– Przystojny – powiedziała Natalie.
– Kto to jest? – zapytał Robbie równie zaciekawiony.
– Hm, mój, ehm, instruktor jazdy na nartach.
– Instruktor jazdy? – Ciekawość Robbiego zastąpił mars. – Spotykasz się z instruktorem?
Christine wzdrygnęła się. Jeśli idzie o krytyczne nastawienie do jej chłopaków, Robbie był równie ostry jak Maddy i Amy. Przynajmniej ojciec szedł dalej na górę i nie słyszał ich rozmowy.
– Nie, nie spotykam się z nim – odparła.
Miała nadzieję, że ominie ją kazanie brata pod tytułem „Dlaczego nie możesz znaleźć sobie kogoś porządnego? Kogoś odpowiedniego jak ja?”. Jakby trzeba było jej przypominać, że brat nawet w związkach jest lepszy od niej.
– Wynajęłam go, żeby pokazał mi, jak skopać ci jutro tyłek na stoku.
Robbie zaśmiał się.
– Małe szanse, siostrzyczko.
– Ech, wy – skrzywiła się Natalie tak samo jak w czasie spotkań w klubie na korcie tenisowym. – Dlaczego we wszystkim musicie rywalizować?
– To nie rywalizacja. – Robbie wyszczerzył zęby. – Ponieważ zawsze wygrywam, to bardziej lekcja pokory.
– Robbie. – Natalie szturchnęła męża w ramię. – Nie bądź złośliwy.
– Nie po to są starsi bracia?
– Śmiej się – odgryzła się Christine, wchodząc po schodkach. – Zobaczymy, kto jutro będzie się śmiał.
Ta rozmowa odciągnęła jej myśli od Aleca, dopóki nie usiedli na swoich miejscach i nie usłyszeli głosu dobiegającego przez głośniki:
– …mamy przyjemność gościć dziś u nas Aleca Huntera, jednego z najlepszych snowboardzistów w Kolorado. Alec, zwykle jesteś jednym z medalistów, zdziwiło mnie, że w tym roku nie startujesz.
– Miałem osobiste zobowiązania, które uniemożliwiły mi start.
– Jestem pewien, że wielu uczestników, słysząc to, żałuje – zażartował komentator. – Opowiedz nam o tej trasie i zdradź, kogo obstawiasz jako zwycięzcę w tym roku.
Christine siedziała jak zahipnotyzowana, słuchając głosu Aleca i obserwując go. Trochę się krzywiła, że tak swobodnie używa niedbałego żargonu snowboardzistów i narciarzy dowolnych. Ale mimo tego języka widoczna była jego naturalna charyzma. Gdyby tylko wykorzystywał do czegoś sensownego swój wdzięk i niewątpliwą inteligencję, byłby świetnym partnerem do randek. Może powinna go zachęcić, żeby zajął się w życiu czymś więcej niż tylko jazdą na nartach i snowboardzie. Kiedy zdała sobie sprawę, o czym myśli, zaczęła zżymać się w głębi ducha. Właśnie takie myślenie wpędzało ją w kłopoty – przekonanie, że zdoła pomóc facetowi ułożyć sobie życie.
Chociaż w przypadku Aleca nie zdąży przerobić całego cyklu od zapatrzenia do frustracji. Zostały jej raptem dwa tygodnie w Silver Mountain. Ledwie starczy jej czasu, żeby go poznać, nie mówiąc o zmienieniu.
Tylko dwa tygodnie.
Kiedy o tym pomyślała, dotarło do niej, że naprawdę mają raptem tyle czasu, by nacieszyć się swoim towarzystwem. Potem wróci do Austin, tysiąc mil od pokusy. Nawet jeśli się tutaj zaangażuje, fizyczna odległość powstrzyma ją od robienia głupich rzeczy, na przykład pozwolenia, aby zmarnował jej kilka miesięcy życia i nie wiadomo jakich pieniędzy, które mu pożyczy, nim on ją rzuci, bo ona za bardzo zrzędzi. Co złego wyniknie z tego, że będzie się cieszyć jego towarzystwem przez następne dwa tygodnie?
„Usprawiedliwiasz się” – powiedział jej cichutki głosik z tyłu głowy, który podejrzanie przypominał głos Maddy.
„Poza tym – dodał głos Amy – dobre samopoczucie powinno płynąć z ciebie, a nie z randek z niedojrzałym emocjonalnie facetem”.
„Och, dobrze! Nie będę się z nim spotykać – burknęła w myślach. – Ale nawiasem mówiąc, Alec nie jest niedojrzały. Jest nie dość zmotywowany”.
