– Naprawdę nie mogę.
– Dobra, odpuśćmy sobie lodowisko i przegryźmy coś. Po nartach musisz coś zjeść.
– Myślałam, że masz coś do załatwienia.
Rzucił jej spojrzenie pod tytułem „nie wygłupiaj się”.
– Yhm, miałem cię odprowadzić do domu. Co powiesz na nachos?
– Z przyjemnością, ale mam coś do zrobienia.
– Niech zgadnę. – Uśmiechnął się krzywo. – Umyć głowę? Skrzywiła się z irytacją, która wkradła się też do jej głosu:
– O tej porze zawsze piszę e – maile do przyjaciółek.
– To dopiero oryginalny pomysł!
W śmiechu zabrakło typowego dla niego humoru.
– To jakiś problem?
Doszli do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie rodziców. Wejście wciśnięte było między sklep z pamiątkami i restaurację; prowadziło do niewielkiego holu. Oboje otrzepali śnieg z butów.
– Pewnie nie powinienem tego mówić, ale czy kobiety nie słyszały o słowie „nie”? – zapytał, gdy nacisnęła guzik windy. – Naprawdę świetnie działa. Widzisz, ja mówię „spotkaj się ze mną”, ty mówisz „nie” i koniec rozmowy. Nie mam powodu, żeby pytać raz jeszcze.
Drzwi się otworzyły i weszli do windy. Nacisnęła guzik pierwszego piętra, a Alec dalej mówił.
– Kiedy kobieta mówi „nie mogę, bo muszę” i tu wpisz dowolne, mężczyzna pyta dalej, czasem dla czystej zabawy, żeby zobaczyć, ile babć kobieta zabije, nim w końcu przyzna, że nie jest zainteresowana. Co zresztą nie ma miejsca w twoim przypadku.
Kiedy stał tak blisko, z łatwością ujął jej podbródek.
Ogarnęła ją jednocześnie panika i podniecenie pod wpływem tego nieoczekiwanego dotyku. Spróbuje ją pocałować? Czy go powstrzyma? Zaparło jej dech, gdy popatrzyła mu w oczy.
Jego spojrzenie było ciepłe.
– Powinnaś powiedzieć: „Alec, z przyjemnością spędzę z tobą resztę dnia”.
Poczuła serce w gardle, gdy przysunął się bardziej. Spojrzała na jego usta. Tylko troszkę posmakuję – kusiła niegrzeczną część jej duszy. – Co to szkodzi?.
Patrząc z powrotem w jego oczy, zaczęła przysuwać się gotowa do pocałunku.
Drzwi się otworzyły i Christine gwałtownie oprzytomniała. Co ona wyprawia? Dosłownie wyskoczyła na korytarz. Ledwie udało jej się uciec, pomyślała, gdy szukała kluczy.
– Nie przyszło ci do głowy, że może kobiety starają się być miłe i nie ranić uczuć mężczyzn, dlatego szukają wymówki? Ze mężczyźni powinni się domyślić i przestać pytać?
– Nie.
Ruszył za nią korytarzem.
– Alec… – Westchnęła, licząc na to, że nie zauważył, jak cała drży. Stając w drzwiach mieszkania, odwróciła się do niego. Miała nadzieję, że wygląda na spokojną. – Może więc tak? Uważam, że jesteś atrakcyjny i pociągający pod wieloma względami, ale nie jesteś w moim typie.
– Nadał nie wierzę. – Postawił narty na wyłożonej wykładziną podłodze i spojrzał na Christine spokojnie. – Poza tym ty też nie jesteś w moim typie.
– Co? – Zamrugała zaskoczona.
– Widzisz, lubię proste kobiety. Nudne, zwyczajne, łatwe do zrozumienia. Śliczne i skomplikowane kobiety? – Pokręcił głową. – Nie odpowiadają mi. Ale jestem skłonny dać ci szansę na jednej randce, żeby zobaczyć, jak się będzie układało.
Zmarszczyła brwi.
– Znowu próbujesz mnie czarować?
– To zależy… – Oparł dłoń o ścianę obok jej głowy.
Oparła się o framugę, gdy on pochylił się ku niej. Spojrzał jej w oczy, a ich usta były raptem parę centymetrów od siebie.
– …czy to działa?
– W ogóle.
Chłód w głosie skrywał narastający w niej żar. Obrzucił wzrokiem jej twarz, a potem uśmiechnął się przemądrzale.
– To dlatego, że szczepionka nie przestała jeszcze działać. – Odsunął się i Christine rozluźniła się z ulgą. I rozczarowaniem. – Poczekaj tylko. Jak przestanie działać, nie będziesz mogła mi się oprzeć.
