Christine: Dzięki. Naprawdę was kocham. Nawet kiedy psujecie zabawę.
Z westchnieniem Christine wylogowała się, a potem spojrzała na stos przywiezionych książek medycznych. Powinna się pouczyć, ale idąc za radą Maddy, sięgnęła po poradnik Jane – Jak wieść idealne życie. Chociaż złościło ją to, że Jane wykorzystała je jako przykłady, ta książka dziwnie ją przyciągała. Łapała się na tym, że co rusz do niej wraca, szukając perełek mądrości, które od czasu do czasu odnajdywała między powielanymi oczywistościami.
W połowie rozdziału, który zaleciła jej Maddy, zagapiła się na słowa, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. Nie tylko w rozdziale o strachu Jane wykorzystała ją jako przykład, ale także w tym! To nie było tak oczywiste, ale miała to przed sobą czarno na białym. Jane Redding pisała o Christine w każdym akapicie rozdziału pod tytułem Mądre kobiety i głupie wybory.
Z trzaskiem zamknęła książkę i rzuciła ją na bok. Dość tego! Maddy i Amy miały rację. Absolutnie musiała skończyć z mężczyznami, którzy byli albo zbyt nadęci, albo absolutnie nieodpowiedzialni.
Gdzieś musiał być mężczyzna odpowiedni dla niej. Miała tylko nadzieję, że okaże się równie zabawny jak Alec.
ROZDZIAŁ 3
Dyscyplina to podstawa szacunku do samego siebie.
Jak wieść idealne życie
Następnego dnia Alec stał w kolejce przy barku ulicznym, mając nadzieję, że zdąży coś przegryźć przed drugą lekcją z Christine.
– Jak leci najnowszemu instruktorowi narciarskiemu w Silver Mountain? – zagadnął go ktoś z tyłu.
– Zamknij się. – Alec zaśmiał się, kiedy odwrócił się i zobaczył swojego przyjaciela Trenta szczerzącego zęby.
Najwyraźniej Bruce wygadał się połowie okolicy, że Alec Hunter zniżył się do dawania lekcji jazdy na nartach. Teraz wszyscy faceci mieli ochotę ponabijać się z niego. Trudno się dziwić. Jeśli idzie o pracę w górach, panował tu wyraźny porządek dziobania. Alec jako koordynator ekipy ratowniczej hrabstwa był na szczycie, za nim plasowali się strażnicy leśni i personel pogotowia, goście tacy jak Trent z patrolu narciarskiego i wreszcie najniżej znajdowali się instruktorzy narciarscy, ledwie przed obsługą wyciągu.
Szeroki uśmiech rozkwitł na twarzy Trenta.
– Narzeczona Willa mówi, że twoja studentka to niezła laska. Alec tylko się uśmiechnął, rozpoznając starą sztuczkę – kumpel próbował wyciągnąć od niego więcej, niż on zamierzał powiedzieć. Nie potrzebował dodatkowych żartów ani konkurencji. Zwłaszcza że Trent był w typie Włocha, brunet, na którego kobiety natychmiast leciały. Chociaż Alec, który już urodził się jako przystojniak, też nie miał kłopotu z podbojami miłosnymi. Trent poruszył brwiami.
– Lacy ma rację czy tylko mnie podpuszczała?
– Lacy. Cholera, przypomniałeś mi. – Alec zerknął w stronę pubu po drugiej stronie placu. – Pożyczysz mi dwudziestkę, co?
– A dlaczego? – zapytał Trent, chociaż już sięgał po portfel.
– Bo mam przy sobie tylko dwadzieścia. Jak zapłacę Lacy za wczorajszy lunch, to nie będę miał na dzisiejszy.
– Niech zgadnę. Znowu zgubiłeś kartę do bankomatu?
– Gdzieś zapodziałem – poprawił go Alec.
– Przysięgam, masz w mózgu czarną dziurę, w której giną wszystkie myśli na temat pieniędzy.
– Może po prostu jestem zbyt zajęty myśleniem o ważniejszych rzeczach, na przykład ratowaniu ludzi przed skutkami ich własnej głupoty, i nie marnuję mózgu na myślenie o rzeczach mało istotnych.
– Wiesz, nie rozumiem cię. Potrafisz zapanować nad milionem detali sprzętu ratowniczego, ale nigdy nie pamiętasz, gdzie położyłeś portfel albo klucze. To po prostu dziwne. – Trent trzymał dwudziestkę między dwoma palcami, jakby to była łapówka. – A teraz opowiedz mi o swoim króliczku.
– Nie ma o czym mówić. – Alec zabrał banknot. – Jest taka śliczna, jak mówi Lacy?
