Jak w przypadku większości budynków w Silver Mountain na poziomie ulicy znajdowały się głównie sklepy i restauracje, a mieszkania były na piętrze. Przeszklona ściana przed nią otwierała się na taras. Rozciągały się za nią wspaniałe widoki na góry.
Laptop czekał na stoliku do kawy, na pudełku po wczorajszej pizzy. Najpierw kawa, pomyślała i skręciła do kuchni. Kawa zaparzyła się w ekspresie, gdy Christine brała prysznic. Teraz trzeba było tylko znaleźć stosownie duży kubek. Niestety w szafkach stały jedynie żałośnie małe porcelanowe filiżanki z kruchymi uszkami. Zrezygnowana nalała kawy do jednej z nich i zaniosła do salonu.
Chociaż mieszkanie nie było tak eleganckie jak główna rezydencja Ashtonów w Austin, wystrój wnętrza bardziej pasował do angielskiej bawialni niż chaty narciarskiej. Taki jednak styl preferowała matka Christine.
Przestępując nad butami, które zrzuciła wczoraj wieczorem, przycisnęła włącznik w ścianie, by zapalić gazowy kominek. Płomienie natychmiast objęły imitacje polan bezpiecznie oddzielonych od mieszkania szybą. Pomyślała, że w tej samej chwili Alec Hunter siedzi przed prawdziwym kominkiem w zatłoczonym pubie, otoczony przez przyjaciół i śmiech, a wokół powietrze pachnie dymem i smażeniną.
Jeśli w następnych minutach wszystko ułoży się jak trzeba, jutro przyłączy do niego.
Zdeterminowana usiadła na sofie i otworzyła laptopa. Co napisać?
Komputerowy zegar wskazywał czwartą piętnaście czasu w Austin, co oznaczało trzecią piętnaście tutaj. Idealnie. Odkąd Maddy przeprowadziła się do Santa Fe, nabrały nawyku włączania się o tej godzinie do sieci. Amy siedziała jeszcze przy biurku w swojej firmie Podróżujące Nianie, która organizował opiekunki dla dzieci bogaczy, a nawet gwiazd, na czas wyjazdów urlopowych. Maddy z kolei robiła sobie zwykle przerwę w pracy przy sztalugach, a Christine do niedawna dopiero wstawała i szykowała się do nocnego dyżuru w szpitalu.
E – maile to nie to samo co babskie lunche i wypady do kina, które urządzały sobie od dziesięciu lat, odkąd skończyły college, ale były niewiele gorsze. Po chwili zastanowienia zdecydowała się zacząć od czegoś, co na pewno wywoła pozytywną reakcję. Napisała „Udało mi się” w temacie wiadomości.
Wiadomość: Przejechałam się wyciągiem! Trzy razy!
Maddy pierwsza zareagowała: Juhuu! A teraz opowiadaj ze szczegółami.
Amy zareagowała tuż potem: Wiedziałam, że ci się uda. Jestem z ciebie taka dumna.
Christine zastanawiała się nad odpowiedzią, żeby była dokładnie taka jak trzeba, gdy już naciśnie „wyślij”. Zaczęła od: Właściwie nie było tak ile, jak się bałam po pierwszej jeździe. Głównie dzięki instruktorowi.
To był dobry początek. Co teraz? Napisała: Jest taki przystojny! A potem jęknęła i skasowała tę linijkę. Za każdym razem, gdy zaczynała od opisu powierzchowności, jej szanse na uzyskanie aprobaty gwałtownie spadały.
Zamyśliła się, patrząc na ekran, rozluźniła palce, a potem spróbowała ponownie: Naprawdę polubiłam tego faceta. Wam pewnie też by się spodobał. Nazywa się Alec Hunter. To prawdziwy zawodowiec, ale nie nadęty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmiałam tyle razy, ile w ciągu tego jednego popołudnia. Ale najwspanialszy był na wyciągu, kiedy odwracał moją uwagę od wysokości i starał się mnie uspokoić. Jest opiekuńczy i uważny, a także zabawny. Chciałabym się z nim umówić, jeśli się zgodzicie, a na pewno się zgodzicie, bo to naprawdę świetny facet.
Przeczytała wiadomość kilka razy, zastanawiając się, czy nie chwali Aleca zbyt przesadnie. Ale napisała szczerą prawdę. Wzięła się w garść i wysłała wiadomość.
I czekała.
Sekundy upływały. Złożyła ręce i palcami dotknęła ust.
