– Daj spokój, potrzebuję rady. Dzisiaj mieliśmy ostatnią lekcję jazdy. Więc jak mam teraz w ogóle ją spotkać, żeby zaprosić na randkę? Mam kręcić się pod jej mieszkaniem?
– To może pomóc. Ej, Steve! – krzyknął Trent do szeryfa, który siedział po drugiej stronie Aarona i Jeffa, dwóch najlepszych ochotników Aleca. – Jeśli Alec zacznie łazić za kobietą, obiecujesz, że go nie aresztujesz?
– Jezu, Trent! – Alec schował twarz, gdy osiem zainteresowanych głów odwróciło się ku nim. – Zamknij się.
– To zależy – odkrzyknął Steve. – Czy to ktoś, z kim sam chciałbym się umówić?
Trent wyszczerzył zęby.
– Wysoka blondynka, nogi aż do szyi, seksowny uśmiech, zabójcze oczy.
– Aresztowałby go w okamgnieniu – zapewnił go Steve.
– Kto to jest? – zapytali zgodnym chórem Brian i Eric, dwaj najmłodsi ochotnicy.
– Nikt. – Alec spiorunował Trenta wzrokiem. – Próbuję poważnie porozmawiać…
– Ty poważnie? – Parsknął śmiechem i łyknął piwa.
– Naprawdę lubię tę kobietę. Jest bystra. Zabawna. Wygląda zabójczo, ale zarazem twardo stoi na ziemi. I lubi mnie. To nie jest tylko moja wyobraźnia.
– Hunter, ciebie lubią wszystkie kobiety. I dlatego właśnie spotykamy się regularnie, żeby knuć przeciwko tobie spisek. Prawda, Bruce?
– Hę? Co? – Bruce, który siedział naprzeciwko Trenta, odwrócił się do nich.
– Nic. – Alec machnął na niego ręką.
Nie chciał, by Bruce usłyszał, że podrywa uczennicę. Kiedy kumpel skupił się na kimś innym, Alec znowu zagadnął Trenta.
– Skoro jestem taki popularny, to dlaczego ona nie chce się ze mną umówić?
– Nie trafiłeś właściwie. – Właściwie? W co?
– W jej wyobrażenie o idealnej randce – wyjaśnił Trent. – Coś tak kuszącego, że nie mogłaby odmówić, nawet jeśli wolałaby umówić się z każdym, byle nie z tobą.
Alec zniżył głos, kiedy zespół zaczął grać coś bardziej nastrojowego.
– Nie chcę, żeby umówiła się ze mną tylko dlatego, że będę miał bilety na koncert, na który inaczej się nie dostanie. Chcę, żeby spotkała się ze mną, bo, no wiesz… bo będzie oczarowana moją osobowością.
– Najpierw ją wyciągnij na randkę, a potem oczarujesz. Zwykle Alec nie martwiłby się tym. Jak powiedział Trent, kobiety go lubiły. Racja, większość z nich początkowo myślała „zabawny przystojniak”, ale nauczył się, jak to właściwie wykorzystać. Poza tym cenił sobie związki, w których było tyle samo przyjaźni i dobrej zabawy co dobrego seksu.
– Po prostu nie pojmuję – powtórzył. – Dlaczego tak się uparła, żeby mnie spławić?
– Może powinieneś ją zapytać. – Trent skinął głową w stronę drzwi. – Co?
Alec odwrócił się i serce mu zamarło, kiedy zobaczył Christine stojącą w drzwiach. Otrzepała się ze śniegu i ściągnęła kaptur kurtki.
Czy możliwe, że szukała właśnie jego? Wiedziała, że to jego ulubione miejsce.
Ta myśl sprawiła, że jakby błyskawica przeleciała przez jego ciało. Nigdy nie czuł takiego podniecenia na widok kobiety. Pociąg, owszem. Żądzę, zdecydowanie. Ale nie takie… takie… nie wiedział jak nazwać to, co w nim obudziła.
Potem zdjęła kurtkę. Miała na sobie szary miękki sweter, który opinał się na piersiach o miłym dla oka rozmiarze i smukłej talii. I wtedy to dziwne poruszenie w piersi przeniosło się nieco niżej. No dobrze, może poza innymi rzeczami budziła w nim także żądzę. Ale to zrozumiałe, skoro jego wyobrażenia na temat jej figury z trudem przystawały do rzeczywistości.
Powiesiwszy kurtkę, rozejrzała się po słabo oświetlonym pubie. Popatrzyła na staroświecki sprzęt narciarski zwieszający się z krokwi, zatłoczone okolice kominka i bar w wiktoriańskim stylu przy ścianie naprzeciwko niej. Wyraz jej twarzy przywodził mu na myśl dziecko, które właśnie weszło do wesołego miasteczka.
Wtedy dostrzegła Aleca i zamarła.
