To musiało się skończyć. Odsuwanie nieuniknionego nie sprawiało, że rozstanie stanie się łatwiejsze. Zwłaszcza teraz, gdy ustalili, że mogą się spotykać z innymi ludźmi. Właściwie ona to zaproponowała, a Alec się wściekł i rozłączył. Kiedy zadzwonił następnego dnia, żadne nie wróciło do tematu, co można uznać za milczącą zgodę. Ale co by teraz zrobiła, gdyby zadzwoniła, a on powiedziałby jej, że jest z kimś na randce?
Ponieważ na samą myśl robiło jej się słabo, złapała torebkę i ruszyła ścieżką do frontowych drzwi. Potrzebowała przyjaciółek, które zajmą ją czymś innym. Dzwonek rozbrzmiał w środku, kiedy nacisnęła guzik, a zaraz potem rozległ się tupot bosych stóp na terakocie.
– Christine! – Maddy otworzyła drzwi.
Jej rude włosy i zuchwały uśmiech kontrastowały z tym domem, z okolicą i nawet dzwonkiem. Postrzępione dżinsy i sięgający do pasa batikowy T – shirt podkreślały jej krągłe kształty. Z radosnym piskiem objęła Christine.
– Jak cudnie cię widzieć!
– Ja też się cieszę. – Christine odwzajemniła uścisk.
Dotarło do niej, jak bardzo tęskniła za przyjaciółką. E – maile i telefony to nie to samo.
Maddy złapała ją za rękę i wciągnęła do domu.
– Amy już przyjechała.
– Tak, widziałam jej samochód na podjeździe.
Christine rozejrzała się i zauważyła bibeloty stojące na stole w jadalni i etykietki z cenami zwieszające się z abażurów.
– Widzę, że zaczęłyście beze mnie.
Maddy oparła ręce na biodrach i rozejrzała się po zagraconym pokoju.
– Jakim cudem zgromadziliśmy z Nigelem tyle rzeczy?
– Nigdy niczego nie wyrzuciłaś?
– To cała ja – zaśmiała się Maddy. – Ale teraz z pewnością pozbędę się mnóstwa rzeczy.
– Naprawdę wszystko sprzedajesz?
– Niemal. Czas zacząć na nowo. Joe przyjedzie tu za kilka dni furgonetką i spakuje parę rzeczy, które zachowam.
– Więc ze wszystkim musisz sama sobie poradzić? – Christine zmarszczyła brwi.
– Sama się przy tym upierałam. Chciałam mieć czas, żeby się z tym wszystkim pożegnać, o ile to ma jakiś sens.
– Oczywiście, że ma. – Christine uścisnęła ją raz jeszcze. – Dobrze się trzymasz?
– Przeważnie. – Maddy uśmiechnęła się, ale oczy miała podejrzanie wilgotne.
– Cześć, Christine!
W przejściu do kuchni stanęła Amy. Christine powstrzymała się od westchnienia, widząc ją w workowatych rybaczkach i za dużym T – shircie. Amy straciła w ciągu ostatnich dwóch lat dwadzieścia kilo, a jednak nadal nie chciała popisywać się figurą ani upinać kręconych ciemnych włosów inaczej niż w długi warkocz na plecach.
– Akurat zdążyłaś, żeby mi pomóc przy metkowaniu talerzy.
– Zapomnijcie o tym – odezwała się Maddy. – Ogłaszam przerwę. Ktoś ma ochotę na margaritę przy basenie?
– Ja! – Amy ledwie dyszała. Spojrzała na Christine. – Ta kobieta to poganiacz niewolników.
Chwilę potem siedziały przy stoliku na zadaszonym patio i patrzyły na słońce lśniące na wodzie w basenie. Firma dbająca o zieleń zajmowała się trawnikiem i przystrzygła żywopłoty, ale rabaty kwiatowe już nie buchały żywymi brawami jak rok temu. Kolejny znak zmiany, pomyślała Christine. Życie bez Maddy w pobliżu stawało się nijakie.
– Zapomniałam już, jak ciepło jest w Teksasie nawet w lutym – powiedziała Maddy, wachlując się – To takie dziwne, kiedy w Nowym Meksyku w górach leży śnieg.
– Tak, słyszałam, że w Górach Skalistych w zeszłym tygodniu mieli zamieć śnieżną – powiedziała Christine i zamarła, mając nadzieję, że przyjaciółki pomyślą, iż mówiono o tym w wiadomościach.
