– Zamknij się, Will – zbeształ go Alec. – Czy wygląda jak striptizerka? – W tym momencie wszyscy przyjrzeli się jej figurze. – Nieważne. Przedstawię wszystkich. – Po kolei wskazywał siedzących przy stole i wymieniał imiona.
Każdy z obecnych tylko pomachał, oprócz Briana, który zapytał, czy nie potrzebuje dodatkowych lekcji.
Alec zgarnął puste krzesło stojące przy sąsiednim stoliku, postawił obok siebie i zaproponował Christine. Usiadł przodem do niej, udami opierając się o jej krzesło.
– Nie zwracaj na nich uwagi. To idioci. Nie mam pojęcia, dlaczego się z nimi zadaję.
– Daj spokój, dobrze wiesz, że nas kochasz. – Eric powiedział to z taką przesadą, że Brian prychnął śmiechem. – Auć! – Podskoczył.
– Kto mnie kopnął?
– Och, to była twoja łydka? – Porucznik Kreiger spiorunował go wzrokiem. Jak zwykle próbował nauczyć manier „tych szczeniaków”.
Alec oparł łokcie na stole, zasłaniając twarz przed przyjaciółmi, żeby go nie słyszeli.
– To, że poznałaś tych pajaców, pewnie mi nie pomoże?
– Raczej nie. – Mówiąc to, uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
– Zresztą twoja sprawa i tak już jest stracona.
– Nieprawda. – Powstrzymał pokusę, żeby dotknąć jej policzka.
– Nigdy się nie poddaję, to moje motto. Poza tym miękniesz. Wyczuwam to.
– A więc, Will – odezwał się Steve – żałujesz, że dasz się zakuć w kajdany?
– W żadnym razie! – Chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Nie wiem, w tej kwestii zgadzam się z Alekiem – odezwał się Brian. – Nie wierzę, że wyprowadzasz się do Ohio, żeby pracować w agencji ubezpieczeniowej ojca. Nie zrobiłbym tego dla kobiety.
– Ale tak to jest. – Will pochylił się z poważną miną. – Gdy w grę wchodzi właściwa kobieta, to nie jest poświęcenie. A dla mnie Lacy jest tą właściwą kobietą.
– Aha, ja też tak myślałem o Judy – burknął Steve. – Dopóki mnie nie puściła z gołą dupą przy okazji rozwodu. – Kiedy tylko to powiedział, rzucił Christine zawstydzone spojrzenie. – Przepraszam panią.
– Nie ma sprawy – zapewniła go rozbawiona.
Zważywszy na to, jak zdarzało się kląć Christine, zakłopotanie Steve’a było zabawne także dla Aleca.
– Nie słuchaj go – powiedział z powagą Kreiger. – Byłem z Mai Tien trzydzieści sześć lat, dopóki rak mi jej nie zabrał. Kiedy się układa, to najwspanialsza rzecz, jaka może się przytrafić facetowi.
– Widzicie? – Will wzniósł piwem toast w stronę Kreigera. – Masz rację. Kiedy jestem z Lacy, to jakby… jakby wszystko we mnie znajdowało się we właściwym miejscu. Nigdy przy nikim nie czułem się tak dobrze. Nawet przy was. Naprawdę wyobrażam sobie, że się przy niej zestarzeję. I tego właśnie chcę. Mieć dzieci, wnuki, hipotekę na dom. Kocham ją do szaleństwa i nie mogę się doczekać, kiedy będzie moją żoną.
– O Boże! – Eric schował twarz w dłoniach. Z włosami w kolorze siana sterczącymi na wszystkie strony wyglądał jak wychudzony strach na wróble. – Niech ktoś każe mu się przymknąć. Zdecydowanie za dużo wypił.
– A nie do tego właśnie służą te rzeczy? – Brian złapał dzbanek piwa i dolał sobie do kufla.
– Dobra, nalej i mnie – Eric podsunął kufel. – Muszę się napić, jeśli mam tu siedzieć i słuchać, jak się ten facet rozczula.
– Sam zobaczysz. – Will pokiwał z powagą głową. – Ciebie też to czeka.
– Na pewno nie mnie!
– A ciebie, Alec? – zawołał Brian z drugiego końca stołu. – Ożenisz się kiedyś?
Alec spojrzał na niego. Nie wierzył własnym uszom – kumpel zadał mu takie pytanie w obecności kobiety!
– Co, że niby Piotruś Pan się ożeni? – Eric zaśmiał się hałaśliwie. – W życiu. Musiałby dorosnąć.
Christine uniosła brew.
– Piotruś Pan?
