– Ja też!
– Świetnie. Więc oboje jesteśmy dziewicami. Jak to szło? Chyba powinienem zapytać, co masz na sobie.
– Nie mogę. To zbyt dziwne.
– Ja nie mam nic. Za to widzę imponujący namiot z prześcieradła. Też jesteś w łóżku?
– Ojej. Daj mi sekundę, żebym przestała się śmiać. Zaczerwieniłam się.
– To nic złego.
– Dobra. W porządku. Tak, jestem w łóżku.
– Co masz na sobie?
– Pamiętasz ten czerwony gorset, który ma na sobie diablica? Co byś powiedział, gdybym oznajmiła, że mam coś takiego i właśnie to włożyłam…
– Doktor Ashton, słucham?
– To ja.
– Alec! Gdzie byłeś? Nie odzywałeś się od trzech dni! Zamartwiałam się.
– Miałem wezwanie. Ciężkie.
– Och, Alec, tak mi przykro. Chcesz o tym porozmawiać? – Aha…
– Hm, słucham? Boże, która to godzina?
– Alec, to ja. Przepraszam, że dzwonię tak późno.
– Chris? Co się stało? Jesteś zdenerwowana. Coś się wydarzyło?
– Nie. Nie, po prostu po tym jak dziś rozmawialiśmy, zaczęłam się zastanawiać. Właściwie to myślałam o tym już od dłuższego czasu.
– Nie spodoba mi się to, tak?
– Musimy przestać.
– Co takiego? Dlaczego płaczesz?
– Musimy skończyć z codziennymi telefonami. To chore. Kiedy wyjeżdżałam z Silver Mountain, zgodziliśmy się, że nasz związek nie ma przyszłości…
– Ej, chwileczkę. To ty tak powiedziałaś. Ja chciałem, żebyś tu zamieszkała.
– I dlatego to nie w porządku wobec ciebie. Musimy żyć dalej…
– Alec?
– Myślałem, że nie będziesz już dzwonić.
– Proszę, nie wściekaj się.
– Nie wściekam się, tylko nic nie rozumiem.
– Wiem. Nie powinnam była dzwonić…
– Więc dlaczego dzwonisz?
– Miałam naprawdę ciężki dzień i… musiałam z tobą porozmawiać. O Boże!
– Już dobrze, weź głęboki oddech, kochanie. Już dobrze. Jestem. Opowiedz mi, co się stało. Straciłaś pacjenta?
– Tak. Małą dziewczynkę. Traciłam już wcześniej pacjentów, ale dzieci zawsze strasznie mnie ruszają. Potem ojciec zobaczył, jak płakałam w pokoju lekarskim, i powiedział, że muszę „zachować zawodowy dystans” i… i sama nie wiem! Musiałam z tobą porozmawiać! Brakuje mi ciebie!
– Jezu. Chris. Co ty ze mną wyprawiasz?
– Przepraszam. Nie powinnam dzwonić.
– Nie, nie szkodzi. Potrzebujesz przyjaciela, więc jestem. Powiedz mi, co się stało.
Silver Mountain, Kolorado
Początek lutego
Alec wyłączył telefon i położył rękę na kolanach. Jak pozbawiony czucia gapił się na płomienie tańczące w kominku pubu St. Bernard. Na zewnątrz szalała zamieć, zatrzymując narciarzy i wszystkich pozostałych w domach.
– Cześć, stary. – Trent podszedł do kominka, otrzepując buty ze śniegu.
Pub rozbrzmiewał głosami i muzyką; ludzie starali się bawić jak najlepiej, kiedy nie mogli siedzieć na stoku. Opadł na krzesło obok Aleca i oparł nogi o kominek.
– Po zamieci będziemy mieli na stokach masy amatorów świeżego puchu.
– Aha – mruknął kwaśno Alec.
Trent zmarszczył brwi, patrząc na niego.
– Co z tobą?
Alec rzucił telefon na stół między ich krzesłami. Uderzył z trzaskiem, zakręcił się i zatrzymał. – Nic.
– Nic nie mów. – Trent spojrzał na telefon, a potem na kumpla. – Chris dzwoniła. Znowu.
– Tym razem to ja dzwoniłem. Żeby przekazać jej cholerne wieści na temat pogody – skrzywił się z niesmakiem dla samego siebie.
– Jezu, Hunter. – Trent przewrócił oczami. – Myślałem, że zerwaliście. Znowu.
– Bo zerwaliśmy. – Alec potarł się po twarzy i zdał sobie sprawę, że zapomniał się ogolić.
– Nie rozumiem was. – Współczucie i pomieszanie malowało się na twarzy Trenta. – Jeśli chcecie iść naprzód, to idźcie i przestańcie do siebie wydzwaniać.
