– Więc skąd jesteś? – zagadnął makler z Kansas.
Nim zdążyła odpowiedzieć, Alec stanął między nimi, oparł się o bar i zwrócił twarz w jej kierunku. Uśmiechnął się szeroko i nie mogła powstrzymać się, żeby nie odpowiedzieć tym samym.
– Ej, miło cię tu widzieć – powiedział, jakby dopiero teraz ją zauważył. – Myślałem, że nie lubisz barów.
– Nigdy tak nie mówiłam. Właściwie to… – rozejrzała się – to miejsce jest rewelacyjne.
– Wybrałaś dobry wieczór, bo gra Michael Hearne. – Wskazał na czteroosobowy zespół z gitarą, skrzypcami, kontrabasem i perkusją. – To siostrzeniec Billa Hearne’a.
– Kogo?
Zmarszczyła czoło, kiedy skrzypek i solista zaczęli jakiś kawałek country, którego nigdy wcześniej nie słyszała.
– Bill Hearne – wyjaśnił. – No wiesz, Bill i Bonny Hearne.
– Rozumiem, że powinnam kojarzyć? Zagapił się na nią.
– Mówiłaś chyba, że jesteś z Austin.
– Mówiłam też, że nie wychodzę zbyt często, żeby posłuchać muzyki.
– Właściwie już tam nie grywają, ale niech to diabli, to żywa legenda!
– Przepraszam. – Wzruszyła ramionami. Ze smutkiem pokręcił głową.
– Jak zostaniesz w górach dość długo, to na pewno usłyszysz kilka dobrych zespołów w knajpach.
– Ehm, przepraszam. – Makler poklepał Aleca w ramię. – Właśnie rozmawialiśmy.
Alec odwrócił się cały radosny.
– Ej, dzięki, że dotrzymałeś Chris towarzystwa, kiedy czekała na mnie. Mogę ci postawić drinka? Harvey! – zawołał do barmana. – Daj mi następny dzbanek, a temu gościowi postaw coś na mój rachunek.
Christine ukryła uśmiech na widok takiej bezczelności. Pan „Cześć, jestem maklerem z Kansas” spojrzał na Aleca, na nią i znowu na Aleca, który wyprostował się na całą długość. Wymienili się spojrzeniami, których nie potrafiła odczytać, ale Bob najwyraźniej doskonale je zrozumiał. Uniósł dłoń.
– Nie ma sprawy. Nie wiedziałem, że jest umówiona.
– Nie byłam z nim umówiona – próbowała wytłumaczyć, ale facet już się odwrócił, żeby rozejrzeć po tłumie w poszukiwaniu nowego celu.
– Skarbie, ranisz moje serce. – Alec przycisnął dłoń do piersi i spojrzał na nią tak szczerze, że zastanawiała się, czy mu nie wybaczyć spłoszenia Boba, który łatwo uzyskałby aprobatę Maddy i Amy. – I to po tym, jak przyszłaś mnie poszukać.
Irytacja przezwyciężyła rozbawienie.
– Przyszłam tu, bo myślałam, że już cię nie będzie. Wpadasz tu zwykle po południu, a jest dziewiąta. Co tu robisz? Mieszkasz?
– W gruncie rzeczy tak. To znaczy niedokładnie tu. – Wskazał na miejsce, gdzie stoi. – Tylko na górze.
– Więc siedzisz tu cały wieczór?
– Zwykle nie. Dzisiaj mamy specjalną okazję. Urządzamy imprezę.
– Niech zgadnę. „Dla chłopaków”? – Spojrzała w stronę stołu, gdzie siedział, aby obejrzeć niesławną paczkę.
Odkryła, że wszyscy co do jednego gapią się na nią taksująco. Rozpoznała Trenta i Bruce’a, ale resztę stanowiła dziwna mieszanina facetów w różnym wieku od dzieciaków prosto z college’u do starszego poważnego mężczyzny obciętego po wojskowemu.
– Niestety to wieczór kawalerski, bo inaczej zaprosiłbym cię.
– Narzeczonego kelnerki? – Przyjrzała się uważniej. – Który to szczęśliwy wybranek?
– Ten chłopak u szczytu stołu z głupawym wyszczerzeni.
– Hm. – Przyjrzała się mężczyźnie o jasnych włosach i miłej twarzy. – Przystojniak.
– Zajęty.
– Domyśliłam się.
„Wszyscy porządni są zajęci” – dodała w myślach.
– Aha, jutro się pobierają, a ja jestem drużbą. Nie mam pojęcia, dlaczego musieli wybrać akurat ten weekend, kiedy są wielkie zawody snowboardowe. To się nazywa test przyjaźni.