– Kretyńskie przezwisko. Poczuł, że się czerwieni.
– Tak? – Spojrzała zaintrygowana. – No, hm…
Odchrząknął, myśląc, że może jednak nie powinien dziękować Trentowi za zaproszenie Christine.
– Lacy nazwała mnie tak kiedyś, gdy wściekła się na Willa. No wiesz, Piotruś Pan i Straceni Chłopcy. – Wskazał na przyjaciół. – Obecni tu Straceni Chłopcy uznali, że to zabawne, i tak zostało.
– Właściwie – Steve się uśmiechnął – Piotruś Pan nie musi dorosnąć, żeby się ożenić. Musi tylko znaleźć Wendy, która nie będzie miała nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na drogie zabawki. Nawyk, który wysoce pochwalam.
– Jasne. – Alec skrzywił się do szeryfa, którego budżet miał pokrywać zapotrzebowania pogotowia górskiego. – Bo wtedy sam nie musisz ich kupować.
– No właśnie. – Szeryf uśmiechnął się szeroko.
Alec zauważył, że Christine jeszcze bardziej uniosła brew i wiedział, że pogrąża się w jej oczach coraz bardziej. Na szczęście zespół zagrał coś żywszego i to podsunęło mu pomysł.
– Zakładam, że potrafisz tańczyć, nawet jeśli nie robisz tego zbyt często?
– Dwa na dwa? – Zerknęła na parkiet, gdzie tłum bywalców kręcił się zgodnie z ruchem wskazówek. – Trochę zardzewiałam.
– Odświeżę ci pamięć. – Wstał i wyciągnął rękę. – Przepraszamy was na chwilę.
Wzięła go za rękę. Pociągnął ją ku sobie, a potem pochylił się do Trenta.
– Zrób to dla mnie i nie pozwól już Willowi pić. Załatw mu coś bez alkoholu.
– Jasne. – Trent pokiwał głową.
Alec poprowadził Christine na parkiet.
– Więc to są „chłopcy”, tak?
– Zgadza się. – Przyciągnął ją do siebie, jedną dłonią trzymając jej rękę, drugą kładąc na dole jej pleców. – Najlepsi kumple pod słońcem. Przynajmniej do niedawna tak uważałem.
Zaśmiała się.
– Daj spokój, tacy już są faceci, nie? Starają się dowalić kumplowi, gdy ten próbuje zaimponować dziewczynie.
– A jesteś moją dziewczyną? – Przyciągnął ją bliżej, tak że ich twarze były tuż przy sobie.
– Nie.
Posmutniała, ale nadal patrzyła mu w oczy. Spojrzał na jej usta, a potem znowu w oczy, prowadząc ją w prostym tańcu dwa na dwa.
– To zaczyna być twoje ulubione słowo.
– Ty mnie tego nauczyłeś.
– A może nauczę cię czegoś innego?
Zrobił obrót i jej ciało otarło się o niego. Jedna jej noga wylądowała między jego udami.
– Bardzo dobrze. Na parkiecie uczysz się równie szybko jak na stoku?
Odgarnęła prowokacyjnie włosy.
– To zależy od tego, jak będziesz prowadził. Bo jeśli ty nie poprowadzisz, to ja się tym zajmę.
– Tak?
– Taki mam nieznośny nawyk. A przynajmniej tak mi mówiono. Ale zawsze uważam, że jeśli ma się tańczyć, to trzeba tańczyć. A nie po prostu deptać kapustę.
– W pełni się zgadzam. – Uśmiechnął się, a potem zakręcił nią i przyciągnął z powrotem do siebie, tak że oboje patrzyli w tę samą stronę. – Tyle że tutaj tańczy się troszkę inaczej niż u ciebie. Więc uważaj.
Pokazał jej kilka kroków. Patrzyła na jego buty i szybko załapała.
– Bardzo dobrze.
Po kilku następnych krokach obrócił ją, przesunął za sobą i znowu przycisnął do piersi.
– Szybko się uczysz.
– A ty wiesz, jak prowadzić. – Uśmiechnęła się do niego. Jej twarz jaśniała.
– Widzisz, kolejny powód, dla którego powinnaś się ze mną spotykać.
– Zamknij się i tańcz.
– Tak jest, proszę pani.
Wieczór mijał szybko, jak zawsze w towarzystwie Aleca. Christine zapomniała, że to nie jest facet dla niej. Bawili się przez kilka kolejnych piosenek, wracając czasem do stołu, żeby złapać oddech i żeby koledzy Aleca nie czuli się zaniedbani. A potem wracali na parkiet.