Выбрать главу

– Chyba jak już tu zamieszkam, będę musiał wpaść i naprawić parę rzeczy. Dla mamy. Gdyby chodziło tylko o ojca, pozwoliłbym, żeby deszcz lał się wprost na jego łóżko, ale mama ciężko pracuje w jadłodajni i zasługuje, żeby wracać do domu, w którym nie cieknie jej na głowę.

Christine przyjrzała mu się uważnie.

– Z nią chyba jesteś najbardziej związany. Wzruszył ramionami i oparł się plecami o dąb.

– Ona jedna nie nabijała się ze mnie, kiedy zacząłem się uczyć i miałem dobre oceny w szkole.

– Kiedy to było?

Christine stanęła między jego stopami i objęła go za szyję. Chciała go lepiej poznać. Jak to się stało, że tak się różni od rodzeństwa?

– Gdy miałem dwanaście lat, odkryłem pracę w ratownictwie i wszystko się dla mnie zmieniło. – Objął ją za biodra. – Przeszło tędy tornado. Nadal można dostrzec jego drogę, jeśli podejdziesz do tamtych drzew.

– Aż tak blisko? – Obróciła głowę we wskazanym kierunku. – To musiało być przerażające.

– Zwłaszcza gdy się mieszka w przyczepie. Przysięgam, one dosłownie przyciągają tornado. – Buddy przybiegł i klapnął obok nich. Dyszał zmęczony hasaniem. – Tornado ominęło nas, ale rozerwało na strzępy kilka sąsiednich domów. Zginęło ośmioro sąsiadów i kilka rodzin zostało bez dachu nad głową.

– Och, Alec, to musiały być straszne chwile.

– Były. Dla całej społeczności. – Stanął w większym rozkroku, żeby przysunąć ją bliżej siebie. – To jedyny raz, kiedy byłem naprawdę dumny z ojca. On i Dwight przepracowali sporo godzin na ochotnika przy odbudowie domów. I nabijali się ze mnie, że nie pomagałem.

– Nie pomagałeś? – Zmarszczyła brwi. – To nie w twoim stylu.

– Nie pomagałem przy budowie. Przynajmniej nie od razu. Pierwszego dnia po tornado zjawiła się ekipa ratowniczo – poszukiwawcza razem z Federalną Agencją Zarządzania Kryzysowego, żeby szukać ciał. Znałem kilkoro zaginionych. W tak małej społeczności to naturalne. Więc kiedy koordynator szukał ochotników, skorzystałem z szansy, myśląc… sam nie wiem, że… tak, myślałem, że im pomogę, ale przy okazji że to będzie też ekscytujące. Boże, myliłem się.

– Tak?

Uniósł brew.

– Widziałaś kiedyś ekipę przeszukującą porośnięty teren?

– Widziałam poszukiwania tylko jeden raz, wtedy po lawinie.

– Na nizinie wygląda to podobnie, ale jest mniej wyczerpujące fizycznie. Ustawiasz się w linii i idziesz bardzo powoli, cały czas wpatrując się w ziemię pod stopami. To tak nużące, że doprowadza ludzi do łez. Pracowaliśmy tak przez kilka dni. – Ostatnie słowa przeciągnął. – Według mojego ojca, on i mój brat odwalali prawdziwą robotę dla mężczyzn, a jego najmłodszy syn łaził po lesie jak jakaś ciamajda.

Christine współczuła Alecowi. Wiedziała, jak bardzo może zranić brak akceptacji ze strony ojca.

– Co zrobiłeś?

– Zignorowałem go. – Alec wzruszył ramionami. – A pod koniec dnia, jak myślisz, z kim wolałem siedzieć? Z ojcem i jego zalanymi, przeklinającymi kumplami? Czy z tymi fascynującymi ludźmi, którzy… byli całkiem obcy w moim świecie?

Christine próbowała wyobrazić sobie małego Aleca, który pierwszy raz spotyka ochotników z ekipy ratowniczej. Większość tych, których sama poznała, była wyjątkowo oddana pracy i doskonale wyszkolona w swoim fachu. Przeszli różne drogi, często pokończyli college’e i pracowali kiedyś na dobrych stanowiskach. Poświęcili wiele i sporo ryzykowali, żeby pomagać ludziom w kłopotach. Pracując w pogotowiu, nauczyła się ich podziwiać.

– Obstawiam, że wolałeś ludzi z ekipy.

