Выбрать главу

– Aha. – Joe pokiwał głową. – I mamy pomysł. Jeśli ci się nie spodoba, nie ma sprawy.

– Dobrze… – Maddy była ostrożna. – Co to za pomysł?

– Co byście powiedziały na podwójny ślub?

– Podwójny? To cudowny pomysł! Christine?

Christine próbowała to ogarnąć. Dopiero co dwa dni temu przyjęła oświadczyny, a teraz rozmawiali już o konkretnych planach.

– Nie… nie wiem. – Spojrzała na Maddy. – Nie masz nic przeciwko temu? To twój wyjątkowy dzień…

– Przeciwnie, chętnie podzielę się nim z tobą. A ty co myślisz?

– Chyba jestem za. Mogę się zastanowić?

– Jasne – zapewniła ją przyjaciółka. Joe się żachnął.

– Możecie się zastanawiać, ile chcecie. Alec i ja zaczniemy planować.

Maddy przewróciła oczami i się zaśmiała.

– Nigdy nie wchodź Joemu w drogę, gdy ma plan.

– Cóż, jedno już mam za sobą. – Alec westchnął z ulgą, kiedy wyszli z restauracji i wsiadali do samochodu Christine. – Zostały jeszcze dwa.

– Dwa?

– Ty poznasz moją rodzinę, a ja twoją.

– Ach, no tak.

Poczuła ból w żołądku, kiedy próbowała wyobrazić sobie, jak rodzina zareaguje na Aleca. Na pewno nie będą tak przeciwni, jak się obawiała Maddy.

Kiedy jechali przez park Zilker w stronę autostrady, Alec wyglądał na równie co ona zamyślonego.

– Pewnie nie możemy darować sobie pierwszego.

– Hm? – Zerknęła na niego w ciemnościach. – Myślisz, że rodzina mnie nie zaaprobuje?

– Nie mam pojęcia, co sobie pomyślą, i szczerze mówiąc mam to gdzieś. O wiele bardziej boję się tego, co ty sobie o nich pomyślisz.

– Och, daj spokój, Alec. – Zmusiła się do przekornego uśmiechu. – Uważasz, że jestem aż taką snobką, że zerwę z tobą, bo twoja rodzina jest…

– Biedna i niewykształcona?

– Kulturowo odmienna? Zaśmiał się.

– Teraz mamy politycznie poprawne określenie na wszystko. Zerknęła znowu na niego i zobaczyła, że naprawdę się martwi.

– Tak się ich wstydzisz?

– Jednym słowem? Jak cholera.

– To dwa słowa. Poza tym myślałam, że nie przeklinasz.

– Dobra, mój błąd, ale przy okazji pokazałem swoje korzenie.

– Ej, to ja przeklinam.

– W twoim wypadku to zabawna cecha charakteru. Dla nich to zasadniczy sposób porozumiewania się.

– Wiesz, jeśli myślisz poważnie o naszym ślubie, kiedyś będę musiała ich poznać. Nie lepiej od razu sprawdzić, jak na nich zareaguję?

– Masz rację. – Westchnął głośno. – Zadzwonię do mamy i powiem jej, żeby spodziewała się nas w sobotę na lunchu. Zakładam, że lubisz grilla.

– Uwielbiam.

ROZDZIAŁ 19

W życiu nie ma prostych dróg.

Jak wieść idealne życie

No dobra, Buddy, idziemy!

Alec odpiął smycz i patrzył, jak Buddy biegnie przez otwarte pole za przyczepą rodziców. Pies przeskoczył nad wysokimi chwastami i śmignął wokół przeżartego rdzą samochodu na pustakach i popędził w stronę strumyka, który płynął brzegiem pięcioakrowego pola. Szczęśliwe szczekanie wypełniło powietrze.

– Przynajmniej jeden z nas dobrze się bawi.

– Rzeczywiście uwielbia biegać. – Christine zaśmiała się, patrząc, jak Buddy zatacza szalone kręgi, a złota sierść tylko błyska w słońcu.

Idąc powoli za psem, Alec rzucił Christine spojrzenie z ukosa. Próbował odczytać, co znaczy wyraz jej twarzy. Widział tylko przyjemność, z jaką obserwowała zabawę Buddy’ego.

– Wiesz, możesz to powiedzieć.

– Co takiego? – Spojrzała, nic nie rozumiejąc.

Alec zerknął przez ramię na przyczepę rodziców z zapadającą się werandą i rdzawymi zaciekami spływającymi po metalowych ściankach, które kiedyś podobno były białe.

– Że jest dokładnie tak strasznie, jak sobie wyobrażałaś. Pewnie nawet gorzej.

