– Porozmawiać? – Ogarnęła ją panika. – O czym? Przysunął się i zniżył głos.
– O tym, dlaczego spotkałaś się tu ze mną, a potem kompletnie ignorowałaś.
– Pójdę z tobą do barku!
ROZDZIAŁ 8
Alec patrzył, jak Christine zerwała się, minęła go i przepychała się przez połowę rzędu pełnego kolan aż do schodów. Widząc, jak wyraz twarzy jej brata z życzliwego zamienił się w zdumiony, wstał i ruszył za nią. Trzymała się przed nim, z trudem zeszła po schodach i zanurkowała przy budce komentatora, chowając się przed rodziną.
– Ej, skąd ten pośpiech? – zapytał. Odwróciła się i spojrzała na niego zaczerwieniona.
– Nie przyszłam tu, żeby spotkać się z tobą.
– Co? – Zmarszczył czoło. Skrzyżowała ręce, nie patrząc mu w oczy.
– Przyszłam z rodziną.
– Ale dokładnie tu, gdzie się umówiliśmy, – To dlatego ubrałam się tak… w to idiotyczne futro. – Frustracja zabłysła w jej oczach. – Miałam nadzieję, że mnie nie poznasz.
– Nie rozumiem.
Ale już zaczynał pojmować i poczucie zranienia powoli wypierało zdumienie. Wyglądała jak księżniczka w tym futrze i czapie, które zupełnie nie przypominały drogich, ale praktycznych ubrań, które zwykle nosiła. Gdyby wcześniej nie spojrzał wprost na nią, pewnie by jej nie poznał.
– Powtarzam: nie rozumiem. Wiem, że ci się podobam.
– To prawda. – Jej szare oczy spojrzały prosząco. – Lubię cię, Alec. Naprawdę. Ale nie mogę się z tobą spotykać. Możemy to tak zostawić, proszę?
– Nie, nie możemy. Muszę wiedzieć dlaczego.
Zerknęła nerwowo na trybuny, jakby nie była pewna, czy rodzina ich nie widzi.
Powędrował wzrokiem za nią i nagle pojął.
– Uważasz, że nie jestem dość dobry dla ciebie? Tyle, jeśli idzie o stwierdzenia, że pieniądze nie mają znaczenia.
– Nie! – Zarumieniła się, mówiąc mu tym coś dokładnie odwrotnego. – Myślisz, że jestem taką snobką?
– Nie myślałem tak wcześniej, ale teraz sam nie wiem. Szybko przypomniał sobie cały zeszły tydzień, jak za każdym razem go odrzucała, a potem pojawiła się w pubie, tańczyła z nim, flirtowała i pocałowała go tak, że prawie oszalał.
– Co właściwie stało się w piątek wieczór? Znudziłaś się w końcu i postanowiłaś zabawić się z prostaczkami, nim przyjedzie rodzina?
Szczęka jej opadła. Zamknęła usta gwałtownie i powiedziała przez zaciśnięte zęby:
– To nie była zabawa z prostaczkami.
– Więc dlaczego jestem dość dobry, żeby spotykać się ze mną w pubie pełnym ludzi, ale nie dość, żeby mnie przedstawić rodzinie? Jakbym się przylepił do podeszwy twoich modnych bucików. Nawiasem mówiąc, wyglądają idiotycznie. Kto nosi miejskie buty na stoku?
– Nie są moje – warknęła ze złością. – Pożyczyłam je od bratowej i rzeczywiście czuję się w nich idiotycznie!
– Więc czemu je nosisz? – Podniósł głos coraz bardziej zły. Wiele mu trzeba było, żeby się wściec, ale ta kobieta potrafiła go do tego doprowadzić. – Ach tak, żebym cię nie poznał! Dobra robota, nie poznałem! Przez ostatnie pół godziny miałem ochotę zapytać, kim jest ta osoba w skórze Chris!
– Nazywam się Christine.
– Z pewnością. – Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów. – Jak mogłem się tak mylić co do ciebie? Myślałem, że różnisz się od bogatych urlopowiczek, które uważają się za lepsze od nas, pracujących prymitywów, albo kobiet, dla których zawodowy narciarz i żigolak to to samo. Powinienem ci chyba podziękować, że nie zaliczasz się do drugiej grupy, bo z tych dwóch to drugie jest znacznie bardziej obraźliwe.
– Nie należę do żadnej z tych grup.
– Tak? Udowodnij. – Przysunął się i zniżył głos. – Skoro się mylę, podaj mi prawdziwy powód, dla którego nie chcesz się ze mną spotykać.
Spojrzała na niego, a on pomyślał, że mu nie odpowie, jednak ona skinęła głową.
