– Przestań…
– Wiesz co, gdybym był gliną, powiedziałbym, że nawet mi na taką wyglądasz. Dziewczyna z małego miasteczka, której nikt nie lubił. Zabiłaś matkę, żeby się wyrwać, a rywalki, żeby ci nie robiły konkurencji. Czy w Georgii stosują truciznę przy wyrokach śmierci? Nie pamiętam, ale coś mi się zdaje, że przysięgli nie mieliby problemów, żeby takiego śmiecia jak ty odesłać, gdzie jego miejsce. Zamkną cię w dusznej celi, odbiorą dziecko, a potem przywiążą pasami do wózka i wpakują igłę w żyłę.
– Nienawidzę cię – wyszeptała Ginny. – Czemu jesteś taki podły?
– A czemu z ciebie taka ofiara losu? Dlaczego sprzedajesz własne ciało i jeszcze pozwoliłaś sobie zrobić dziecko? Zdaje się, że ty masz kłopoty. Ja ci nie zawracam dupy po nocach biadoleniem do słuchawki.
– Jesteś potworem.
– Nie, jestem szefem w tym układzie. Lepiej o tym nie zapominaj. A teraz spierdalaj i nie zawracaj mi więcej głowy. Gliny są od zadawania pytań, ty masz mieć mordę zamkniętą na kłódkę. Zrozumiałaś?
– Chcę ją zobaczyć.
– Dziewczyno, chyba mnie nie słuchałaś…
– To była moja matka! Teraz sama będę mamą, a… To nie w porządku. Mam wyrzuty sumienia, że tak to się skończyło. Chcę z nią ostatni raz porozmawiać, powiedzieć jej o dziecku. Pogodzić się. Pożegnać.
– Co ty, kurwa, odbiło ci?
– Ona gdzieś jest, prawda? Musiałeś ją gdzieś zakopać albo spalić, nie wiem, co tam robisz z ciałami. Ale gdzieś jest. Ma grób? Powiedz mi tylko gdzie, to ja… Nic nie będę ruszać. Tylko porozmawiam.
– Jackie… – szepnął nerwowo Sal.
– Czy ty masz gdzieś ukryty mikrofon? - ryknął niespodziewanie Dinchara.
– C… co ty, zwariowałeś?
– Wystawiłaś mnie? Wy stawiłaś mnie!
Odgłos wciąganego powietrza; krótki, przerywany szloch Ginny.
– Jackie! – Coraz bardziej natarczywy głos Sala. Kimberly zerwała się z miejsca, próbując wymyślić, co dalej.
– Gdzie on jest! POKAŻ!
– Przestań, to boli! Puść rękę! Chcę tylko porozmawiać z matką. Nigdy nie miałeś do czynienia z kobietą w ciąży? To hormony. Naprawdę!
– Gdzie to schowałaś, gdzie to jest! Kurwa mać…
– Nie rób tak! Auć, boli! O Boże, puść mnie…
Kimberly dopadła drzwi furgonetki, chwyciła za klamkę i już miała otwierać. W tym samym momencie, gdy usłyszała w słuchawce wrzask Ginny, z drugiej strony głowy rozległo się niespodziewanie walenie do drzwi.
– Hej – w chaos wdarł się szczebiotliwy głos agentki Sparks – Widzę, że macie tu niezłą imprezkę, można się przyłączyć? – Znów piskliwy chichot, odgłos strzelającej gumy do żucia. - Zajebista fura. Lubisz ostrą jazdę, co? Może mnie przewieziesz?
– Rany boskie, co ona wyprawia… – Sal wyglądał, jakby zaraz miał dostać zawału. Siedział zgięty wpół i trzymał się za głowę.
Kimberly zastygła przy drzwiach. Sparks ciągnęła swój monolog.
– Tyle błota to ja ostatni raz widziałam, jak jechałam traktorem taty po naszej farmie.
– Spływaj – syknął Dinchara. – To prywatna impreza.
– Czekaj, czekaj. Mało dziś klientów. Zawsze warto spróbować, nie? Zwłaszcza z takim przystojniakiem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam faceta z wszystkimi zębami. Ty, mała, w ciąży jesteś?
– Jestem zmęczona - jęknęła Ginny. – Chyba już pójdę.