Ten dzień to jedno wielkie przypomnienie wszystkich powodów, dla których chciał stąd uciec. Poruszył ramionami, nadaremnie próbując pozbyć się napięcia w plecach.

– Właściwie – wzięła go ze rękę – nie są tacy straszni, jak opowiadałeś. I zapomniałeś wspomnieć, że twoja siostra i brat są tacy ładni. Mój Boże! – Zerknęła w stronę przyczepy z szeroko otwartymi oczami. – Jednym uśmiechem twój brat mógłby nakłonić kobietę, żeby wyskoczyła z majtek.

Zaśmiał się i rzucił z teksaskim akcentem:

– Aha, to jedno z pewnością można powiedzieć o Hunterach. Może i są całkiem bezużyteczni, ale wiedzą, jak płodzić ładne dzieci.

– Przestań! – Szturchnęła go żartobliwie.

– To prawda – upierał się. – Widziałaś trójkę dzieci mojej siostry.

– Są prześliczne.

Przewrócił oczami, gdy taktownie przemilczała fakt, że to niezdyscyplinowane bachory, które wrzeszczały przez cały lunch. Oczywiście siostra wrzeszczała za to na nie, co w niczym nie pomogło, ponieważ nigdy nie spełniała żadnej z niedorzecznych gróźb.

Gdy patrzył na Christine i swoją siostrę, jak siedziały przy jednym stole w ciasnej i zagraconej jadalni, wyraźnie zobaczył różnicę między nimi. Obie były wysokimi pięknymi blondynkami, ale jego siostra była też ciętą, ordynarną i próżną hipokrytką.

Fakt, że Christine była uprzejma dla wszystkich, uświadomił Alekowi, iż nie tyle uroda go tak w niej pociągała, ile to, jaką była kobietą: inteligentną, wyrozumiałą i wytworną, z szalonym poczuciem humoru, które nieustannie go zaskakiwało i zachwycało. I czasami zupełnie w siebie nie wierzyła, co zawsze poruszało go do głębi. Jak mógł nie kochać tej kobiety?

– Mówiłeś mi chyba, że twój brat też ma dzieci?

– A, tak – żachnął się. – Na podstawie zdjęć, które przysłała mi matka, mogę stwierdzić, że dzieciaki Dwighta to piątka najpiękniejszych bachorów na świecie. I pewnie równie okropnych jak te Carli.

– Piątka? – Zatrzymała się w pół kroku. Stając na zalanym słońcem polu, spojrzała Alecowi w twarz.

– I dwie byłe żony – dodał. – Między drugim i trzecim jest raptem pół roku różnicy.

– Ups. – Uniosła brew.

– Aha. – Pokręcił głową z niesmakiem. – To oczywiście nie jest jego wina. Kiedy kobiety rzucają się na faceta za każdym razem, gdy wejdzie do baru, to co ma biedny robić?

Popukała się w usta.

– To tylko mała sugestia, ale mógłby nie chodzić do barów, kiedy ma w domu ciężarną żonę i dziecko.

– Tak myślisz? – spytał, sucho.

Buddy popędził do nich, szczekając, żeby ruszyli. Posłusznie poszli w stronę chłodnego cienia pod drzewami, które rosły nad leniwym, zamulonym potoczkiem. Alec skrzywił się, rozglądając się wokół.

– Jak byłem dzieckiem, to było moje ulubione miejsce do siedzenia. Ale zapamiętałem je jako o wiele ładniejsze.

– Spędziłeś jedenaście lat w górach. Teraz wiele miejsc musi wypadać blado.

– Racja.

Patrzył, jak Buddy wszedł do wody i tym samym dołożył kąpiel do wieczornych planów.

– Poza tym sprzątałem śmieci, które zbierały się przy brzegach po każdym deszczu. Najwyraźniej, odkąd wyjechałem, nikt już tego nie robi.

Spojrzał ku przyczepie i poczuł narastającą złość.

– Ale dlaczego jestem zdziwiony? Skoro ojciec nie był wstanie dźwignąć leniwego tyłka po to, żeby naprawić cieknący dach, to dlaczego miałby sobie zawracać głowę śmieciami? Och, przepraszam. Tata nie jest leniwy. Ma „chore plecy”. Dlatego od dwudziestu lat nie pracował na żadnej budowie. Jezu, ale mój brat się tym zajmuje. Nie mógł znaleźć jednego popołudnia, żeby zająć się idiotycznym dachem?

– Szewc bez butów chodzi?

– Niech to diabli.

Spojrzał na ganek z tą samą zapleśniałą sofą, na której siadywał, odkąd sięgał pamięcią. Miała już wygniecione dziury od tyłków ludzi, którzy siadywali na niej z piwem i patrzyli na przejeżdżające autostradą samochody.