Выбрать главу

– Tu 14B32, wzywam ekipę – powiedział do Doris na posterunku i szybko wyjaśnił, co się stało. – Będę potrzebował zestawu do urazów, noszy do urazów kręgosłupa i łupków.

– Patrol narciarski już słyszał o wypadku z głośników i są w drodze – poinformowała go jak zawsze sprawna i przytomna Doris. – Chcesz karetkę czy helikopter medyczny?

– Czekaj. – Zerknął na Christine, która zdejmowała but tak, żeby bardziej nie uszkodzić nogi. – Chcesz helikopter medyczny?

– Jest uraz głowy?

Alec zdjął dzieciakowi gogle z kasku.

– Ej, stary, pamiętasz, jak się nazywasz?

– Boże, ale to boli! Chłopak zacisnął oczy.

– Wiem. Trzymaj się. Pomoc już jedzie. Będzie dobrze. – Przytrzymał głowę chłopaka w obu rękach i uniósł mu powieki kciukami. – Jak się nazywasz?

– Ja… – Dzieciak poruszył oczami, jakby szukając odpowiedzi. – Tim.

– A masz jakieś nazwisko?

– O’Neil.

Alec znowu obmacał mu nogę.

– Skąd jesteś?

– Bailey.

Padło kilka kolejnych przekleństw. Alec trzymał chłopaka nieruchomo.

– A numer telefonu?

– Numer… ach… aaach… cholera!

Dzieciak wrzasnął, gdy Christine zdjęła mu but. Alec zerknął ponad ramieniem.

– Źrenice równe, reagują. Lekka dezorientacja. To może być kwestia bólu. Masz krążenie poniżej złamania?

– Wyraźne i równe – potwierdziła Christine. – Gdzie jest najbliższy szpital?

– Za przełęczą. Trzydzieści minut karetką, jeśli droga jest odśnieżona.

– To za daleko przy tym krwotoku. Wezwij helikopter.

– Dobrze.

Przekazał przez radio jej prośbę. Podjechał Trent, ciągnąc tobogan.

– Cześć, stary. – Alec powitał kumpla, który pędził do nich ze sprzętem. – Miło, że przyłączyłeś się do zabawy.

– Nie mógłbym tego przegapić. – Trent postawił budę z tlenem obok Aleca. Założenie rurki potrwało chwilę, bo Tim się wił.

– Potrzebuję kroplówki z dużą igłą i kołnierza usztywniającego – zawołał z przyzwyczajenia Alec, a potem spojrzał na Christine. – Przepraszam, przywykłem sam wszystkim się zajmować. Chcesz podłączyć kroplówkę czy sam mogę to zrobić?

– Ależ proszę cię bardzo. – Przesunęła się, żeby usztywnić nogę, zanim Tim bardziej sobie zaszkodzi, rzucając się. Ręce i rękawy futra miała całe we krwi. – Mam tu dość roboty – dodała.

Trent spojrzał pytająco, a Alec się zaśmiał.

– Okazało się, że Chris jest lekarzem.

– Bez jaj? – Trent posłał jej niedowierzające spojrzenie.

– Bez jaj. – Alec założył kołnierz usztywniający i zauważył, że Tim już mniej się rzuca. Zdjął mu rękawiczkę i wbił w grzbiet dłoni igłę kroplówki.

– Ej, Tim, jak się trzymasz?

– Bywało lepiej – odpowiedział słabo.

– Bierzesz jakieś leki? – Alec pochylił się, żeby spojrzeć mu w oczy. – Na receptę? Coś szemranego?

– Nic.

– Nic nielegalnego? – Nie.

Alec spojrzał ostro.

– Nie pomogę ci, jeśli nie będziesz ze mną szczery.

– Nie jestem idiotą, stary! – Oddech Tima stał się rwany. – Jestem czysty.

– Jakieś uczulenia na leki?

– Nie… nie sądzę. Jezu!

– Dobrze już. Świetnie się trzymasz. – Poklepał dzieciaka po ramieniu. Kącikiem oka zauważył, że Trent złapał łupki. – Słuchaj, usztywnimy ci nogę. Będzie bolało jak cholera, ale zaraz potem będzie o niebo lepiej. Rozumiesz?

Dzieciak pokiwał głową, zaciskając zęby. Alec zmusił się do uspokajającego uśmiechu.

– Trzymaj się. Wrzeszcz, ile wlezie, a my postaramy się zrobić to szybko, dobra?

Tim zacisnął powieki, kiedy popłynęły mu łzy. Alec zwrócił się do Christine; pracując z lekarzami, nauczył się uważać na ich wybujałe ego.