Poczuł głębokie rozczarowanie, ponieważ nie na taką reakcję liczył. Co gorsza, zawahała się, gdy zagadnęła ją kelnerka. Chyba nie zamierzała wyjść z jego powodu. Aż tak bardzo schrzanił sprawę? Ale jakim cudem? Co takiego zrobił?
W końcu odwróciła się do kelnerki, pokręciła głową na widok menu i wskazała na bar. Obserwował, jak lawiruje między stolikami i gorączkowo zastanawiał się, co teraz zrobić, jak do niej podejść.
Znalazła wolny stołek, rzadkość w tym pubie w piątkowy wieczór, i zamówiła coś u barmana.
– No, a któż to taki? – zapytał Eric.
Alec odwrócił się i zobaczył, że ten dzieciak prawie zerwał się z krzesła, a wszyscy mężczyźni obecni na wieczorze kawalerskim wyciągali szyje, żeby zobaczyć, kto tak przyciągnął jego uwagę. Nawet Buddy, który drzemał pod stołem, podniósł łeb i zaskomlał pytająco.
Super, pomyślał Alec i jęknął w duchu. Tego mu brakowało. Znał kumpli i wiedział, co go teraz czeka.
Steve, dobrze po trzydziestce, rozwiedziony i dość przystojny, uniósł brew.
– Obstawiam, że to ta kobieta, którą Alec miał zamęczać. Niech to, Trent, wcale nie żartowałeś.
Naprzeciwko niego porucznik Kreiger, były pilot marynarki, który latał helikopterem ratowniczym, uniósł kubek, salutując nim.
– To nazywam, moi drodzy, łykiem chłodnej wody w upalny dzień.
Bruce rzucił Alecowi oskarżycielskie spojrzenie.
– Spotykasz się z uczennicą, którą ci podesłałem?
– Właściwie to się z nią nie spotyka – poinformował usłużnie wszystkich obecnych Trent. – To dlatego ją zamęcza.
– Nie zamęczam – próbował się wtrącić Alec, ale Brian wszedł mu w słowo.
– Niemożliwe! Stary, nie mogę uwierzyć. Bruce najpierw mnie poprosił, a ja odmówiłem!
– Cóż, teraz widzisz – Bruce skupił się na rudowłosym Ericu – jaka kara spotyka tych, którzy zostawiają przyjaciół w potrzebie.
– Mogłeś mi powiedzieć, że to ślicznotka – marudził Brian.
– Nie wiedziałem, kiedy cię prosiłem. Myślisz, że zadzwoniła i powiedziała: „Potrzebuję prywatnego nauczyciela jazdy, a tak przy okazji jestem wysoką, śliczną blondynką”?
Alec odwrócił się od kumpli i dalej obserwował Christine, która wzięła od barmana oszroniony kufel piwa. Musiał tylko wymyślić randkę, której się nie oprze, a potem podejść i ją zaprosić. Kiedy zastanawiał się gorączkowo, jakiś facet, którego nie poznawał, odwrócił się do niej na stołku i zagaił. Alec skrzywił się, gdy Christine uśmiechnęła się do obcego faceta, zamiast go spławić. Nie, nie, nie! Niech to diabli! Teraz będzie musiał tam podejść, zbić na kwaśne jabłko tego turystę – co nie spodoba się szeryfowi – i dopiero wtedy ją zaprosić.
Obcy gość powiedział coś, co rozśmieszyło Christine.
Alec dopił piwo jednym haustem i zerwał się na równe nogi.
– Chyba przyda nam się następny dzbanek. Poczekajcie, zaraz wracam.
Christine od razu wyczuła, kiedy Alec podszedł. Skóra ją zaświerzbiła, nim jeszcze zerknęła w ozdobne lustro nad barem i zobaczyła jego odbicie. W myślach zbeształa się za to, że została. Powinna była wyjść od razu, kiedy go zauważyła. Czy naprawdę nie domyślała się, że do niej podejdzie?
Nie, jeśli przyznać szczerze, to wręcz miała nadzieję, że podejdzie. Była tak z siebie dumna, kiedy pożegnali się pod koniec ostatniej lekcji. Aż do chwili, kiedy została sama i zdała sobie sprawę, że to koniec. Przez pięć dni z powodzeniem mu się opierała. Koniec gry. Zwyciężyła.
Jakie to potwornie smutne. Koniec lekcji oznaczał koniec widywania go codziennie.
Teraz jednak szedł do niej i całe jej ciało zareagowało. Z radością patrzyła na jego sylwetkę w lustrze. Odnosiła wrażenie, że jest raczej chudy, ale widząc, jak ceglany sweter opina się na torsie, zdała sobie sprawę, że na tej smukłej wysokiej sylwetce było całkiem sporo mięśni. Naprawdę pięknych mięśni, dzięki którym poruszał się w pubie równie zwinnie jak na stoku.