– Dzwonisz do domu rodziców?
– Alec, to nie jest zwykła wizyta.
Po raz trzeci w ciągu ostatnich pięciu minut zaczęła zdanie od wypowiedzenia jego imienia z irytacją. Ale denerwowała się, więc jej odpuści. Albo i nie, pomyślał, gdy poprawiła mu krawat i wygładziła klapy marynarki.
– To nasza kolacja zaręczynowa i wszystko musi się odbyć jak należy.
– Oczywiście.
Powstrzymał chęć rozluźnienia z powrotem krawata. Drobna ciemnowłosa kobieta w stroju pokojówki otworzyła drzwi, kiwając głową, żeby weszli.
– Dobry wieczór, Rosa.
Kiedy Christine witała się z kobietą, Alec rozejrzał się dyskretnie po holu. Ściany wznosiły się wysoko – całe akry marmuru. Kamienne kolumny podtrzymywały łuki, a schody ze zdobnymi balustradami wznosiły się krętą ścieżką na piętro. Miał wrażenie, że wszedł do jakiejś włoskiej willi z któregoś tam wieku, w okresie, kiedy spędzał tam lato „książę jak mu tam”. Tak mawiali bogaci. Nie, że odwiedzają jakieś miejsca, ale spędzają tam lato.
– Rodzice są w salonie?
– Si. - Kobieta skinęła głową, przyglądając się Alecowi z nieskrywaną ciekawością.
– Och, Rosa, to Alec Hunter, mój narzeczony. Alec, to Rosa.
– Miło mi poznać.
Poruszył niespokojnie rękoma, nie wiedząc, czy powinien jej podać dłoń. Jak należy się zachować, poznając czyjąś pokojówkę?
Kobieta uśmiechnęła się szeroko. Nic nie powiedziała, ale wyglądała na zadowoloną. Przynajmniej ona pochwalała wybór Christine.
– Gotowy? – Christine wzięła go pod rękę.
– Prowadź.
Przeszli przez jadalnię, gdzie nakryto już stół do ich zaręczynowej kolacji. Zastawa lśniła bielą, złotem i srebrem na tle ciemnego masywnego blatu. Kiedy przeszli kolejne akry marmuru, usłyszał męskie głosy i cicho grającą muzykę poważną. W końcu doszli do łuku otwierającego się na salon.
Alec zatrzymał się z tyłu, gdy Christine pospiesznie podeszła przywitać się z dwiema kobietami siedzącymi na czerwono – złotej sofie. Ojciec i brat Christine stali przy wielkim oknie, które wychodziło na ogród ciągnący się na tyłach domu. Wyglądali jak od kompletu – obaj w szarych garniturach stojący naprzeciwko siebie ze szklaneczkami whisky.
– Witaj, mamo.
– Ach, Christine, jesteś wreszcie.
Pozostałych widział już wcześniej, ale matkę Chris Alec zobaczył po raz pierwszy. Kobieta wstała z wdziękiem. Miała na sobie jedwabny garnitur, który wyglądał jak elegancka piżama i pewnie kosztował fortunę.
Christine pocałowała matkę w policzek.
– Przepraszam za spóźnienie.
– Zawsze się spóźniasz.
Pani Ashton zwróciła się do Aleca. Jej twarz miała całą urodę córki: te same szare oczy, wspaniałe kości, nawet ten sam wyniosły wyraz, który Christine także potrafiła przybrać. Ale za tym nie krył się humor, który sprawiał, że takie spojrzenie wydawało się zabawne.
– To musi być Alec, ten młody człowiek, z którym spędziłaś tyle czasu w czasie naszego wyjazdu na narty.
– Tak.
Christine wyciągnęła rękę, przywołując go do siebie. Kiedy wzięła jego dłoń, złapała ją mocno i ściskała mu palce, przedstawiając go pozostałym – najpierw matce, potem ojcu, bratu i w końcu bratowej. Natalie była jedyną osobą w salonie, od której biło prawdziwe ciepło. Była drobna i ładnie wyglądała w czerwonej sukience bez rękawów, raczej eleganckiej niż seksownej. Uśmiechnęła się szeroko.
– Poznaliśmy się podczas zawodów snowboardowych.
– Tak – skinął głową. – Miło znowu cię widzieć. Tamtego dnia też była przyjazna.
– Instruktor jazdy na nartach Christine, tak? – Brat uniósł brew, a potem spojrzał na ojca. – Pamiętasz, tato?
– Mgliście. – Robert Ashton przyjrzał się Alecowi zimnymi niebieskimi oczami.
– Mówiłam wam przecież. – Christine uśmiechnęła się sztywno. – Alec nie jest instruktorem narciarskim. Pomagał przyjacielowi.
