Выбрать главу

– Znam go jeszcze z dzieciństwa. To facet z charakterem. Uśmiechnął się przymilnie. Odniosłam wrażenie, że przed tym spotkaniem zrobił dokładny wywiad środowiskowy.

Szybko jednak spoważniał, przygarbił się nieco i spuścił głowę, utkwiwszy spojrzenie w swoich dłoniach.

– Czasami sam nie wiem, jak postępować z Benito. On wcale nie jest taki zły, po prostu brak mu ogłady. Za to wspaniale potrafi boksować. Dla takiego jak on, człowieka znikąd, ten wielki sukces ma podwójne znaczenie.

Zerknął na moją twarz, zapewne chcąc się przekonać, czy trafia do mnie takie tłumaczenie. Jęknęłam cicho, pragnąc dać mu do zrozumienia, że nadal odczuwam obrzydzenie.

– Nawet nie chcę próbować wyjaśniać jego zachowania – dodał, robiąc jeszcze smutniejszą minę. – Benito coraz częściej postępuje niewłaściwie. Teraz nie mam już na niego żadnego wpływu. Nie słucha niczyich rad. W dodatku otoczył się ludźmi, którym boks odebrał resztki zdrowego rozsądku.

– To prawda. Na sali trenowała spora grupa, lecz nikt się za mną nie wstawił.

– Rozmawiałem z nimi o tamtym zajściu. No cóż, kiedyś kobiety otaczano szacunkiem. Teraz nie szanuje się nikogo i niczego. Coraz więcej morderców, narkomanów… – urwał i zagłębił się we własnych myślach.

Przypomniałam sobie, co Morelli mówił mi o Ramirezie i kilku ciążących na nim oskarżeniach o gwałt. Widocznie Alpha bądź to usilnie chował głowę w piasek, bądź też wziął na siebie zadanie robienia porządków po swym pupilku przynoszącym mu krociowe dochody. Wydawało mi się jednak, że bardziej pasuje do niego strusia polityka.

Przez jakiś czas przyglądałam mu się w milczeniu. Czułam się zbyt zagubiona w tym obskurnym gabinecie, w popadającej w ruinę kamienicy, by spokojnie zebrać myśli, a jednocześnie wciąż byłam do tego stopnia rozżalona, iż nie potrafiłam wydać z siebie choćby pomruku zrozumienia.

– Jeśli Benito będzie się jeszcze pani naprzykrzał, proszę mnie powiadomić – rzekł w końcu Alpha. – Nie chciałbym, żeby coś takiego się powtórzyło.

– Przedwczoraj wieczorem zjawił się pod drzwiami mego mieszkania i usiłował się dostać do środka. Na korytarzu zachowywał się wyzywająco i zapaskudził mi drzwi. Jeśli kiedykolwiek zobaczę go tam po raz drugi, zawiadomię policję i wniosę oskarżenie.

Alpha był wyraźnie wstrząśnięty.

– Nic o tym nie wiedziałem. Ale nie zrobił nikomu krzywdy, prawda?

– Nie, nikogo nie pobił.

Wyjął z szuflady biurka wizytówkę i szybko dopisał na niej ciąg cyfr.

– To mój domowy numer telefonu – rzekł, podając miją. – Gdyby miała pani jeszcze kłopoty, proszę dzwonić o dowolnej porze. Jeśli Benito ośmieli się włamać do pani mieszkania, będzie miał ze mną do czynienia.

– Nie sądzę, aby zdołał się włamać. Ale proszę go trzymać z dala ode mnie.

Alpha zacisnął wargi i przytaknął szybkim skinieniem głowy.

– Podejrzewam, że nie wie pan nic o Carmen Sanchez?

– Tylko to, co opisywali w gazetach.

Skręciłam w lewo, w ulicę State, i niemal od razu ugrzęzłam w popołudniowym korku. Stłoczone samochody posuwały się w żółwim tempie. Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy na zakupy, toteż minęłam mój dom, pokonałam jeszcze kilkaset metrów i wjechałam na parking przed najbliższym supermarketem.

Stojąc w kolejce do kasy, uświadomiłam sobie nagle, że przecież Morelli także musi w jakiś sposób zdobywać żywność. Oczyma wyobraźni ujrzałam go wchodzącego do sklepu, z przyklejonymi sztucznymi wąsami i w wielkich ciemnych okularach na nosie. Bardzo mnie też ciekawiło, gdzie mieszka. Może sypia w tej niebieskiej furgonetce? Podejrzewałam jednak, że przestał z niej korzystać po tym, jak go zauważyłam za kierownicą, lecz wcale nie byłam o tym przekonana. Niewykluczone, że odznaczał się przesadną wiarą w siebie. Dysponował wszak ruchomym punktem obserwacyjnym, w którym mógł też nocować, a żywił się chociażby konserwami. Zresztą wszystko wskazywało na to, że ta furgonetka została wyposażona w nowoczesny sprzęt elektroniczny. Jeśli obserwował Ramireza z przeciwnej strony ulicy, to równie dobrze mógł zainstalować jakieś mikrofony i prowadzić z furgonetki podsłuch.

Nie widziałam jednak tego auta na ulicy Starka. Co prawda, nie szukałam go specjalnie, lecz z pewnością bym je zauważyła. Niewiele wiedziałam o metodach elektronicznego podsłuchu, ale wydawało mi się, że podsłuchujący musi przebywać gdzieś w pobliżu pomieszczeń, w których zainstalowano mikrofony. Należało wziąć to pod rozwagę. Być może wystarczyło odnaleźć niebieską furgonetkę, żeby przyskrzynić Morelliego.