– Jakie zawody? – zaciekawiła się.
– Snowboardowe. Na trasie Skoczka. Wybierasz się?
– Nic o tym nie słyszałam.
– Żartujesz! – Wytrzeszczył oczy. – Nie dość, że zapadasz w sen zimowy w Austin, to tu też.
– To prawda – przyznała.
– Wielka szkoda. Jeśli nie masz nic innego do roboty, powinnaś przyjść na zawody w ten weekend i zobaczyć paru gości w akcji. – Jego twarz rozświetliła się. – Ej, może się spotkamy w niedzielę? Załatwię ci miejsce w sekcji dla VIP – ów?
Jakim cudem zawsze wiedział, czym ją kusić?
– Rodzina przylatuje jutro, więc moje plany na niedzielę zależą od nich.
– Przyprowadź ich. Będę mógł poznać twojego super – brata. Nim zdążyła wymyślić pretekst, żeby się wymigać, spod stołu wyszedł golden retriever i podbiegł do nich.
– O mój Boże! – wykrzyknęła, kiedy pies usiadł u stóp Aleca i szczeknął głośno.
Chociaż wiedziała, że Kolorado to stan przyjaźnie nastawiony do zwierząt, zaskoczył ją widok psa w pubie.
– Kto to?
– Ten wstrętny kundel? To Buddy. – Alec poczochrał psa po uszach, aż zwierzak wyszczerzył z zadowolenia zęby. – Co, chłopcy przysłali cię, żebyś mnie przyprowadził?
Buddy znowu szczeknął, a potem złapał Aleca za spodnie i zaczął ciągnąć.
– Minutkę.
Próbował odsunąć psa. Buddy pociągnął mocniej, prawie przewracając Aleca.
– Ej, bądź człowiekiem, nie widzisz, że rozmawiam z piękną kobietą? Niszczysz mi wizerunek.
Christine zaśmiała się. Zawsze marzyła o psie, a jaki mógłby być wspanialszy od wielkiego przyjacielskiego golden retrievera?
– Jezu, dobrze już! – Alec złapał dzbanek z piwem i prawie wszystko wylał, gdy Buddy znowu go pociągnął. – Najwyraźniej muszę iść. Ale poczekaj, znajdę sposób, żeby się wymknąć.
Kiedy tylko odszedł, od razu oklapła – tak właśnie się czuła przez całe popołudnie. Wiedziała, że przeciąganie gry z flirtem i opieraniem się to proszenie się o kłopoty, ale czy nie udowodniła, że potrafi trzymać się swego? Dopóki nie zrobi czegoś głupiego, na przykład nie zakocha się w nim, nadal może z nim rozmawiać, prawda?
Patrzyła, jak Alec siada, a mężczyźni przy stoliku pochylają się ku niemu, najwyraźniej dopytując się o szczegóły rozmowy. Zerkali to na niego, to na nią. Szkoda, że to wieczór kawalerski i nie może się przyłączyć.
Właściwie to nawet lepiej, że nie może, odezwał się w niej głos rozsądku. Kilka minut flirtu z Alekiem to jedno, ale siedzenie z nim to prawie jak randka, a wiedziała, do czego to prowadzi.
Nagle wstał Trent, przyłożył ręce do ust i przekrzykując muzykę, zawołał:
– Christine!
Pomachał, żeby podeszła.
Ups. Co ma teraz zrobić?
Podejście to naprawdę zły pomysł. Ale jeśli odmówi, zawstydzi Aleca przed kumplami – dla większości facetów to gorsze niż śmierć. Przecież nie mogła mu tego zrobić. Nawet Maddy i Amy zgodziłyby się z tym. Nie mam wyjścia, pomyślała i podniosła się.
ROZDZIAŁ 6
Żeby wygrać, trzeba najpierw zagrać.
Jak wieść idealne życie
„Hura!” – prawie krzyknął Alec, kiedy Christine ruszyła w ich stronę. – „Dzięki, Trent”.
Wstał, gdy podeszła do stolika.
– Przepraszam – powiedział, chociaż wcale nie było mu przykro. – Upierali się. Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.
– Myślałam, że to wieczór kawalerski. – Uśmiechnęła się do mężczyzn. – Nie chciałabym przeszkadzać.
– Nie przeszkadzasz – zapewnił ją Will, leciutko bełkocząc. – Dopóki nie jesteś striptizerką, przez którą miałbym kłopoty z Lacy, nie ma żadnego problemu. – Zerknął na nią, mrużąc oczy. – Nie jesteś striptizerką, prawda?