Jest koordynatorem pogotowia górskiego w Silver Mountain. Tutaj będzie pracował jako ratownik medyczny.
– Ratownictwo. To… interesująca praca. – Robbie zawahał się tylko sekundę, ale było to znaczące zawahanie.
Subtelna wrogość zaskoczyła Aleca, bo Robbie był taki serdeczny w czasie ich jedynego spotkania.
Natalie objęła męża w pasie i o ile Alec dobrze zgadywał, uszczypnęła go ostrzegawczo.
– Cieszymy się z waszych zaręczyn i bardzo chcemy cię poznać.
– Dziękuję. – Alec miał wrażenie, że krawat go dusi.
– Podać wam coś do picia? – Doktor Ashton podszedł do baru, gdzie na oświetlonych półkach stały różne butelki.
Alec zagapił się, nie mając pojęcia, o co poprosić, zupełnie nie znał się na alkoholach tej jakości. Co pił Kreiger, kiedy miał ochotę na ekstrawagancję?
– Ma pan jakąś whisky słodową? Doktor Ashton spojrzał na niego obojętnie.
– Zakładam, że może być glenfiddich?
– Jasne. – Alec wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
Nie ma sprawy. Pija to codziennie. Domyślał się, że ojciec Christine poda mu coś, co ma sto lat i kosztuje sto dolców za kieliszek.
– Właśnie rozmawialiśmy z synem o długofalowych planach inwestycyjnych – powiedział doktor Ashton, nalewając do eleganckiej szklaneczki bursztynowy płyn i podając ją Alecowi. – Co pan myśli na ten temat?
Alec powąchał mocny płyn, zastanawiając się, czy to szkocka, czy rozpuszczalnik do farby. Doktor Ashton patrzył wyczekująco, a Alec wiedział, że niezależnie od tego, co powie, jest już załatwiony. Rodzice Christine wyrobili sobie opinię na jego temat, zanim tu wszedł. Cóż, skoro mają go nie zaaprobować, to równie dobrze mogą odrzucić prawdziwego Aleca, a nie wyelegantowaną wersję, którą próbowała im wcisnąć córka.
– Falowe? – Spojrzał doktorowi prosto w oczy. – Tak, też uważam, że zawsze warto być na fali.
Brat zakrztusił się whisky i zaśmiał się.
– To dobre! Na fali! Znaczy grać na zwyżkę, jasne!
Alec kojarzył przez mgłę, że ludzie grywają na rynku akcyjnym na zwyżkę albo na zniżkę, ale dla niego to było zwykłe chrzanienie. Proszę, przekroczył próg raptem pięć sekund temu, a on już pyta go o pieniądze? Doktor Ashton spojrzał surowo, sugerując, że zrozumiał, ale nie jest ubawiony.
Natalie zmarszczyła brwi.
– Rozmowy o finansach są nudne, wolałabym raczej pomówić o planach związanych ze ślubem. Christine, ustaliliście już datę?
– Drugi weekend kwietnia.
– Tak szybko? – Pani Ashton skrzywiła się. – Zostaje nam raptem siedem tygodni. Ale w klubie country mają doskonały personel od organizowania przyjęć.
– Właściwie… – Christine spojrzała na Aleca. – To będzie podwójny ślub razem z moją przyjaciółką Maddy. Alec i Joe wszystko organizują.
– Jakie to romantyczne! – wykrzyknęła Natalie.
– Chyba nie mówisz tego poważnie. – Pani Ashton spojrzała chłodno na córkę.
Christine zakłopotała się.
– Niczego jeszcze nie ustaliliśmy. Właściwie… – Rzuciła Alecowi błagalne spojrzenie. – Możemy zastanowić się nad twoim pomysłem.
Patrzył na nią oszołomiony tym, że Christine mimo jej silnej woli tak łatwo ustępuje.
– Tego właśnie chcesz? Spuściła wzrok.
– Chyba możemy porozmawiać o tym później.
– Oczywiście.
Zmusił się do uśmiechu i tak wytrzymał przez resztę wieczoru.
– Możesz prowadzić? – zapytała Christine, kiedy wyszli z domu. Głowa prawie jej eksplodowała.
– Jasne – odpowiedział Alec tym samym zobojętniałym głosem, którym odzywał się przez ostatnie trzy godziny.
Pogrzebała w torebce i podała mu kluczyki, modląc się, żeby nie zauważył, jak bardzo trzęsą jej się ręce. Niepokój przebił się przez środek uspokajający i wino, przez co była aż nadto trzeźwa. Mimo to nie zamierzała siadać za kierownicą.