I uwielbia dobrą zabawę. I jest szczęśliwy. Rety, chciałaby, żeby jej życie było takie: beztroskie i wypełnione przyjaciółmi. Ona miała Maddy i Amy, które kochały ją całym sercem, ale dla większości ludzi była zbyt onieśmielająca, aby się z nią zaprzyjaźnili – nigdy nie mogła tego zrozumieć.
Nie była pewna, czy cokolwiek mogłoby onieśmielić Aleca Huntera. Albo zniechęcić. Wspomnienie ich tańca i pocałunku w ciemności sprawiło, że się uśmiechnęła, dopóki nie zdała sobie sprawy, że komentator dziękował mu za rozmowę. Chwilę potem Alec wynurzył się z budki i szedł prosto do niej. Zastanawiała się, co ma powiedzieć. A jeśli spróbuje z nimi usiąść?
Rozglądając się nerwowo wokół, podziękowała losowi, że miejsca obok jej rodziny zostały zajęte. Nawet jeśli zatrzyma się, żeby się przywitać, nie będzie mógł z nimi usiąść. A przynajmniej tak myślała.
Ku jej przerażeniu Alec ruszył między trybunami, przywitał się po imieniu z kilkoma widzami, wymienił kilka uścisków ręki i poprosił pół rzędu ludzi, żeby przesunęli się o jedno miejsce. Oczywiście zrobili to. Nie ma sprawy. Wszystko zrobią dla starego dobrego Aleca. Serio, ten facet sprzedałby lód Eskimosowi.
– Cześć, Chris – powiedział, gdy dotarł do niej. – Widzę, że wzięłaś przepustki, które zostawiłem przy bramce.
– Kupiliśmy bilety.
– Nie musiałaś. Więc to twoja rodzina?
– Eee… – Miała pustkę w głowie.
– Cześć, Alec Hunter. – Pochylił się, żeby podać rękę jej bratu. – Ty musisz być Robbie.
– Miło mi cię poznać – Robbie uścisnął jego dłoń. – To moja żona Natalie, a to mój ojciec, doktor Robert Ashton.
– Cześć – Natalie przywitała go przyjaznym uśmiechem. Robert senior ledwie coś burknął, a potem skupił się z powrotem na trasie, czekając, aż zaczną się zawody.
– Słyszałem, że jesteś instruktorem narciarskim Christine – powiedział Robbie, gdy Alec usiadł obok niej.
Alec zaśmiał się, popisując się śnieżnobiałymi zębami. Przyjrzał jej się z zachwytem.
– Coś w tym stylu.
„Boże, błagam, niech już nic więcej nie mówi. Błagam!”. Wsunęła dłonie między kolana, poruszając nimi lekko, jakby chciała się rozgrzać. Tak naprawdę to siedziała zlana potem w płaszczu Natalie, a ostre zimowe słońce nie pomagało.
– Zakładam, że wiesz też coś o snowboardzie – powiedział Robbie. – Ale pewnie nie udzielasz lekcji?
– Mógłbym – Alec rzucił Christine prowokacyjne spojrzenie. – Za odpowiednią cenę.
– De? – zapytał brat.
– Hm? – Alec oderwał uwagę od dziewczyny. – Och, nie myślałem o pieniądzach. Zrobiłbym to jako przysługę dla Chris.
– Serio? – Robbie przyjrzał się badawczo siostrze. – Chris?
– Patrzcie! – Wyprostowała się. – To chyba już pierwszy zawodnik.
Obaj mężczyźni spojrzeli na stok. Przez następnych kilka minut wszyscy obserwowali powietrzne akrobacje, które Alec nazywał „zabójczymi”, „odlotowymi”, chyba że zawodnik „schrzanił” albo „umoczył”. Alec i Robbie pochylili się do przodu i rozmawiali ze sobą z pominięciem Christine. Alec tłumaczył żargon i same ewolucje. Powinno ją rozbawić to, jak brat zaczyna uczyć się nowego języka, ale tylko się wzdrygała. Słyszała już, jak Alec używa tej terminologii, lecz nigdy w takim stopniu. Dlaczego musiał to robić przy jej rodzinie?
Próbowała przestać ich słuchać, ale cały czas czuła, jak Alec zerka na nią zdziwiony. W końcu spojrzał na nią wprost.
– Chris, może pójdziemy do barku?
– Nic mi nie trzeba – odparła, wiedząc, że jeśli z nim pójdzie, Robbie znowu zacznie podejrzewać, że się z nim umawia. – Niczego nie potrzebuję.
– Albo możemy porozmawiać tutaj.