodzeniowy? – powtórzyła matka z niedowierzaniem. Frank, czy ty rozumiesz, o co tu chodzi?
– Owszem – mruknął ojciec. – Łowca nagród.
Mama szybko przyłożyła obie dłonie do policzków i uniosła oczy do nieba.
– Stephanie!… Co ludzie sobie pomyślą? Przecież to nie jest zajęcie dla wykształconej, młodej damy.
– Znalazłam uczciwą i dobrze płatną pracę – odparłam. – To coś podobnego do policjanta albo prywatnego detektywa.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że rodzice żadnej z tych funkcji nie otaczali szczególnym szacunkiem.
– A cóż ty możesz wiedzieć o ściganiu przestępców?
– Zasady są proste. Vinnie przekazuje mi dokumenty, a ja muszę odnaleźć człowieka i zaprowadzić na najbliższy posterunek policji.
– Jakie dokumenty? – dopytywała się ciekawie mama.
– Dotyczące ludzi, którzy nie stawili się na wezwanie do sądu.
– To może i ja się zaciągnę jako łowca nagród? – wtrąciła babcia Mazurowa. – Też bym chciała zarobić trochę pieniędzy. Mogłabym ścigać przestępców razem z tobą.
– Tylko tego brakowało… – jęknął ojciec.
Ale mama nie zwracała na nich najmniejszej uwagi.
– To pewnie będziesz się też musiała nauczyć kamuflować. W tym zawodzie często trzeba występować w przebraniu. – Ponownie spojrzała na ojca. – Jak myślisz, Frank, potrzebny jej będzie kamuflaż? Czy to nie jest dobry pomysł?
Poczułam, że mimo woli zagryzam zęby, starałam się ze wszystkich sił nad sobą zapanować. Zachowaj spokój, powtarzałam w duchu. Zarazem przyszło mi do głowy, że mam dobry trening przed zaplanowaną na jutro rozmową z matką Josepha Morelliego.
Pani Morelli okazała się ucieleśnieniem niepisanych norm życia w „Miasteczku”, przypominała iście tytaniczną gospodynię domową. Przy niej moja matka musiałaby wyglądać jak niedożywiona sprzątaczka. Chyba u samego pana Boga nie było czyściejszych szyb w oknach, bielszego zlewu kuchennego i nie podawano tak wspaniałego pasztetu. Pani Morelli nie opuściła ani jednej niedzielnej mszy w kościele, dorabiała na pół etatu jako kasjerka na stacji kolejowej. Od samego spojrzeniajej czarnych oczu ciarki przeszły mi po grzbiecie. Błyskawicznie nabrałam podejrzeń, że nie dowiem się niczego o jej najmłodszym synu, postanowiłam jednak realizować kolejne punkty swego planu. Nie miałam nic do stracenia.
Ojciec Joego należał do tego rodzaju mężczyzn, których da się przekupić pięciodolarówką czy najtańszą paczką papierosów, ale on nie żył już od dawna.
Z samego rana zdecydowałam się odegrać rolę profesjonalistki. Włożyłam beżową lnianą garsonkę, wbiłam się w rajstopy i szpilki, przypięłam nawet do uszu ocalałą parę moich ulubionych kolczyków z perłami. Zaparkowałam przy krawężniku, odważnie wkroczyłam po schodach na ganek i zapukałam do drzwi.
– Proszę, proszę… – powitała mnie pani Morelli, od stóp do głowy mierząc tym samym spojrzeniem, które dotychczas było zarezerwowane dla ateistów i bandytów. – Kogo my tu mamy, i to o tak wczesnej porze?… Naszą nową, uroczą łowczynię nagród. – Zadarła brodę o parę centymetrów wyżej. – Słyszałam już o twojej nowej pracy. Niczego się ode mnie nie dowiesz.
– Pani Morelli, naprawdę muszę odnaleźć Joego. Nie stawił się na wezwanie w sądzie…
– Widocznie miał ku temu ważne powody.
Najważniejsze! Poczuł się winny.
– Może na wszelki wypadek zostawię pani swoją wizytówkę. Zdążyłam je wczoraj zamówić…
Zaczęłam grzebać w torebce, przerzucając kajdanki, lakier do włosów, szczotkę, latarkę… Przechyliłam ją, żeby zajrzeć do środka, i ciężki rewolwer wypadł na zieloną grubą wycieraczkę przed drzwiami.
– Masz nawet broń! – zauważyła pani Morelli. – Do czego ten świat zmierza? Czy twoja matka wie, że chodzisz po ulicach z rewolwerem? Bo ja mam zamiar ją o tym powiadomić. Zaraz do niej zadzwonię i powiem o wszystkim!