– Chyba nie potrafimy.
Alec dziękował w duchu za hałas przy barze, dzięki któremu nikt inny ich nie słyszał, ale który nie przeszkadzał rozmawiać.
– To jak nałóg. Zabija mnie, wiem, że ją też, ale nie potrafimy przestać.
– Harvey! – Trent wyprostował się, żeby krzyknąć do barmana. – Przynieść Hunterowi piwo.
– Nie, kawa wystarczy. – Alec skrzywił się do kubka i zdał sobie sprawę, że mu wystygła.
– Chłopie, nie wyglądasz na gościa, któremu potrzebna jest kawa. Wyglądasz jak facet, który powinien się upić.
– Jakby to było jakieś rozwiązanie.
– Och, więc masz lepszy pomysł? Zrobisz coś w związku ze swoim żałosnym życiem miłosnym? Wiesz, skoro nie potraficie zerwać i wytrwać w tym, to może powinniście przestać próbować.
– I co? – Do rozpaczy doszło rozżalenie. – Żyć w związku na telefon?
– Może raczej znaleźć sposób na bycie razem?
– Mówiłem ci, nie wchodzi w grę, żeby tu zamieszkała, bo już podpisała kontrakt z tamtym szpitalem.
– Więc może ty powinieneś się przenieść.
– zjechać z gór i wieść żałosne życie? Porzucić pracę moich marzeń?
– Na moje oko właśnie żyjesz dość żałośnie. A poza tym pamiętasz, co powiedział Will w wieczór przed ślubem z Lacy i przeprowadzką do Ohio? Dla właściwej kobiety to nie jest poświęcenie.
Alec zadrżał na myśli o Ohio. Jednak taki miał wybór – utracić Christine albo przeprowadzić się do Teksasu, do miejsca, do którego przysięgał już nie wrócić.
– Problem w tym, że praca w ekipie ratunkowej nie rośnie na drzewach. A jeśli rzucę tu robotę, przeprowadzę się, a z Chris mi się nie ułoży?
– A nie o to właśnie ją poprosiłeś? – Trent uniósł brew.
Alec skrzywił się i spojrzał na ogień, trzaskające drewno i tańczące w powietrzu iskierki. Niech to diabli, Trent miał rację.
Austin, Teksas
Tydzień później
Christine zatrzymała srebrnego mercedesa kabrioleta przy krawężniku przed dawnym domem Maddy i zobaczyła na podjeździe żółtego garbusa Amy. Ładny, piętrowy dom z wapienia stał na fachowo zadbanym trawniku w zamożnej dzielnicy zachodniego Austin. Znak „Na sprzedaż” przed domem miał w rogu doczepioną nową tabliczkę: „Sprzedane”. Obok stała tablica informująca, że w ten weekend odbędzie się wyprzedaż ruchomości. Maddy przyleciała wczoraj, żeby spakować rzeczy, sprzedać meble i oficjalnie przeprowadzić się do Santa Fe.
„Koniec pewnej epoki”, pomyślała Christine, patrząc na dom. De lat śmiechów i łez dzieliła z Maddy i Amy w tym domu?
Maddy i jej pierwszy mąż Nigel wprowadzili się tu po ślubie. Planowali wypełnić go dziećmi i zestarzeć się w jego murach. Dwa lata po ślubie u Nigela stwierdzono raka, a pięć lat później zmarł.
Christine i Amy były przez cały ten czas przy Maddy i teraz nie posiadały się ze szczęścia, gdy ich przyjaciółka po raz drugi znalazła miłość. Cóż, byłyby jeszcze szczęśliwsze, gdyby jej ślub nie wymagał przeprowadzki, ale musiały przyznać, że Joe Frazer uszczęśliwił Maddy i tylko to się liczyło.
Szkoda, że życie nie zaoferowało podobnie szczęśliwego zakończenia jej i Alecowi.
Spojrzała na torebkę leżącą na sąsiednim siedzeniu ze zdecydowanie zbyt milczącym telefonem w środku. Nie dzwonił do niej od czasu zamieci w zeszłym tygodniu, a ona nie chciała być tą, która się złamie. Chociaż miała ochotę zadzwonić i powiedzieć, że ona sobie tu jeździ z otwartym dachem i rozkoszuje się niemal wiosenną pogodą, podczas gdy jego zasypało. Oczywiście on by skwitował: „Żartujesz? Przecież to wspaniałe!”. Ale nie, nie zrobi tego. Bała się, że zaproponuje jej, żeby wykupiła trzydniowy wyjazd narciarski i wpadła nacieszyć się śniegiem razem z nim. Ta myśl ją przerażała, bo nie wiedziała, czy miałaby dość siły, aby odmówić.