– O, tu. – Popukała w menu. – Spaghetti e polpette.
– Mówisz po włosku?
– Nie, ale jedzenie potrafię zamówić w kilku językach. Kiedy podróżujesz po Europie, albo się tego nauczysz, albo czeka cię dużo pokazywania palcem i modlitw. Stosując metodę modlitwy i pokazywania, wylądowałam parę razy z naprawdę dziwnymi potrawami.
– Dobrze, więc ty wybierz przystawki.
Podsunął jej menu. Kiedy je wzięła, wyciągnął rękę za jej plecami, wzdłuż długiego oparcia siedzenia.
– Zobaczmy… Wzięłabym formaggi, to będą różne sery, albo smażonego kalmara.
– To kałamarnica, tak? – Zmarszczył brwi. – Będzie mi smakować?
– Nie wiem, ale ja to uwielbiam! – Oczy rozbłysły jej w świetle świecy.
– Więc zamów jedno i drugie. – Bawił się jej włosami. – Umieram z głodu.
– Jak zawsze – zaśmiała się.
Poczuł dziwną mieszaninę podniecenia i podenerwowania, kiedy przypomniał sobie, po co ją tu zaprosił. Ale nie mógł tak po prostu wypalić: „Więc co myślisz o przeprowadzce tutaj?”, zanim zamówią. Musiał poczekać na właściwą chwilę. Zacząć temat delikatnie.
Niestety w miarę jedzenia kolacji coraz bardziej się denerwował. Ledwie mógł się skupić na jej słowach, gdy zabawiała go opowieściami o rodzinnych wyprawach do Europy, kiedy dorastała. Siedział tylko i myślał o tym, jak bardzo by chciał, żeby została z nim na zawsze. Żeby razem zamieszkali i się zestarzeli. Dobry Boże, robił się sentymentalny jak Will.
Kiedy przyniesiono deser z tiramisu i cappuccino, zdał sobie sprawę, że jego czas dobiega końca.
– Jesteś bardzo milczący – powiedziała, przechylając głowę tak, aby spojrzeć mu w twarz. – Chyba nie smucisz się ciągle z powodu parady, prawda?
– Nie, ja… myślałem… o czymś innym. – Tak?
– Aha.
„Teraz”. Wziął głęboki wdech i położył rękę na jej dłoni.
– Myślałem o tym, jak cudownie jest spędzać czas z tobą.
Uśmiechnęła się do niego, jakby miękła. To dobry znak. A przynajmniej taką miał nadzieję.
– Ja też cudownie się bawiłam. Właściwie to… z nikim nie czułam się tak dobrze jak z tobą.
– To tak jak ja.
Obróciła dłoń pod jego ręką i uścisnęła jego palce.
– Będzie mi ciebie brakować po wyjeździe.
– Ach. Cóż. Hm… – Odchrząknął. – Co do tego tematu… Zastanawiałem się… jak poważna jest ta oferta ze szpitala w Austin?
– Bardzo poważna. Taką mam nadzieję.
Uniesienie sprawiało, że jej twarz była jeszcze piękniejsza.
– Pytam, bo… – Napięcie ścisnęło mu pierś. – Chodzi o to, że tu też są szpitale.
– Wiem. Ale żaden z nich nie jest Świętym Jakubem.
– Tak, ale gdybyś znalazła pracę gdzieś w pobliżu, nie musiałabyś wyjeżdżać. – Patrzył, jak Christine marszczy brwi, próbując zrozumieć jego słowa. Uścisnął mocniej jej dłoń. – Nie spodziewam się, że zdecydujesz się w jednej chwili, będziesz tu jeszcze tydzień, ale… widzisz, chciałbym, żebyś się zastanowiła nad przeprowadzką tutaj. Żebyśmy mogli się widywać.
Patrzył, jak wreszcie wszystko do niej dociera. Wytrzeszczyła oczy zaskoczona.
– Zdaję sobie sprawę, że znamy się raptem dwa tygodnie, ale chodzi o to, że… – Wziął jej dłoń i pocałował w pałce. – Kompletnie ścinasz mnie z nóg.
Chciał powiedzieć, że ją kocha, wyrzucić z siebie wszystko, ale zaszokowany wyraz jej twarzy powstrzymał go. Serce bilo mu jak szalone, gdy nadał siedziała i się patrzyła.
Potem zaśmiała się lekko, opadła na oparcie i wyjrzała przez okno.
– To takie typowe dla mnie! Nie wierzę.
Te słowa sprawiły, że ogarnęło go przerażenie. Zaczęło się zamieniać w panikę, kiedy Christine spojrzała na niego z żalem w oczach.
