– Mam nadzieję, że nie urażę cię tym pytaniem, ale jesteś wykwalifikowanym instruktorem, prawda?
Olśnił ją kolejnym zabójczym uśmiechem.
– Jeśli szukasz kogoś, kto cię nauczy jeździć na nartach, naprawdę jeździć, to jestem właściwą osobą.
Ponieważ właśnie tego chciała, powstrzymała się od dalszego wypytywania.
– Dobra, Alec – powróciła Lacy. – Proszę.
Alec wziął od brunetki wielką torbę z jedzeniem na wynos. Kiedy zważył ją w rękach, wiedział, że Lacy była dziś w hojnym nastroju. To dobrze, bo miał tylko jeden batonik energetyczny w kieszeni, a zapomniał wziąć portfel. Znowu.
– Dzięki, skarbie. Jestem twoim dłużnikiem.
– O, z pewnością. Rachunek jest w środku. Oczekuję sowitego napiwku.
– Zdarzyło się, żebym kiedyś o tym zapomniał?
Zrobił minę zranionego psiaka, ale ona to zignorowała. Prychnęła tylko i odeszła szybkim krokiem. Niezrażony tym odwrócił się do kobiety, którą miał uczyć, co wybłagał u niego Bruce.
– Gotowa?
Dziwny lęk pojawił się na jej twarzy, gdy zerknęła na wyciąg. Potem wyprostowała się.
– Jak zawsze.
– Świetnie. Gdzie masz narty?
– Zostawiłam na stojaku przy wyciągu. – Ja też.
Ruszył przez plac, a ona za nim; ich buty stukały na płytach chodnikowych.
Gdy doszli do stojaka, żeby wziąć sprzęt, Alec nie mógł powstrzymać uniesienia brwi. Kimkolwiek Christine Ashton była, z pewnością nie brakowało jej pieniędzy, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Nawet gdyby nie powiedział mu tego jej strój narciarski w kolorze lodowatego błękitu i bieli z charakterystycznym logo marki Spyder, to jej sprzęt z pewnością by to wykrzyczał. Wszystko, począwszy od kasku, skończywszy na nartach, było nowiuteńkie i pewnie kosztowało więcej niż trzymiesięczny wynajem mieszkania. Bruce przysięgał na wszystko, że Christine jest średnio zaawansowanym narciarzem i chce tylko poprawić swoje umiejętności, ale widząc ten sprzęt, Alec nabrał wątpliwości. Jeżdżący regularnie narciarze rzadko kupowali cały nowy sprzęt za jednym zamachem.
Niech to, zaklął w duchu, wpinając się w zużyte narty Salomon Hots. Właściwie to nie mógł się doczekać, kiedy zacznie lekcje, skoro już zniżył się do zabawy w instruktora narciarskiego. Jak to sobie obmyślił, tydzień prywatnych lekcji z przyzwoicie jeżdżącym uczniem oznaczał, że będzie miał chwilę na narty poza pracą i jednocześnie wykorzysta część urlopu i chorobowego. Szeryf hrabstwa zamęczał go o to. Świetny układ, o ile okaże się prawdą.
W przeciwnym wypadku jego kumpel Bruce będzie mu winny wielką przysługę.
Nabierał coraz większych wątpliwości, gdy patrzył, jak dziewczyna męczy się z wiązaniami nart. Prawo powinno zakazywać ludziom kupowania sprzętu najwyższej klasy tylko dlatego, że ich na niego stać, skoro nie potrafią go używać.
Jednakże nawet jeśli okaże się całkiem początkująca, to przynajmniej będzie na czym oko zawiesić. Uniósł brew, kiedy się pochyliła, aby poprawić but, i spodnie opięły się na jej długich smukłych udach. Zawsze czuł słabość do ładnych nóg. Reszta zresztą też była niezła, chociaż dziewczyna – jak na jego gust – miała w sobie za dużo z lodowej księżniczki… Ale te nogi gwarantowały, że jego libido będzie skamlało, nim dzień się skończy. Poczuł, jak pierwszy żałosny skowyt narasta w nim, kiedy pochyliła się jeszcze niżej. Jej proste jasne włosy ześlizgnęły się przez jedno ramię i opadły powolną seksowną kaskadą.
– Ehm, pomóc ci?
– Nie, nie trzeba – odparła z uporem i wreszcie udało jej się zapiąć wiązania.
– Świetnie. – Odchrząknął. – Stańmy w kolejce. Podjechała do kolejki na wyciąg z wystarczającą łatwością, aby go uspokoić, że już kiedyś jeździła na nartach. Kolejka była dość długa, więc zdjął rękawiczki i otworzył torbę, żeby zobaczyć, co Lacy zapakowała. Kanapka z szynką i serem, chipsy śmietankowo – cebulowe, puszka coli, żeby zapewnić mu niezbędną do życia dawkę kofeiny i cukru, oraz… Przechylił torbę, żeby zerknąć na samo dno. Tak! Wielkie ciacho z kawałkami czekolady.