Obie skrytykowały ją za niewłaściwą decyzję w związku z Alekiem, a potem krzyczały, bo nadal utrzymywała z nim kontakt. Uważały, że torturuje jego i siebie. Ponieważ miały rację – przynajmniej w kwestii kontaktu – przestała im się zwierzać. Nigdy wcześniej tak nie postąpiła. Zawsze o wszystkim im mówiła.
– Więc, hm… jak tam plany związane ze ślubem?
– Całkiem nieźle, odkąd Joe wszystko przejął. – Maddy sączyła margaritę przez słomkę. – Możecie uwierzyć, że mnie zwolnił? Z posady organizatora naszego ślubu?
– Maddy – zaśmiała się Christine – ty nie potrafisz umówić się nawet do fryzjera, więc wcale mu się nie dziwię.
– Uważam, że to słodkie – dodała z uśmiechem Amy. – I cudownie romantyczne, że jest tak pełen zapału.
– Zobaczymy, jakie to romantyczne, kiedy nadejdzie ten dzień. Były komandos planujący ślub? – Maddy zrobiła przerażoną minę. – Miałam wizję dekoracji w panterkę i ministranta, który wykrzykuje przysięgi jak sierżant od musztry.
– Kiedy to będzie? – zapytała Christine.
– W drugą sobotę kwietnia, tutaj w Austin, żeby moja rodzina mogła wziąć udział. Jeśli wam to pasuje, mogłybyście być druhnami.
Christine i Amy spojrzały po sobie, a potem skinęły głowami.
– Świetnie – Maddy rozpromieniła się. – Chciałam zdążyć, bo to data naszego rocznego zakładu.
– Masz rację. – A jedna z nas jeszcze nie stawiła czoła wyzwaniu. – Christine zerknęła na Amy.
– Rety! – Maddy też spojrzała na przyjaciółkę. – Ciekawe, o kogo może chodzić? Pomyślmy… Ja zaniosłam swoje prace do galerii.
– I to doskonałej – Christine pokiwała głową.
– A ty pojechałaś na narty – dodała Maddy.
– Zgadza się.
– Więc kto nie stawił czoła obawie, że się zgubi w czasie samodzielnej podróży? – Maddy popukała się w podbródek.
Amy uśmiechnęła się do nich zadowolona z siebie.
– Nim się poczujecie zbyt pewne siebie, coś wam powiem.
– Tak? – Maddy uniosła brew. Amy uśmiechnęła się szeroko.
– Jadę na Karaiby!
– Super! – Christine przybiła z nią piątkę. – Kiedy to załatwiłaś?
– Wczoraj zadzwoniła starsza para. Szukano niani, która zajmie się wnukami w czasie rejsu. To jest dokładnie takie zlecenie, na jakie czekałam, i chyba sama je wezmę.
– Chwileczkę! – Maddy odwróciła się do Christine. – Nie uznałyśmy, że rejs to oszustwo, bo trudno się zgubić na statku?
– Rzeczywiście – przytaknęła Christine.
– Ale właśnie, że nie. Ta para nie ma ochoty schodzić ze statku, więc chcą, żebym zabierała dzieci na wycieczki na ląd. – Panika zabłysła w jej oczach. – Będę musiała poradzić sobie na wyspach i to jeszcze mając na karku dzieci.
– Hmm. – Christine zerknęła na Maddy. – Jak na mój gust to wystarczająco straszna wizja. Co myślisz?
– Zważywszy na to, że sama mieszkam w letnim obozie dla dziewczynek, stwierdzam, że już sam czynnik dziecięcy jest straszny.
– Tyle że Amy uwielbia dzieci, a one ją.
– Racja. – Maddy zgodziła się. – Ale mimo to głosuję za przyjęciem tego wyzwania. A ty?
– W porządku. – Christine spojrzała na Amy. – Kiedy wyjeżdżasz?
– Za tydzień. – Nagle ogarnęło ją przerażenie. – I mam tyle do załatwienia! Na przykład muszę kupić kostium kąpielowy. – Przycisnęła rękę do piersi. – Co ja sobie myślałam, wybierając rejs? Powinnam była wybrać wyjazd w góry, gdzie mogłabym nosić grube swetry, a nie pokazywać grube uda na plaży.
– Ej! – Maddy ściągnęła brwi. – Teraz praktycznie nosimy ten sam rozmiar.
– Tyle że na tobie wszystko inaczej leży.
– Nieprawda. – Maddy przybrała pozę diwy. – Seksapil to kwestia podejścia.
– Maddy ma rację. – Christine położyła dłoń na przedramieniu Amy. – Poza tym zabiorę cię na zakupy i obiecuję, że znajdziemy taki kostium i ubrania, w których będziesz się dobrze czuła. W porządku?