– Alec… naprawdę będzie mi ciebie brakować, ale ta praca jest dla mnie ważna.
– Jeśli potrzebujesz więcej czasu, żeby się zastanowić…
– Nie – przerwała mu. – Nie muszę się zastanawiać. Nic na świecie nie sprawi, że odrzucę tę propozycję. Nie bierz tego do siebie.
– Jak mam nie brać tego do siebie? – Uniósł nieco głos, kiedy zdał sobie sprawę, że go odrzuciła, i to tak po prostu, bez chwili wahania. – Mówię, że chcę nadal się z tobą widywać, a ty nawet się nad tym nie zastanowisz? Jak mam nie brać tego do siebie?
– To… – Szukała słów, ale poddała się. – Wiesz co, nieważne. Nie zrozumiesz, więc lepiej zostawmy ten temat.
– Do cholery z tym! – Pochylił się ku niej, kiedy próbowała odwrócić wzrok. – Porozmawiaj ze mną. Spraw, że zrozumiem.
– Alec… – Obróciła się, żeby spojrzeć mu w twarz. – Gdybym miała wybrać jeden szpital na świecie, w którym miałabym pracować, wybrałabym Świętego Jakuba.
– Dlaczego?
– Bo… – Frustracja wykrzywiła jej twarz. – Przez całe moje życie chciałam ojcu udowodnić swoją wartość. Żeby był ze mnie dumny. – Wzięła jego dłoń w obie swoje, a w jej oczach malowało się błaganie. – Jeśli dostanę tę pracę, zyskam szansę. Będę pracowała z kolegami, których ojciec szanuje. Będę mogła pokazać mu, jaka jestem dobra. Naprawdę dobra. Tak samo dobra jak Robbie.
Spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc.
– Weźmiesz tę pracę tylko po to, żeby zaimponować ojcu? Odwróciła wzrok.
– Mówiłam, że nie zrozumiesz.
– Christine… – Ujął ją za brodę i obrócił jej twarz ku sobie. – Być może przekraczam teraz pewne granice, ale to brzmi tak, jakbyś chciała wziąć tę pracę z niewłaściwych powodów. Wiesz chyba, że to nigdy się nie zmieni, prawda? Ten dziwny układ między tobą, ojcem i bratem. To nigdy się nie zmieni.
– Już się zmienia. – Powróciło jej poprzednie podniecenie. – Nie widzisz? Tego ranka, po tym jak ojciec powiedział mi o Kenie Hutchensie i o tym, ile dobrego słyszał na mój temat, stwierdził, że jest pod wrażeniem.
– Pod wrażeniem. – Alec się skrzywił. – To wystarczy?
– Żartujesz? To ogromny komplement!
– Więc wybierzesz pracę w Teksasie, zamiast poszukać czegoś tutaj, żeby zrobić wrażenie na ojcu? Nie będzie pod wrażeniem niezależnie od tego, gdzie znajdziesz pracę?
– To nie byłoby to samo. – Ale…
– Nie. Nie ma żadnego „ale”. Wezmę tę pracę, choćby nie wiadomo co. – Skupiła się na deserze. – Koniec dyskusji.
Patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Mam nie wracać do tematu? – Tak.
– Ale…
Spojrzała zirytowana.
– Naprawdę chcesz się kłócić z tego powodu?
Tak, pomyślał. Chciał się kłócić i zmusić ją, żeby otworzyła się przed nim. Ale siedział i gapił się przez okno, rozważając możliwości. Mogli spierać się teraz albo mógł jej dać kilka dni na przemyślenie sprawy, a potem wrócić do rozmowy. Może potrzebowała czasu, żeby sprawy między nimi nabrały dla niej większego znaczenia.
Czasu, żeby się w nim zakochać.
A jeśli to nigdy się nie stanie? Jeżeli ona nigdy nie odwzajemni tego ekscytującego, przerażającego uczucia, które on żywił dla niej?
Miał tydzień, aby ją zdobyć. Albo stracić na zawsze.
Żołądek mu się zacisnął, gdy skinął głową.
– Dobra, zostawmy ten temat. „Na razie”.
ROZDZIAŁ 15
Rozmowa – łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Jak wieść idealne życie
Christine czuła, że robi się coraz niezręczniej, w miarę jak szli przez miasteczko do mieszkania Aleca. Nie rozmawiali, nie trzymali się za ręce, nie szli ramię w ramię jak zwykle. Alec gapił się przez siebie, przygarbiony, z rękoma w kieszeniach czarnej skórzanej kurtki, jakby marzł. Tak naprawdę noc była łagodna; ludzie spacerowali, podziwiając światełka bożonarodzeniowe i wystawy sklepowe.