– Kocham tę kobietę!
– Zakładam, że to twoja dziewczyna.
– Kto? Lacy? – Skrzywił się na samą myśl. – Skądże. Zaręczyła się z jednym z chłopaków. Potrzymaj to, dobra?
Wręczył jej kijki, a potem wyciągnął kanapkę i zajął się uspokajaniem nadaktywnego metabolizmu. Już dawno temu przestał się łudzić, że cokolwiek zwolni. Zresztą to byłby cud, zważywszy na jego dzienny wysiłek fizyczny.
Nim doszli do wyciągu, Alec pochłonął zawartość całej torby z lunchem. Schował do kieszeni rachunek, żeby nie zapomnieć zapłacić Lacy, a pustą torbę i puszkę wrzucił do kosza.
– Dzięki – powiedział, zabierając kijki.
Wtedy zauważył, że jego uczennica oddycha trochę zbyt szybko, a jej blade policzki wypieszczonej księżniczki zamieniły się w niemal trupio białe.
– Ej, nie przyjechałaś dzisiaj, prawda?
– Nie, wczoraj. – Oddychała szybko. – Czemu pytasz?
– Mam wrażenie, że masz mały problem z wysokością.
– Nic mi nie jest.
– Wiesz, jeden z najgłupszych błędów, jaki ludzie popełniają rok po roku, to wskakiwanie na wyciąg zaraz po wyjściu z samolotu. A potem mdleją na szczycie góry. Jeśli trzeba przełożyć lekcję…
– Powiedziałam, że nic mi nie jest. – W jej słowach pobrzmiewał chłód i przemądrzałość. – Wiem, jak radzić sobie z wysokością.
„Tak, to najczęściej słyszane ostatnie słowa ludzi z nizin”. Nim zdążył zadać jej następne pytanie, byli już pierwsi w kolejce i obsługa wyciągu machała do nich, żeby zajęli miejsca. Cóż, przynajmniej wiedział, co należy robić, jeśli zemdleje.
Krzesełko podjechało do nich, zgarnęło ich i uniosło. Oparł się wygodnie, szykując się na miłą przejażdżkę na górę w rześki słoneczny dzień, i wtedy zdał sobie sprawę, że kobieta obok niego trzyma się kurczowo oparcia z boku i powtarza pod nosem:
– O Boże. O Boże. O Boże.
– Ej! – Zmarszczył brwi. – Wszystko w porządku?
– Nie całkiem. – Odwróciła się do niego z błyskiem szaleństwa w oku. – Zmieniłam zdanie. Nie chcę tego. Zabierz mnie stąd!
– Nie możemy teraz zsiąść.
– Więc opuść poprzeczkę. I to natychmiast!
– Dobrze, już dobrze. Bez paniki.
Spuścił poprzeczkę przed nimi, co było naprawdę dość niewygodne, bo oparcie dla nóg uderzało ich teraz w narty. Jednak nie miał nic przeciwko, jeśli to uspokoi tę wariatkę. Spojrzał na jej bladą jak prześcieradło twarz.
– Nie waż się zemdleć. Nie tu na górze.
– Musiałeś mówić „na górze”? – Łapiąc się poprzeczki przed sobą, spojrzała w dół, a potem natychmiast w niebo i jęknęła. – Dlaczego ja to robię?
– Dobre pytanie, Wydawało mi się, że mówiłaś, że już kiedyś jeździłaś.
– Bo jeździłam. Dałam sobie spokój, bo nie cierpię tego draństwa. Jak można to znosić? Przysięgam na Boga, zabiję Maddy i Amy za to, że mnie namówiły!
– Kogo?
– Moje najlepsze przyjaciółki. Od tej chwili byłe najlepsze przyjaciółki.
– Słuchaj, nic się nie bój. – Poklepał ją po plecach. – Nie spadniesz.
– Nie boję się, że spadnę. – Zacisnęła powieki. – Boję się, że zeskoczę!
– Zeskoczysz? – Zmarszczył brwi. – A po co u licha o tym myślisz? Jesteśmy ze dwadzieścia metrów na ziemią. Zabiłabyś się.
– Wiem!
– Więc nie rób tego!
– Staram się!
– A skąd w ogóle taka myśl? – Poczuł, jak teraz w nim narasta panika, gdy wyobraził sobie skutki takiego skoku.
– To typowy przymus wywołany lękiem. Ten sam, który każe ludziom zjechać z mostu albo władować się prosto pod wielką ciężarówkę.