– Ehm… Hm… Trent i ja zwykle robimy to razem. Masz coś przeciwko, żeby zamienić się ze mną miejscami?

– Co? – Christine podniosła wzrok. Zamrugała. – Och. – Patrząc to na Aleca, to na Trenta, zrozumiała, że chcą, aby się przesunęła.

Odsunęła się ze śmiechem.

– Skąd.

Zaczęła zagadywać pacjenta.

– Ej, Tim, od jak dawna jeździsz na desce?

– Długo. – Skrzywił się.

– Dwa lata? Trzy?

– Cztery. Cholera!

Zerknęła ponad ramieniem i zobaczyła, że Trent podtrzymuje nogę, a Alec układa łupki. Odwróciła się z powrotem do Tima, wzięła go za oba nadgarstki i przycisnęła mu je do piersi.

– Trzymaj się. Zrobią to najszybciej jak się da.

Tim wrzasnął tak, że aż skóra cierpła, kiedy łupki z wyciągiem odsunęły dolną część nogi, aby ustawić złamaną kość jak należy. Oparła się całym ciężarem, żeby przytrzymać chłopaka.

– Masz go? – Alec przekrzyczał wrzask.

– Tak jakby! – Uchyliła się, gdy prawie dostała pięścią w twarz.

– Już! – krzyknął Alec.

Tim nagle przestał się szarpać, a ona stoczyła się z niego. Usiadła i zobaczyła, że chłopak zwiotczał.

– Stracił przytomność. Drogi oddechowe czyste. Oddech równy. – Przycisnęła palce do szyi i wyczuła równy puls. – Puls dobry. Sprawdź krążenie i odruchy.

Alec zmierzył puls nad kostką, potem przesunął palcem po podeszwie stopy.

– Jest dobrze.

Cień przesunął się po jej twarzy, gdy spojrzała w górę i zobaczyła, że nad nią stoi ojciec. Wskazał na kroplówkę.

– Przy takim krwotoku potrzebuje dużo płynów.

– Racja, tato – burknęła, bo właśnie sama zamierzała zmienić kroplówkę.

– Potrzebujecie pomocy? – zapytał brat. – Nie żebym prosił się o pozew sądowy.

– Nie, nie potrzebujemy.

Jezu, czy całkiem zapomnieli, że jest specjalistką od urazów? Spojrzała na Trenta.

– Potrzebuję koca.

– Już! – Trent poleciał do toboganu.

Nad ich głowami rozległ się łoskot. Christine zobaczyła helikopter medyczny przelatujący nad grzbietem góry i krążący nad nimi.

Przez radio Aleca rozległ się głos. Przycisnął je do ucha, żeby słyszeć mimo hałasu śmigieł, a potem wykrzyczał:

– Nie mogą tu lądować! Musimy zejść na dół! „Cholera!” – pomyślała Christine.

– Przełóżmy go na nosze.

Pamiętając, jak Tim się rzucał, pewnie przesadnie bali się o kręgosłup, ale w przypadku transportu pacjenta lepiej dmuchać na zimne.

Jej brat i ojciec patrzyli, a oni przymocowali Tima do noszy, a potem przenieśli na tobogan. Christine usiadła na toboganie okrakiem nad Timem. Pierwsza kroplówka prawie się skończyła, więc założyła drugi woreczek, obserwując, czy Tim nie ma trudności z oddychaniem.

– Gotowa? – zawołał Trent, zakładając narty.

– Tak! Jedziemy! – Przytrzymała się wolną ręką.

Trent ciągnął z przodu, a Alec trzymał linę z tyłu, żeby kontrolować sytuację. Powoli zjechali ku płaskiemu podnóżu. Zerknęła na ojca i brata i podziękowała w duchu, że nie ruszyli za nimi. Nie chciała, żeby krążyli jej nad głową i mówili, jak ma wykonywać swoją pracę.

Na końcu trasy pracownik podbiegł do Trenta, żeby wziąć od niego sznur, i przeciągnął tobogan przez barierkę. Pozostali pracownicy oczyścili ścieżkę z ciekawskich przechodniów. Christine nie zauważyła tłumu, gdy jechali dalej w kierunku otwartej przestrzeni, gdzie wylądował helikopter. Tim otworzył oczy, kiedy tobogan się zatrzymał, i Christine ulżyło, że nie zapadł w śpiączkę.

– Hej – uśmiechnęła się do niego. – Jak się trzymasz?

– Trochę mi niedobrze – jęknął.

– Pamiętasz, jak się nazywasz? – Tim O’Neil.