O tej porze cały plac za domem był już zastawiony i musiałam zaparkować jeepa na jego najdalszym końcu. W takich sytuacjach nie szczędziłam w myślach przykrych słów ludziom, którzy w ogóle nie myślą o innych. Zgarnęłam z siedzenia naręcze papierowych toreb z zakupami oraz pojemnik z sześcioma butelkami piwa i byłam tak obładowana, że do zamknięcia drzwi auta musiałam sobie pomagać kolanem. Kiedy zaś szłam w stronę budynku, a wypchane torby obijały mi kolana, niespodziewanie przyszedł mi na myśl stary dowcip o jajach słonia.

Wjechałam na piętro windą i z ulgą złożyłam wszystkie pakunki na wycieraczce, żeby wyjąć z torebki klucze. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światło i przeniosłam towary do kuchni, po czym szybko wróciłam i zamknęłam zasuwę. Następnie posortowałam zakupy, jedne powkładałam do lodówki, inne upchnęłam w szafce. Cieszyła mnie świadomość, że znowu mam pewien zapas żywności w domu. Nie potrafiłam się odzwyczaić od wyniesionych z domu nawyków. Każda gospodyni w „Miasteczku” była bowiem przygotowana na klęskę żywiołową, nikt tam nie umiał żyć, nie mając w zapasie stert papieru toaletowego czy parokilogramowych puszek z mąką.

Nawet Rex okazywał podniecenie moją aktywnością w kuchni. Obserwował mnie ze swojej klatki, stojąc na dwóch nóżkach i opierając maleńkie różowiutkie łapki o szklaną ścianę.

– Nadeszły wreszcie lepsze czasy, Rex – powiedziałam, wkładając mu do klatki spory kawałek jabłka. – Od tej pory możesz codziennie liczyć na świeże jabłka i brokuły.

W supermarkecie kupiłam także plan miasta, rozpostarłam go na kuchennym stole, zanim usiadłam do obiadu. Postanowiłam jutro z samego rana podjąć metodyczne poszukiwania niebieskiej furgonetki. Najpierw trzeba było zlustrować całe otoczenie sali treningowej oraz sąsiedztwo domu, w którym mieszkał Ramirez. Sięgnęłam po książkę telefoniczną, lecz znalazłam w niej aż dwudziestu trzech Ramirezów. Dwóch miało na imię Benito, przy trzech innych nazwiskach umieszczono tylko inicjał imienia, B. Zadzwoniłam pod pierwszy wyszczególniony numer i po czwartym sygnale odezwała się jakaś kobieta. W tle było słychać donośny płacz dziecka.

– Czy to mieszkanie Benito Ramireza, tego słynnego boksera? – zapytałam.

Kobieta odpowiedziała ostro kilka słów po hiszpańsku. Przeprosiłam ją za kłopot i przerwałam połączenie. Drugi Benito osobiście odebrał telefon, ale także nie był to ten Ramirez, którego szukałam. Zaczęłam więc dzwonić do wszystkich o imieniu zaczynającym się na B, lecz nikt nie podnosił słuchawki. Zrezygnowałam, nie chciało mi się sprawdzać pozostałych osiemnastu abonentów. W głębi serca poczułam ulgę, że nie znalazłam tego łobuza. Nie miałam pojęcia, co mogłabym mu powiedzieć. Zapewne szybko odłożyłabym słuchawkę. Ostatecznie chciałam tylko poznać jego adres. Dopiero teraz uświadomiłam sobie z pełną mocą, że na samo wspomnienie o Ramirezie włosy mi się zaczynają jeżyć na karku. Mogłam jeszcze podjąć obserwację sali gimnastycznej i pojechać za nim, kiedy wyjdzie po zakończonym treningu, ale nowiutki czerwony jeep zanadto rzucałby się w oczy. Przyszło mi na myśl, żeby zwrócić się o pomoc do Ediego. Policjanci nie powinni mieć większych kłopotów ze zdobyciem czyjegoś adresu. Jęłam się zastanawiać, czy znam jeszcze kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc. Marilyn Truro pracowała w wydziale drogowym urzędu miejskiego. Gdybym znała numer rejestracyjny samochodu Ramireza, z pewnością odszukałaby jego adres. Przyszło mi też do głowy, żeby zadzwonić do nadzorcy sali treningowej, ale ten pomysł niezbyt mi się spodobał. Nie chciałam wzbudzać niczyich podejrzeń.

W końcu jednak pomyślałam, że nie ma się czego obawiać. Postanowiłam zaryzykować. Wcześniej wyrwałam z książki telefonicznej stronę, na której znajdował się adres sali, toteż teraz musiałam zadzwonić do informacji. Pospiesznie wybrałam podyktowany numer. W słuchawce odezwał się męski głos. Powiedziałam, że jestem umówiona na spotkanie z Benito Ramirezem, lecz zgubiłam kartkę z jego adresem.

– Już pani mówię – odparł szybko mężczyzna. – Benito mieszka przy ulicy Polkpod numerem trzysta dwadzieścia. Nie pamiętam numeru mieszkania, ale to na pierwszym piętrze od podwórza. Na drzwiach jest tabliczka z nazwiskiem, więc powinna pani trafić bez kłopotu.