– Dobra, chcesz wiedzieć? Powiem ci. Bo jesteś maniakiem nart bez pracy. Nie obchodzi mnie, ile facet zarabia, pod warunkiem, że w ogóle zarabia!
– Jestem… jestem kim? – Przycisnął dłoń w rękawiczce do czoła, jakby próbował zrozumieć jej słowa. – Coś ty powiedziała?
– Mam potworną słabość do niedojrzałych, nieodpowiedzialnych mężczyzn. Zamierzam zwalczyć ten nawyk. I nie obchodzi mnie to, jak bardzo mnie pociągasz ani jak dobrze się z tobą bawię. Nie popełnię znowu tego samego błędu.
– Myślisz, że nie pracuję?
To oskarżenie dolało oliwy do ognia, bo przyrównywało go do takich próżniaków jak jego ojciec. Myślała o nim aż tak źle?
– Jak właściwie do tego doszłaś? Nie pytając mnie nawet?
– Pytałam! A Trent powiedział, że nie pracujesz. Poza tym cały dzień jeździsz na nartach albo siedzisz w pubie i pijesz z kumplami. Czy to jest rozkład dnia odpowiedzialnego pracującego dorosłego?
Pokręcił głową ze zdumieniem.
– I to mówi kobieta, która bierze trzy tygodnie urlopu, spędza go w luksusowym mieszkaniu ojca i nosi ubrania, przez które splajtowałby mały kraj. Co ty wiesz o pracy? Czy kiedykolwiek na coś zapracowałaś?
– To się nazywa niesprawiedliwe założenie – prawie się nadąsała. – Nic o mnie nie wiesz.
– Witamy w klubie.
– Skoro chcesz wiedzieć…
Tłum westchnął. Alec spojrzał na trybuny i zobaczył morze przerażonych twarzy. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył, że jeden z zawodników stacza się po stoku, trzymając się za nogę.
Głos komentatora wzniósł się ponad tłumem:
– Proszę państwa, to był wyjątkowo pechowy skok.
– Zostań tu – Alec warknął na Christine i popędził do przerwy w barierkach między trybunami i trasą. Jeden z pracowników próbował zagrodzić mu drogę. – Przepuść mnie!
Rozumiejąc, że albo go puści, albo zostanie staranowany, pracownik odsunął się. Alec popędził w stronę zawodnika, który rzucał się i krzyczał.
Alec opadł na kolana i złapał gościa za ramię, żeby przestał się ruszać.
– Jestem ratownikiem medycznym. Dasz sobie pomóc?
– Moja noga! Cholera! Moja noga!
Alec zerknął na udo i zaklął pod nosem. Złamana kość udowa nie przebiła się przez spodnie, ale postawiłby wszystkie pieniądze na to, że przebiła skórę. A on nie mógł nic zrobić, dopóki nie dostanie pozwolenia albo facet nie zemdleje.
– Ej! Słuchaj! – Przycisnął snowboardzistę do ziemi. – Jestem ratownikiem medycznym…
Christine opadła na kolana po drugiej stronie zawodnika.
– Jesteś kim?
Zaskoczenie na jej twarzy mogłoby być komiczne, gdyby miał czas się tym nacieszyć. Ignorując ją, zwrócił się do chłopaka. Dopiero teraz tak naprawdę zobaczył jego twarz. To był dzieciak.
– Pozwolisz mi pomóc?
– Tak! Cholera!
Twarz chłopaka wykrzywiła się w potwornym bólu.
– Staraj się nie ruszać.
Alec wyjął rękawiczki chirurgiczne z kieszeni kurtki. Christine zaskoczyła go, wyjmując podobne i zakładając je błyskawicznie jak zawodowiec. Spojrzał na jej ręce, a potem na jej twarz.
– Niespodzianka. – Uśmiechnęła się. – Jestem lekarzem pogotowia.
– Jesteś lekarzem?
To stwierdzenie wydawało się śmieszne, gdy klęczała w śniegu, w białym futrze i futrzanej czapce okalającej jej twarz modelki.
Chłopak wrzasnął, ściągając Aleca z powrotem na ziemię. Christine pochyliła się do przodu, przyciskając palce do gardła pacjenta.
– Jak się nazywasz? Wypłynął strumień przekleństw.
– Trzymaj go nieruchomo – przykazała Christine i wyciągnęła nożyczki z torebki. – Będzie niezła jatka.
Alec przycisnął ramiona dzieciaka do śniegu jedną ręką, a drugą sięgnął po radio. Kiedy wzywał pomoc, Christine rozcięła spodnie do kolana. Miała rację. Wyglądało to nieprzyjemnie. Krew trysnęła, plamiąc śnieg i opryskując futro.