W końcu przyszła odpowiedź od Maddy: Pisząc „zawodowiec”, mam nadzieję, że miałaś na myśli, że ma stałą pracę. Bo wczoraj wspomniałaś, że instruktor, którego ci załatwili, nie pracuje dla szkółki narciarskiej. Wyświadcza tylko przysługę przyjacielowi. Więc czym się zajmuje?
Cholera! Skrzywiła się, pisząc: Właściwie to nie bardzo wiem. Zapomniałam zapytać.
Maddy: Christine! Mamy przygotować ci listę z minimalnymi wymaganiami?
Wściekła na siebie, bo pewnie zawaliła sprawę, odpaliła: Może powinnyście zrobić druczek do wypełniania dla moich potencjalnych facetów.
Maddy: To nie taki zły pomysł!
Christine: Właśnie, że zły! To zaczyna być śmieszne. Przez ostatnie dwa lata spotykałam się z tylko z totalnymi dupkami, którzy zanudzali mnie na śmierć, nim jeszcze skończyła się kolacja.
Maddy: To dlatego, że ty zawsze przesadzasz. Albo wybierasz sztywniaków i czujesz, że nie możesz być przy nich sobą, albo łazęgi, których przygarniasz do domu. Chociaż ta druga grupa jest o niebo zabawniejsza, to objada cię, pożycza pieniądze i w końcu zostawia z poczuciem, że zostałaś wykorzystana. Wiem, że masz miękkie serce, że chcesz uleczyć każdą ranę, ale mężczyźni to nie szczeniaki. Nie możesz ich zabierać do domu, bo są milutcy i bez dachu nad głową, a ty myślisz, że naprawisz wszystkie ich problemy. Nie możesz znaleźć kogoś pomiędzy tymi skrajnościami? Kogoś zabawnego ORAZ odpowiedzialnego?
– Najwyraźniej nie – burknęła do siebie Christine.
Wtedy ją olśniło: Skąd mamy wiedzieć, czy Alec nie jest i zabawny, i odpowiedzialny? Hę? To, że zapomniałam zapytać go o pracę, nie znaczy, że jej nie ma. Poza tym nie zamierzam wychodzić za tego faceta. Chryste, będę tu tylko trzy tygodnie. Daj spokój, Mad. Mam urlop i byłam taka grzeczna. Nie mogę się trochę zabawić? To jakby przerwać dietę dla jednego czekoladowego obżarstwa. Każdy czasem musi się poobżerać. Nawet w książkach z dietami tak piszą.
Maddy: Tam piszą, że każdy od czasu do czasu może sprawić sobie przyjemność, a nie obżerać się! Po obżarstwie boli cię brzuch i następnego dnia nienawidzisz siebie.
Christine: Obiecuję, że mnie się to nie przydarzy. A nawet jeśli, to nie będę miała do was pretensji. Mówię wam, to naprawdę przystojny, zabawny i powalająco seksowny facet.
Maddy: Amy! Przemów tej kobiecie od rozumu, błagam!
Minęło kilka sekund, nim pojawiła się spokojna i rozsądna reakcja Amy: Właściwie to zgadzam się z Christine. Nie dowiemy się, czy on jest nieodpowiedni dla Christine, dopóki nie zdobędziemy dalszych informacji. Powinnyśmy wstrzymać się z oceną do jutrzejszej lekcji, kiedy będzie mogła więcej się o nim dowiedzieć.
Christine pokazała język listowi od Maddy: Widzisz? Matka Amy Zgadza się ze mną.
Amy: Niemniej Maddy też ma rację, Christine. Przeszłam tyle diet, że wiem, iż obżeranie się nie służy. Potem przy następnej pokusie jeszcze trudniej się powstrzymać. Więc obiecaj, że jeśli odkryjesz, że to nieudacznik, nie spotkasz się z nim, dobrze? Choćby nie wiadomo jak seksowny był.
Christine: Niech wam będzie, w porządku. Boże, ale jesteście brzytwy.
Amy: Bo cię kochamy. Kiedy ktoś cię rani, nas też to boli.
Christine ogarnęło poczucie winy: Wiem. Macie rację, jakieś rady, jak oprzeć się pokusie, gdy naprawdę mnie najdzie?
Maddy: Ja coś mam. Właściwie to wariacja na temat tego, co powiedziałaś mi, gdy przyjechałam do Santa Fe i chciałam podwinąć pod siebie ogon i wracać do domu. Skup się na celu, na tym, po co tam pojechałaś. Masz przezwyciężyć łęk wysokości i prześcignąć brata na stoku. Po drugie przeczytaj raz jeszcze rozdział z książki Jane. Nie ten, który ty kazałaś mi przeczytać, ale ten o mądrych kobietach, które dokonują głupich wyborów.
Amy: Popieram tę radę.