– Niezła.
Uśmiechnął się do siebie, słysząc to nad wyraz delikatne określenie. Po wczorajszym dniu nie mógł się doczekać dzisiejszej lekcji. Całe jego ciało reagowało, gdy przypominał sobie, jak zmysłowo odpowiadała na każde jego dwuznaczne spojrzenie.
– Ożeż ty! – Trent zsunął okulary przeciwsłoneczne, żeby przyjrzeć się twarzy Aleca. – Zamierzasz pokazać jej parę ćwiczeń poza stokiem, nie?
Alec spiorunował go najostrzejszym spojrzeniem, które, jak podejrzewał, wcale nie było tak ostre, bo nigdy na nikim nie robiło wrażenia.
– Nabijaj się dalej z tego, że pomagam Bruce’owi, a nie dam ci się przejechać terenowym motorem, który zamierzam kupić sobie z pieniędzy za lekcje.
– Myślałem, że przestaniesz wydawać własne pieniądze na sprzęt dla hrabstwa.
– No tak, ale… widziałeś nowe motory ratownicze?
– Och, jasne. – Trent złapał się za serce. – Czytałem artykuł w „Magazynie Ratowniczym” i tak się zaśliniłem, że musiałem zmienić koszulkę.
Kiedy przyszła jego kolej, Alec wziął podwójnego hamburgera z serem, największą porcję frytek, dużą colę i czekoladowy koktajl, a potem poczekał, aż Trent zamówi coś dla siebie. Potem już z tackami poszukali wolnego stolika na ulicy, skąd rozciągał się widok na stoki. Ponieważ sezon zaczął się na dobre, musieli zadowolić się nieuprzątniętym stolikiem. Alec odsunął śmieci na bok i rzucił się do zapychania żołądka, nim z głodu przyschnie mu do kręgosłupa. Kiedy podskoczył mu poziom cukru we krwi, z błogością przewrócił oczami. Boże, może jednak przeżyje, doszedł do wniosku, przełykając garść posolonych frytek.
– Nie widziałem sprawozdania na temat ruchu pojazdów śnieżnych, kiedy zajrzałem dziś rano na posterunek strażacki. Widziałeś, żeby ktoś jechał w góry?
Trent skrzywił się do Aleca.
– Myślałem, że wziąłeś tydzień wolnego.
– No bo wziąłem.
– Wiesz co, Hunter? – Trent odłożył hamburgera. – Nie jestem pewien, czy dociera do ciebie idea urlopu. Widzisz, większość ludzi wyjeżdża wtedy gdzieś odpocząć i się zabawić.
– Aha, i przyjeżdżają do Silver Mountain. – Machnął ręką, ogarniając kurort, począwszy od sklepów i restauracji z bożonarodzeniowymi dekoracjami, skończywszy na pokrytych śniegiem górach. – Szczęściarz ze mnie, że już tu jestem.
– To przynajmniej powstrzymaj się od przychodzenia codziennie do biura.
– Nie mogę. Muszę podrzucać Buddy’ego. – Mówił o swoim golden retrieverze, jednym z najlepszych psów ratujących ofiary lawin w hrabstwie. – Wiesz, jaki się robi smutny, gdy nie pracuje. Chłopcy z remizy obiecali, że pozwolą mu jeździć z nimi, kiedy będę dawał lekcje. Ponieważ biuro mam tuż obok, to trudno nie zajrzeć po drodze.
– Jasne. – Trent pokiwał sceptycznie głową. – Tylko podrzuciłeś Buddy’ego i wcale nie wziąłeś się do żadnej roboty.
– Zdefiniuj słowo „robota”. – Widząc irytację przyjaciela, Alec zmiękł. – No dobra, może zerknąłem na raporty strażników leśnych.
– No tak.
– Wygląda na to, że w Parks Peak śnieg już solidnie się nawarstwił.
– Aha. – Trent spokojnie włożył frytkę do ust.
– Wysadzicie go?
– Jeśli dziś rano znowu będzie padał śnieg, to wysadzimy go jutro rano.
– Wykorzystacie nowy sprzęt lawinowy? – Aha.
– Przyda wam się pomoc? – Nie.
– Bo gdyby jednak…
– Alec. – Trent skrzywił się. – Masz urlop.
– Stary – jęknął – i to jest problem z urlopem. Nie ma żadnej zabawy.
Trent parsknął śmiechem.
– Ty naprawdę jesteś wariat, wiesz?
– No to co z tego? Bywa.
– A co do wieczoru kawalerskiego Willa w piątek – zmienił temat Trent. – Wszystko załatwiłeś?