– No ja myślę. Przychodzisz do pracy z brzuchem? Krzywdę se zrobisz.
– Niech to szlag… – zaklął Dinchara. – Ja też już mam dosyć.
– Ej, spokojnie. Noc jeszcze młoda. Jak chcesz się pobzykać, kochasiu…
Skrzypienie drzwi samochodu. Odgłosy przepychanek. Wystraszony krzyk Ginny. Przekleństwo rzucone pod nosem.
– Puśćże mnie, do cholery!
– Ejże, kochasiu…
– Nie jestem twoim zasranym kochasiem. Spieprzaj z mojego wozu!
– Dobra, dobra, po co te nerwy. Strasznie mnie kręcą skórzane siedzenia. Przypominają mi się świnki na farmie tatusia.
– WYNOCHA!
– Już idę, idę, nie rzucaj się tak. Faceci. Kupi se taki bajerancką furę i myśli, że jest panem świata.
Kroki. Trzaśnięcie drzwi. Ryk zapalanego silnika. W słuchawce ponownie głos Jackie. Krótko i zwięźle:
– Obiekt oddala się w kierunku północnym.
Ten komunikat wyrwał ich z odrętwienia. Sal złapał radio i zawiadomił patrole drogowe, podając opis pojazdu. Kimberly odsunęła drzwi furgonetki, przygotowując się na powrót dziewcząt.
Dostrzegła Sparks kilkanaście metrów dalej. Biegła ulicą, ciągnąć Ginny za sobą. Ginny miała na policzku czerwony ślad od uderzenia. Kapało jej z nosa, tusz spływał po twarzy.
– Co to za jedna, do cholery? – wrzasnęła, gdy tylko zauważyła Kimberly. – Wysłaliście za mną szpiega?
– Raczej coś w rodzaju wsparcia – odpowiedziała Kimberly.
Pomogła im wsiąść, rozejrzawszy się uprzednio na wszystkie strony. Na razie wszystko szło dobrze. Zasunęła drzwi, a agentka Sparks przekazała jej podopieczną i uniosła rękę w geście triumfu.
– Przyniosłam wam prezent – oznajmiła. – Spójrzcie, co wypadło z auta w czasie szamotaniny: mamy jego but!
23
„U większości gatunków […] miejsce samca jest «w przewodzie pokarmowym jego żony». „ (Burkhard Bilger, Spider Woman, „New Yorker”, 5 marca 2007)
Kimberly wracała do domu cała podekscytowana. O trzeciej rano na autostradzie było wreszcie pusto, więc mknęła przed siebie, nucąc pod nosem i bębniąc palcami w kierownicę. Żałowała, że nie siedzi teraz w porsche. W taką noc chętnie by się wcisnęło gaz do dechy i patrzyło, jak wskazówka szybkościomierza przechyla się na prawo.
Tymczasem jadąc swoim passatem kombi, nie przekraczała bezpiecznych stu na godzinę. Za to myśli w jej głowie wirowały z zawrotną prędkością.
Sal z samego rana będzie chciał złożyć wniosek o powołanie wspólnej grupy operacyjnej złożonej z agentów federalnych i policjantów. Dinchara wprawdzie nie przyznał się do porwania i zabicia zaginionych prostytutek, ale też nie brzmiał i nie zachowywał się jak niewinny człowiek. Byli na dobrym tropie, a dzisiejsze nagranie powinno im jeszcze pomóc.
Niestety patrole drogowe nie natknęły się na jego samochód. Kimberly to zanadto nie zdziwiło. Pod prymitywną powierzchownością tego człowieka wyczuwała zimną, wyrachowaną inteligencję. Nawet na własnym terenie przezornie nasuwał czapkę na twarz, a tablice rejestracyjne ochlapał błotem. Podejrzewała, że wcześniej odpowiednio zabezpieczył sobie drogę ucieczki z Sandy Springs.
Policja pozostała jednak w stanie gotowości, więc można liczyć na to, że w ciągu kilku dni ktoś zauważy jego toyotę. Poza tym Sal zamierza zabrać Ginny i agentkę Sparks do specjalisty od portretów pamięciowych. Kiedy rysunek będzie gotowy, puści się go w obieg.