Выбрать главу

– To co z tym przekładaniem?

– Przekładaniem? – Zamarła.

– Aha. Wczoraj byłaś zbyt zmęczona, ale powinnaś już przyzwyczaić się do wysokości. Masz ochotę skoczyć na drinka przed kominkiem, o którym wspominałem?

– Ach. No tak. Hm…

Patrzył, jak walczy z odpowiedzią, wyczuwając, że ma ochotę powiedzieć „tak”.

– Daj spokój. Rozprostujesz nogi przy ogniu, pociągniesz łyk grzanego rumu…

– O tej porze dnia wolę kawę.

– Serio? Wiesz, co dobre. Jeśli barem zajmuje się Harvey, to zrobi nam dzbanek zabójczej kawy.

– Nie mogę. Serio. Mam coś do załatwienia.

– Jeden kubek. Żeby odtajać. – Patrzył jej w oczy i widział, że walczy z pokusą. – Odpocząć, zrelaksować się.

Zmarszczyła brwi.

– Nie powinnam.

Aha! „Nie mogę” zamieniło się w „nie powinnam”. Uśmiechnął się do niej.

– Wymasuję ci stopy.

– W barze? – Wytrzeszczyła oczy.

– Możemy pójść do mnie, jeśli wolisz.

– Obawiam się, że muszę spasować.

– W kwestii kawy czy masażu?

– W obu. – Żal zagrał w jej głosie. – Naprawdę mam coś do roboty. Jasne?

Ach, ale chciała się zgodzić. Widział to w każdym rysie jej twarzy, kiedy jej oczy błagały, żeby nie kusił bardziej. Aha, jasne. Jakby zamierzał zrezygnować, gdy oczywiste było, że ona ma ochotę na niego równie mocno jak on na nią. Zachęcony przysunął się i powiedział z niemieckim akcentem:

– Opór nie ma sensu. Zawojuję cię swoim wdziękiem.

Z trudem powstrzymała uśmiech. Oparła o jego pierś dłoń w rękawiczce, jakby się bała, że ją pocałuje.

– Ale widzisz, mam alergię na czarujących facetów. Dlatego wzięłam przeciwko nim szczepionkę.

– Nową szczepionkę przeciwko wdziękowi? – Cmoknął z dezaprobatą i położył dłoń na jej ręce. – Nie chcę cię martwić, ale ta szczepionka to niewypał. Po jakimś czasie przestaje działać, a wtedy stajesz się jeszcze bardziej wrażliwa. Lepiej poddaj się od razu i rozkoszuj uczuleniem.

– Nie mogę. – Odsunęła się i pokręciła głową. – Przykro mi. Mam coś do zrobienia i muszę być grzeczna.

– Ale o wiele zabawniej jest rozrabiać. – Wiem!

– Więc chodź do pubu.

Na jej twarzy pojawiła się irytacja i wtedy zorientował się, że przegrał. Dzisiaj.

– Do zobaczenia jutro – powiedziała i przerzuciła narty przez ramię.

– Jeśli zmienisz zdanie, będę w pubie! – zawołał, gdy ona ruszyła do przebieralni za kasą.

Uśmiech wypłynął na jego twarz. Yhm, podobał jej się, bez wątpienia. Musiał ją tylko zmusić, żeby się przyznała.

Z nartami na ramieniu poszedł w przeciwnym kierunku, pogwizdując pod nosem.

ROZDZIAŁ 4

Lepiej celować za wysoko, niż zgodzić się na za mało.

Jak wieść idealne życie

Christine nie była pewna, czy powinna rozpierać ją duma, bo oparła się pokusie, czy też ma się poddać przygnębieniu, bo spędza samotnie drugi wieczór z rzędu, podczas gdy mogła siedzieć w pubie i pić „zabójczą kawę” przed kominkiem z mężczyzną, który potrafił ją rozbawić.

Czując, że przygnębienie zwycięża, włączyła laptopa.

Temat: Mam nadzieję, że jesteście zadowolone.

Wiadomość: Okazało się, że macie rację. Wybrałam następnego nieudacznika. Naprawdę nie wiem, jak to się dzieje. Mam napisane na czole „kocham nieudaczników”? Problem w tym, że naprawdę lubię tego faceta, chociaż nie ma pracy i chyba dużo czasu spędza w barach z „chłopakami”. Co ze mną nie tak?!

Amy: Och, Christine, tak mi przykro. Naprawdę miałam nadzieję, że będziesz miała lepsze wieści.