„Tego właśnie się boję!”.
Odwróciła się, zdołała włożyć klucz do dziurki i weszła do mieszkania. Stanąwszy znów twarzą ku Alecowi, rzuciła mu najbardziej wyniosłe spojrzenie.
– Zobaczymy.
I zaczęła zamykać mu drzwi przed nosem.
– Ehm, Chris?
– Co? – Skrzywiła się, widząc jego szeroki uśmiech.
– Zapomniałaś o tym. – Przechylił narty w jej stronę.
– Och. – Z płonącą twarzą złapała narty i wciągnęła do mieszkania. – Dzięki.
– Do usług. – Uśmiech stał się uwodzicielski.
Zamknęła drzwi i zapadła się w sobie. Ledwie się wymknęła. To już trzy lekcje. Zostały dwie. Na pewno zdoła mu się opierać jeszcze przez dwa dni.
ROZDZIAŁ 5
Kiedy już wiesz, czego chcesz, nigdy się nie poddawaj.
Jak wieść idealne życie
Kiedy straciłem kontrolę? – Alec zwrócił się z pytaniem do Trenta. – To jedno chciałbym wiedzieć.
– Słucham? – Trent przekrzyczał muzykę graną przez mały zespół.
Na wieczór kawalerski zarezerwowali wielki stół w rogu pubu St. Bernard, ulubione miejsce ochotników z ekipy ratowniczej, pracowników patrolu narciarskiego i pogotowia. Dlatego popołudniami Alec zawsze tu wpadał na dzbanek kawy. Jeśli ktoś był ciekaw, co się dzieje w górach, najłatwiej było dowiedzieć się wszystkiego przy kominku, w środku pubu. Można było walnąć się w jeden z foteli wokół paleniska, wygrzać podeszwy butów i wypytać, co się ostatnio komu wydarzyło.
Jednak w piątkowy wieczór atmosfera z luźnej zamieniła się w mocno podgrzaną. Urlopowicze i miejscowi wypełnili wszystkie miejsca przy stolikach, a kelnerzy tylko biegali z jedzeniem i napojami.
Zespół zakończył tandetny ograny kawałek, za który pary na parkiecie podziękowały oklaskami. Kiedy muzyka ucichła, Alec przysunął się do Trenta, żeby reszta stolika nie słyszała o jego kłopotach miłosnych.
– Mówię ci, nie rozumiem tego.
– Czego? O czym właściwie rozmawiamy?
– O Christine – wyjaśnił Alec, tracąc cierpliwość.
– Hę? – Trent nie rozumiał. – Myślałem, że o Willu i Lacy i o tym, że wyprowadzają się po ślubie do Ohio.
– Nie, o tym mówiliśmy wcześniej. Chociaż tego też nie rozumiem.
Spojrzał na drugi koniec stołu, gdzie kilku kumpli wzniosło toast za Willa, który przez ostatnią godzinę szczerzył zęby jak ostatni kretyn. Przyszły pan młody albo był nieprzytomnie szczęśliwy z powodu ślubu z Lacy, albo niewiele mu brakowało, żeby kompletnie się zalać. Alec miał nadzieję, że to drugie nie wchodzi w grę, bo obiecał Lacy, że Will nie będzie miał kaca na ślubie.
– Dlaczego ktokolwiek przy zdrowych zmysłach wyprowadzałby się z Silver Mountain do Ohio?
– Bo ludzie tak robią, kiedy się pobierają – wyjaśnił powoli Trent, jakby rozmawiał z idiotą. – Ustatkują się, kupią dom, będą wychowywać dzieci.
– Ale dlaczego muszą to robić w jakimś nudnym miejscu? Dlaczego nie mogą się ustatkować w ciekawym miejscu?
– Bo w przeciwieństwie do Jeffa i Lindy większości ludzi nie stać na kupienie domu i wychowywanie dzieci w kurorcie narciarskim.
– No dobra, jak tam uważasz. – Alec machnął na to ręką. – Wróćmy do drugiego tematu.
– To znaczy?
– Christine! Jezu, stary, nie nadążasz? Najwyraźniej nie tylko Will przeholował z piwem.
– Byłem taki pewny, że się ze mną umówi, ale próbowałem przez ostatnie pięć dni wszystkiego, co zdołałem wymyślić, a ona za każdym razem odmawiała. Nie rozumiem. Gdzie straciłem kontrolę?
– Czekaj. Chwileczkę. – Trent potrząsnął głową, żeby pomyśleć trzeźwo. – Mówimy o zrozumieniu kobiet i chcesz zrozumieć, gdzie straciłeś kontrolę? Stary, pozwól, że coś ci wyjaśnię: nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało.