– Naprawdę chciałbym cię zabrać w jakieś miłe miejsce.
– Na pewno?
– Zdecydowanie. – Uśmiechał się, zastanawiając się, czy stracił już wszelką nadzieję na zatrzymanie jej tutaj. – Zrobię rezerwację na dziś wieczór.
– Dobrze. Zapowiada się fantastycznie.
– Najpierw jednak… – Rozejrzał się wokół, próbując się skupić. – Musimy skończyć tutaj.
– Jasne, Piotrusiu. – Wyjęła zielony kapelusz ze stosu ubrań i włożyła mu na głowę, a potem spojrzała na Buddy’ego. – A dla ciebie, mój kudłaty przyjacielu… – Włożyła mu biały czepek i klasnęła w ręce. – Cudna Nanna!
Buddy przyjaźnie wyszczerzył do niej zęby całkiem nieświadomy tego, że właśnie uraziła jego samczą ambicję.
– Znalazłaś kostium dla siebie? – zapytał Alec.
– Aha. – Wyjęła niebieską wstążkę i związała włosy na karku, a potem staromodną koszulę nocną, którą przyłożyła do ramion. – Co myślisz?
Odgarnął jej pasemko włosów za ucho.
– Będziesz bardzo seksowną Wendy.
– Dzięki. Ale powinnam była powalczyć z Colleen o rolę Dzwoneczka. To o wiele zabawniejsza postać.
– Ale to Wendy kochał Piotruś najbardziej.
– Nie dość, żeby dorosnąć i być z nią w prawdziwym świecie. Trudno go winić. – Zmarszczyła nos. – Wendy to taki aniołek.
Przysunął się, żeby szepnąć jej do ucha:
– Skąd wiesz, że kiedy dorosła, nie zafundowała sobie na pupie tatuażu z niegrzecznym duszkiem?
– O, ten pomysł bardzo mi się podoba. Będę Wendy o duszy Dzwoneczka. – Poruszyła brwiami i dodała szeptem: – Może napiszemy historię o tym, jak Piotruś dorósł? I oboje z Wendy świntuszyli?
– Hm, wieczne dzieciństwo czy perwersyjny seks dla dorosłych? – Alec rozważał obie możliwości, a potem pokręcił głową. – Gdyby tylko wiedział, na pewno by dorósł. Z miejsca!
Zaśmiała się i spojrzała na niego tym promiennym wzrokiem, który trafiał go prosto w serce. Na szczęście, nim zdążył palnąć coś głupiego, odsunęła się.
– Załatwiłeś coś fajnego, co straceni chłopcy, piraci i syrenki mogliby rzucać ludziom?
– Tak.
Otrząsnął się i zajrzał na tył wozu. Zgromadził tam wiadra z latarkami wielkości i kształtu karty kredytowej. Po jednej stronie miały wydrukowany numer telefonu, po drugiej zalecenia bezpieczeństwa.
– Co o tym myślisz?
– Och! Idealny upominek od Piotrusia Pana!
– Tak? – Zmarszczył czoło. – Myślałem, że to idealny upominek od pogotowia górskiego. Jaki to ma związek z Piotrusiem Panem?
– No wiesz. – Przytrzymała jedną na wyciągnięcie ręki i zaświeciła sobie w twarz. – „Druga gwiazda na prawo i prosto aż do rana”. To droga do Nibylandii.
– Nadal twierdzę, że wygraliśmy – burknął Alec po raz setny, odkąd parada się skończyła.
– Zgadzam się. – Christine starała się ukryć uśmiech, gdy wsiadali do windy, która miała ich zabrać do restauracji u Russo.
Alec mówił jak zapalony kibic, którego drużyna przegrała z powodu kontrowersyjnej decyzji sędziów.
– Okradziono nas – upierał się, naciskając guzik ostatniego piętra.
– Zdecydowanie.
– Jakim cudem sędzia wybrał Steve’a?
– Popatrz na to z tej strony. – Wzięła go za rękę, podziwiając, jak wspaniale wygląda ubrany na czarno, w skórzanej kurtce, golfie, czarnych spodniach i butach. – Przynajmniej strażacy nie wygrali.
– Racja, ale żeby Steve?!
– Daj spokój, sam musisz przyznać, miał świetny pomysł. Szeryf jako Grinch z Grinch: Świąt nie będzie?
– Może. – Skrzywił się. – Nasz wóz był lepszy.
– W pełni się zgadzam. – Ujęła jego twarz, aby skupił się na niej. – Jeśli powiem ci, że nie mam na sobie bielizny, poprawi ci się samopoczucie?
– Mówisz serio? – Spojrzał na szary płaszcz, który włożyła na ciemnoniebieską, długą do kostek sukienkę. – Nie masz pod tym niczego?
– Żartowałam, ale przynajmniej przez chwilę nie myślałeś o paradzie, prawda?
– Kurczę, to naprawdę zabolało, Chris. Robisz mi nadzieję, a potem gasisz. Teraz jeszcze bardziej czuję się przybity.
Ze śmiechem pocałowała go. „Kocham tego faceta”. Oszołomiona ta myślą odskoczyła i spojrzała na niego.
– Co? – Zmarszczył czoło, widząc wyraz jej twarzy. – Nic.
Drzwi windy się otworzyły. Zastanawiała się gorączkowo, kiedy szli korytarzem do szefa sali przy ozdobnych drzwiach. Nie mogła się zakochać. Lubiła spędzać czas z Alekiem, ale to nie znaczy, że go kochała. Ledwie się znali. Ale czasem miała wrażenie, jakby ją znał, rozumiał i akceptował jak żaden inny mężczyzna przedtem. Mieszkali jednak w różnych stanach. Zakochiwanie się byłoby zupełnie niepraktyczne.
– Tędy, proszę – powiedział szef kelnerów i wprowadził ich do subtelnie oświetlonej restauracji na ostatnim piętrze. Prywatne budki z ciemną boazerią ciągnęły się pod ścianą, otwierając się na ogromne okno. Panowała tu intymna atmosfera przywodząca na myśl Europę. Zapach sosu do makaronu i świeżo upieczonego chleba mieszał się z łagodną włoską muzyką. Szef sali zatrzymał się przy pustym stoliku.
– Czy ten państwu odpowiada?
– Idealny. – Alec skinął głową. – Dziękujemy.
– Doskonale. – Mężczyzna położył na stole menu oraz kartę win, a potem zapalił świecę. – Za chwilę zjawi się kelner. Życzę przyjemnego posiłku.
– Jaki wspaniały widok – zachwyciła się Christine, gdy Alec zdejmował jej płaszcz.
– Rzeczywiście.
Okryte śniegiem góry jaśniały błękitnawo pod usianym gwiazdami niebem. Na plac wokół lodowiska wylewało się złote światło ze sklepów. Ludzie przechodzili w kolorowych zimowych ubraniach. To przypominało Christine scenę ze szklanej kuli ze sztucznym śniegiem, kiedy już wszystkie delikatne płatki spokojnie opadły.
Alec powiesił ich płaszcze, a potem usiadł obok Chris. Pojawił się kelner w wykrochmalonej białej koszuli i fartuchu na czarnych spodniach.
– Będą państwo pili dziś wieczór wino? Alec sięgnął po kartę win, marszcząc brwi.
– Nie znam się na winach. Może ty coś wybierzesz? Christine nie musiała zerkać do karty, żeby wiedzieć, że ceny będą nieprzyzwoicie zawyżone. Uśmiechnęła się do kelnera.
– A może ma pan włoskie piwo?
– Moretti – odparł.
– Brzmi wspaniale. Poproszę to piwo i wodę.
– Doskonale. A dla pana?
– To samo – odparł z ulgą Alec.
Kiedy tylko kelner odszedł, sięgnęła po menu.
– Ciekawe, czy mają prawdziwą włoską pizzę.
– Nie musisz zamawiać pizzy – zapewnił ją.
Potem otworzył swoje menu i w pierwszym odruchu wytrzeszczył oczy. „Właśnie, że muszę” – pomyślała, widząc ceny.
– Wiesz, jak dawno temu jadłam prawdziwą pizzę? – Przejrzała listę i zorientowała się, że nawet pizze nie są tu tanie. Ale lepsze to niż homar z linguini trzy razy droższy, niż nakazywał rozsądek. – Aha! Mają moją ulubioną quattro stagioni, pizza „cztery pory roku”.
Zaśmiał się.
– Weź kobietę do eleganckiej restauracji, a zamówi pizzę i piwo.
– Czy to nie są dwie z czterech ulubionych rzeczy do jedzenia? A co ty weźmiesz?
– Stare dobre spaghetti z mięsem, jeśli je znajdę.
Alec zagapił się w menu, w którym wszystkie potrawy podano po włosku z opisem po angielsku.
– Nie cierpię, kiedy w restauracjach nazywają wszystko w tak wydumany sposób, że nie wiadomo, co zamówić.
Christine zabawnie zmarszczyła nos, żeby rozproszyć jego zakłopotanie, gdyby rzeczywiście poczuł się zakłopotany. Jednak dla Aleca pretensjonalność restauracji była raczej zabawna niż onieśmielająca. Christine przysunęła się, żeby zajrzeć mu w menu. Pachniała świeżo i zwyczajnie – jak zawsze. Nie czuł żadnych wydumanych perfum ani gryzących się aromatów zbyt wielu perfumowanych balsamów i odżywek do włosów.