Maddy: Ja też. Ale nie trać wiary. Szczerze wierzę, że na każdą z nas czeka druga połowa, ale jak napisała Jane, musisz wiedzieć, czego chcesz, i nie zgadzać się na mniej.

Christine napisała: Chcę tylko kogoś, kto mnie pokocha. I wtedy zamarła. Jak to brzmi? Skasowała tę linijkę i wystukała raz jeszcze: Dzięki, dziewczyny. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.

Następnego dnia Christine zachowywała się najlepiej jak umiała. Zdławiła przypływ radości na widok Aleca czekającego przy mapie szlaków, ignorowała to, jak dech jej zapiera każdy jego uśmiech, opierała się pokusie flirtowania z nim i kompletnie wypierała mrowienie w ciele, gdy jej dotykał. Czas wspólnie spędzony znowu szybko minął, a pod koniec lekcji, gdy odpinała narty, pogratulowała sobie w myślach.

Była tak grzeczna, że zasłużyła na medal.

– Cóż… – Wyprostowała się z uprzejmym uśmiechem. – Dziękuję za kolejną wspaniałą lekcję.

– Nie ma sprawy. – Zarzucił narty na ramię. – Robisz szybkie postępy.

– Mam nadzieję. Już za kilka dni przyjedzie mój starszy brat. Więc do zobaczenia jutro?

– Właściwie jeśli idziesz do siebie, to odprowadziłbym cię, bo też idę do Central Village.

– Och. – To ją zaskoczyło. – Nie musisz zmienić butów?

– Zostawiłem rzeczy w przebieralni.

Nie robił tego wcześniej, najwyraźniej już wcześniej to zaplanował.

Kiedy przeszli przez plac, rozpaczliwie zastanawiała się, jak wymigać się od wspólnego spaceru do Central Village. Na stoku dzięki lekcjom wszystko było pod kontrolą, a jazda ograniczała rozmowy. Gdy będą razem szli, nic już im nie przeszkodzi.

Jednak gdy odstawiali narty i wchodzili do przebieralni po rzeczy, Alec trzymał się neutralnych tematów, podsumowując to, nad czym pracowali tego dnia. Kolorowe stosy ubrań i sprzętu walały się na ławkach, podczas gdy narciarze się przebierali. Ponieważ wszyscy nosili długie kalesony, nie było sensu robienia osobnych przebieralni dla kobiet i mężczyzn. Poza tym większość osób tak jak oni tylko zmieniała buty, co trwało raptem minutę.

Christine przyczepiła rączkę do oblepionych śniegiem butów narciarskich, a Alec zostawił swoje w szafce. Kiedy wyszli z przebieralni na mróz, zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu, że nie wraca do mieszkania, ale idzie do East Village coś załatwić.

– Ja poniosę – powiedział, zabierając jej narty.

– A twoje?

– Wezmę je później. Gotowa?

Uniósł wyzywająco brew, jakby czytał w jej myślach i wiedział o zmyślonym pretekście. I mocno trzymał jej narty. Co miała zrobić – wyrwać mu je?

Poza tym to było dziecinne. Co złego jej się stanie, jeśli po prostu przejdzie się z nim kilka minut? Nie zamierzała go zapraszać do siebie, żeby mogli obściskiwać się na sofie rodziców. Na samą myśl poczuła, jak rośnie w niej pożądanie. Bezlitośnie je odepchnęła.

– Dobrze. – Skinęła głową w stronę nart. – Dzięki.

– Prowadź.

W jego uśmiechu było ciepło, które przepływało przez nią. Ruszyli chodnikiem.

„Co robisz? – dopytywało się jej sumienie. – Powinnaś mu odmówić”.

„Och, zamknij się – odwarknęła druga jej część. – Tylko z nim idę”.

Nagle wyobraziła sobie, że idzie deptakiem z dwiema miniaturowymi wersjami siebie na ramionach, jedną przebraną za anioła, a drugą ubraną w czerwony koronkowy gorset z podwiązkami, z widłami i rogami. Fakt, że druga z nich wyglądała dokładnie tak jak jej tatuaż na pupie, sporo mówił o tym, której z nich częściej słucha.

„Ale nie dzisiaj – obiecała aniołowi. – Dzisiaj będę grzeczna”.

Żeby oderwać myśli, rozejrzała się po sklepach. Na wszystkich wystawach królował Święty Mikołaj z elfami.

– Naprawdę starają się tutaj o świąteczny nastrój. Rozejrzał się.

– We wszystkie święta idą na całego. To jedna z tych rzeczy, które lubię w tym miejscu.