– Mogłem godzinami słuchać ich opowieści. Ta akcja może i była nudna, ale zdarzały się bardziej ekscytujące. Poza tym każde wezwanie jest istotne, więc masz poczucie, że robisz coś ważnego. Wtedy postanowiłem, że się tym zajmę. Zdecydowałem, kim zostanę. Kiedy ekipa wyjechała, a ja wbijałem gwoździe z resztą budowlańców, wiedziałem, że moje życie się zmieniło. Ratownictwo to była moja droga ucieczki z tego ślepego zaułka. Urabiałem sobie ręce po łokcie, żeby to zdobyć.

– Wiesz co? – Poczuła, jak serce jej rośnie, zupełnie jakby zakochała się w nim na nowo. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała w usta. – Cholernie mi imponujesz. Już wcześniej mi imponowałeś, w Kolorado, kiedy zobaczyłam cię w akcji. Ale teraz, gdy widzę, od czego zacząłeś, jestem z ciebie jeszcze bardziej dumna.

– Dzięki. – Uściskał ją.

– A myślałeś, że poznanie twojej rodziny mnie zniechęci. – Oparła głowę o jego ramię, ciesząc się z intymności objęć.

– Dziwisz mi się? – Pogłaskał ją po plecach.

– Nie. Zresztą teraz sytuacja się odwróci. – Tak?

Uniosła głowę. W okamgnieniu spokój zamienił się w podenerwowanie.

– Mama nalega, żebym przyprowadziła cię jutro na kolację. – Jestem gotów.

– Wiem. – Odsunęła się. – Miałam nadzieję, że trochę dłużej będę cię miała tylko dla siebie.

I miała nadzieję, że znajdzie nową pracę, nim przedstawi go rodzinie. Spojrzała na powolny strumyk.

– Nadal zamierzasz jechać do Silver Mountain w przyszły wtorek?

– Najwięcej wypadków na dalszych szlakach zdarza się właśnie w weekendy. Jeśli wyjadę we wtorek, wrócę do pracy w piątek. Poza tym mam mnóstwo spraw do załatwienia. Na przykład muszę złożyć wymówienie.

– Och. – Zerknęła na niego. – Myślałam, że poczekasz, aż będziesz miał nową pracę.

– Cóż… Przechyliła głowę.

– Czego nie chcesz mi powiedzieć?

– Chciałem poczekać, aż wrócimy do ciebie… Byłem dziś na rozmowie o pracę.

– Tak? – Rozpromieniła się, ale zaraz zauważyła, że Alec się nie uśmiecha. – Co się stało? Dlaczego się nie cieszysz?

– Bo sam się oszukiwałem. – Westchnął ciężko. – Kurczę, po tym, co właśnie powiedziałem, będzie jeszcze ciężej.

– Co takiego? Wypuścił powietrze.

– To nie jest praca w ekipie ratunkowej. Nie ma żadnego wolnego etatu w rozsądnej odległości i żadnych perspektyw, że w najbliższym czasie to się zmieni.

– Więc gdzie rozmawiałeś o pracy?

– W straży pożarnej w Austin. Zaproponowali mi posadę ratownika medycznego. I… – Wziął głęboki wdech, zbierając wszystkie siły. – W poniedziałek przyjmę ofertę.

– Alec… Nie. Przy takiej pracy ledwie będziesz miał szansę pracować w ratownictwie jako ochotnik.

Odsunął się od drzewa. Zacisnął zęby, idąc wzdłuż potoku.

– A co mam zrobić? Odwalać jakąś nędzną robotę, żeby na boku zajmować się ratownictwem? To było dobre, gdy miałem dwadzieścia lat, ale niedługo skończę trzydzieści i się żenię. Jestem ci to winien. Muszę znaleźć porządną pracę i zarabiać.

– Alec, zarabiam tyle, że nie musisz pracować…

– Przestań! Nawet tego nie mów. Po pierwsze nie jestem swoim ojcem.

– Przepraszam, nie chciałam…

– Po drugie, czy właśnie nie takie rzeczy robili twoi poprzedni faceci? W czym byłbym od nich lepszy, gdybym żył na twój koszt?

– Nigdy żaden z nich nie chciał się ze mną ożenić.

– Nie widzę różnicy. – Jego oczy pałały. Zorientowała się, że naprawdę go zraniła. – Poza tym lubię pracować i nie mam nic przeciwko byciu ratownikiem medycznym. Serio.

– Serio? Oklapł.

– Prawie.

– Więc czemu wyglądasz na takiego nieszczęśliwego?

– Bo… ja tylko… Och, kurczę!

Ku jej zaskoczeniu odwrócił się do niej plecami. Wyczuwając, że coś jest nie tak, Buddy zaskomlał pytająco.